Szkoła boi się seksu

Szkoła boi się seksu

Prezerwatywa stała się narzędziem walki ideologicznej

Prof. Zbigniew Izdebski, pedagog i seksuolog, pracownik naukowy Uniwersytetu Zielonogórskiego i Warszawskiego, gdzie kieruje także Podyplomowym Studium Wychowania Seksualnego i jest prodziekanem Wydziału Pedagogicznego. Współautor podręczników wychowania do życia w rodzinie, realizator programów badawczych WHO, członek zespołu doradczego przy ministrze edukacji ds. wprowadzenia przedmiotu wiedza o życiu seksualnym człowieka. W latach 1999-2003 kierował Towarzystwem Rozwoju Rodziny. Dwa lata temu założył Stowarzyszenie do walki z Dziecięcą Prostytucją i Pornografią „Pro-Ecpat”.

– Zatrzaśnięte drzwi miłości, molestowanie, narzędzie niszczenia rodziny – takie znalazłam określenia edukacji seksualnej.
– Przejawy aktywności seksualnej dzieci i młodzieży są poddawane nie osądom, ale raczej przesądom, i to ze strony rodziców, wychowawców, a także osób, które określiłbym jako wątpliwej jakości strażników moralności. Powód? Mało wiemy na temat tej sfery życia jednostki, bo problematyka jest w naszym kraju bardzo trudna do badania. Już samo hasło seksualność dzieci czy młodzieży wywołuje u wielu dorosłych niepokój. – Dlaczego?
– Dorosłym wydaje się, że młodzi tego jeszcze nie robią, a młodym, że dorośli już tego nie robią. Poza tym żyjemy w społeczeństwie, gdzie jest tabu dotyczące seksualności osób młodych, jak również niepełnosprawnych i starych.
– Mam wrażenie, że kiedy zaczyna się mówić na temat seksu nastolatków, rozum na pewno śpi.
– Wynika to z bardzo wąskiego podejścia do tematu. Nie możemy zapominać, że edukacja seksualna to nie tylko biologia związana z seksualnością, ale i wiedza z innych dziedzin, która musi być dostarczona młodemu człowiekowi, tak żeby mógł zrozumieć poszczególne fazy swojego życia. Aby zrozumieć swoją seksualność, potrzebujemy wiedzy nie tylko seksuologicznej, lecz także medycznej, biologicznej i psychologicznej.
– Już słyszę argumenty osób, które mówią, że jest to zwykła techniczna nauka współżycia. I tyle.
– Nie mogę odpowiadać za fantazje ludzi, którzy są przeciwnikami mówienia o seksualności człowieka. Ale mówiąc poważnie – przy takim podejściu do problematyki seksualności nigdzie nie dojdziemy. Na tych pozbawionych merytorycznych argumentów sporach tracą młodzi ludzie. Rośnie kolejne pokolenie źle wyedukowane w dziedzinie miłości, bo przecież seks jest tylko jej dopełnieniem.
– Ale te fantazje są głośno artykułowane, a co najważniejsze znajdują zwolenników.
– Dzieje się tak pewnie dlatego, że w Polsce wychowanie seksualne jest sprawą o charakterze politycznym. Nie dopracowaliśmy się tego, by było ono traktowane wyłącznie jako element edukacji.
– W takim razie w jaki sposób powinien być realizowany ten przedmiot? Jakie są standardy światowe?
– Nauczanie powinno promować to, co określamy jako zdrowie seksualne, czyli zespół biologicznych, emocjonalnych i społecznych czynników zdrowia niezbędnych do pozytywnego rozwoju osobowości, komunikacji i miłości. Nie wiem, dlaczego ludzi zajmujących się tym problemem ocenia się tak prymitywnie, jako osoby opisujące wyłącznie spółkowanie.
– Może dlatego, że nie nawołują, by rozpoczynać współżycie dopiero po ślubie?
