Czy był sens likwidować wydawnictwo, które przynosi zyski i wydaje wartościowe książki? Rafał Skąpski – prezes Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek, w latach 2005-2015 dyrektor Państwowego Instytutu Wydawniczego, w latach 2012-2015 likwidator PIW W jakich okolicznościach dowiedział się pan, że nie jest już dyrektorem i likwidatorem Państwowego Instytutu Wydawniczego? – Przez telefon. Wszystko ułożyło się nieszczęśliwie, ponieważ w piątek 3 lipca podjąłem decyzję o wzięciu kilku dni urlopu. Jako likwidator byłem zobowiązany do informowania Ministerstwa Skarbu Państwa o moich dniach wolnych, ale nie musiałem występować o zgodę. Umowa o pracę zobowiązywała mnie do zawiadamiania, ale nie określa trybu i czasu, kiedy powinienem był to zrobić. Odpowiedni dokument złożyłem w sekretariacie PIW, ale nie dotarł on do ministerstwa. Był pan zaskoczony decyzją Ministerstwa Skarbu Państwa? – Ta decyzja zaskoczyła mnie o tyle, że wydawało mi się, że w okresie przedwyborczym rząd nie podejmie tak niefortunnej decyzji. Miałem natomiast świadomość, że jestem coraz bardziej niewygodnym likwidatorem. Moje wynagrodzenie było sukcesywnie obniżane. W ostatnim czasie zarabiałem 50% tego, co na początku. Działo się to bez jakichkolwiek wyjaśnień. Decyzje o wysokości moich wynagrodzeń (na początku co pół roku, ostatnio co dwa miesiące) wpływały do PIW z opóźnieniem kilku tygodni, ale z mocą wsteczną, co nie jest w zgodzie ani z przepisami, ani też z dobrym obyczajem. Decyzja o zmianie likwidatora nosi datę 3 lipca i wywołuje skutki od tego dnia, jednak do południa 6 lipca nikt w PIW o niej nie wiedział. W oświadczeniu wydanym przez Ministerstwo Skarbu Państwa można przeczytać, że nie chciał pan współpracować z resortem. – (Dyr. Skąpski uśmiecha się). Zostałem powołany na likwidatora w sposób szczególny, kiedy następowała zmiana kierownictwa w Ministerstwie Skarbu Państwa. Funkcję ministra po Aleksandrze Gradzie przejął Mikołaj Budzanowski. Zostałem zaproszony na rozmowę do ministra Budzanowskiego, który poinformował mnie, że zastał przygotowaną do podpisu dokumentację o postawieniu wydawnictwa w stan likwidacji. Minister niejako usprawiedliwiał się, że on to musi podpisać. Idąc na spotkanie, zostałem zawiadomiony przez panią dyrektor departamentu nadzorującego PIW, że na stanowisko likwidatora jest wyznaczony ktoś, kto zastąpi mnie z dnia na dzień. Pamiętam zdziwienie na twarzy tej pani dyrektor, gdy minister powiedział: „To pan będzie likwidatorem PIW, bo wierzę, że jest pan w stanie zlikwidować dług, nie likwidując PIW”. Te słowa były dalszą przesłanką moich działań. Odnosząc się do zarzutów ministerstwa, mogę powiedzieć jedynie, że dążyłem do oddłużenia PIW, aby wolne od długów przedsiębiorstwo stało się przedmiotem refleksji nad tym, czy jest sens likwidować wydawnictwo, które przynosi zyski i wydaje tak wartościowe książki. Gdy widzę błąd – nie milczę W jakiej kondycji finansowej znajdował się PIW w 2005 r., kiedy został pan jego dyrektorem? – Na szefa PIW zostałem wybrany w konkursie spośród 33 kandydatów. Obejmując wydawnictwo, zastałem je w sytuacji katastrofalnej, z lawinowo narastającym długiem. Co roku do kwoty zadłużenia dopisywano od 300 do 500 tys. zł. PIW w zasadzie nie miał płynności, a wierzyciele, autorzy i pracownicy dopominali się należności. Łączny dług sięgał 7 mln zł. Równocześnie oferta i plan wydawniczy były nadzwyczaj skromne i mało ambitne. Podjąłem rozmowy ze wszystkimi drukarniami oraz z większością wierzycieli i ustaliliśmy pewien okres karencji i zaufania do mnie. Pierwszy niepełny rok mojego urzędowania zakończyłem ze stratą zaledwie 65 tys. zł. Każdy następny rok przynosił zysk. (Wyjątkiem był rok 2012, kiedy przepisy nakazywały przeszacowanie in minus majątku przedsiębiorstwa postawionego w stan likwidacji). Każde sprawozdanie finansowe – kiedy tylko MSP życzyło sobie tego – było przedmiotem badań audytora wybranego przez ministerstwo. Nie stwierdził on nigdy żadnych uchybień w dokumentach i podawanych w nich danych. Z całą odpowiedzialnością twierdzę, że w porównaniu do roku 2005 i do lat następnych PIW jest w sytuacji co najmniej zadowalającej, posiada nieruchomość o wartości siedmiokrotnie przekraczającej resztkę długu. Szkoda, że nie widzi tego rzecznik MSP, który niemal w każdej wypowiedzi straszy PIW syndykiem, tak jakby sam chciał tę sytuację wywołać. Czy to działanie na korzyść przedsiębiorstwa? Wiemy, że dług PIW zmniejszył pan o 80%. Ministerstwo Skarbu Państwa twierdzi jednak, że udało się to osiągnąć jedynie dzięki wynajmowaniu powierzchni w siedzibie wydawnictwa przy ul. Foksal. – To śmieszny zarzut. Przedsiębiorstwo ma prawo czerpać korzyści