– Nie jestem specjalistą od seksu przedmałżeńskiego. Niech każdy dokonuje wyboru bez konfliktu ze swoim systemem wartości. Jeżeli ktoś, zgodnie ze swoim światopoglądem, ma koncepcję rozpoczęcia życia seksualnego po ślubie, to proszę bardzo. Ale jednocześnie ktoś, kto dokonuje innego wyboru, nie może być traktowany jako gorszy.
– Na jakim etapie są ci wszyscy, którzy chcieliby wprowadzić przedmiot zgodnie ze standardami, o których mówiliśmy?
– Nie udało się nam wprowadzić wychowania seksualnego ani w kategoriach edukacji zdrowotnej, ani zdrowia seksualnego.
– Ale oczywiście młodzież jakoś sobie radzi.
– Jeżeli wiedza jest w szkole ograniczana, a w domu przemilczana, głównym źródłem informacji stają się rówieśnicy. Ci przekazują zwulgaryzowane sceny i niebezpieczne treści. To naprawdę nie jest grupa, która najlepiej wprowadzi młodego człowieka w świat seksualności.
– Jest pan także doradcą rodzinnym, kierującym poradnią. Jaki jest typowy problem młodych ludzi, pokazujący, że są nieprzygotowani do dorosłości?
– Często nie potrafią się odnaleźć w tym swoim dorastaniu. Oto 17-letnia dziewczyna i chłopak. W sferze oczekiwań seksualnych są to dwa różne światy. Ona chce mieć zaspokojoną potrzebę przynależności i miłości, chce mieć chłopaka, takiego żeby z nim pójść na dyskotekę, pocałować, popieścić, ale jej największym pragnieniem nie jest jeszcze współżycie. Natomiast dla chłopaka, ze względu na napięcie seksualne, bywa ono najważniejsze. Myśli na skróty. Poza tym uważa, że z poglądami na seks tej dziewczyny jest tak jak z reklamą piwa bezalkoholowego. Robi się oko i każdy wie, o co chodzi. Podobnie ta dziewczyna – mówi nie, ale tylko dlatego, że tak wypada. Naprawdę ma ochotę, przynajmniej tak to sobie wyobraża chłopak.
– Co mogłaby w tej sytuacji zmienić dobra edukacja seksualna?
– Wychowanie seksualne jest u nas wychowaniem do wstydliwości, tymczasem powinno uczyć dobrego komunikowania się. Dziewczyna mogłaby porozmawiać ze swoim chłopcem o uczuciu, powiedzieć o swoich oczekiwaniach. Ale nie zrobi tego, bo nikt jej nie nauczył rozmowy. Mało tego – ani on, ani ona nie wiedzą, że ich potrzeby seksualne są różne i że jest to naturalne w tym wieku. Rozmowa o potrzebach seksualnych to temat tabu nie tylko dla nich, ale przede wszystkim dla wychowujących ich dorosłych.
– Właściwie cały czas obracamy się wokół słów tabu. O pewnych sprawach, jak u Dulskich, nadal się nie mówi.
– Tę tezę zilustruje świetnie przykład. Byłem w pewnej szkole, gdzie od trzech lat uczniowie mieli wychowanie do życia w rodzinie. Zostałem tam zaproszony z okazji pierwszego dnia wiosny. I co mnie przywitało? Transparent z hasłem, że może chociaż tego dnia będzie można w szkole użyć słowa seks. Bowiem nauczycielka wykładająca ten przedmiot przez wszystkie lata edukacji nie wypowiedziała ani razu „strasznego” słowa seks.
– Żeby uczyć, trzeba najpierw samemu posiąść wiedzę. Jaką mają pedagodzy?
– Nauczyciele nie są na ogół dobrze przygotowani. Na kursach kwalifikacyjnych przekazywana jest często wiedza nierzetelna. Oczywiście, znam także wiele przykładów otwartych pedagogów, mających dobre relacje z uczniami, ale mam wrażenie, że nauczyciele po prostu się boją i wolą pewnych tematów nie podejmować. Tak jest bezpieczniej. Człowiek nikomu się nie narazi – ani księdzu, ani wójtowi, ani innym świętym, którzy uzurpują sobie prawo do decydowania, jak powinno się prowadzić edukację seksualną.
– Wszyscy traktują temat jak gorący kartofel, ale właśnie dzięki temu ciągle pojawia się w mediach, często w ostrych dyskusjach. Jaki to ma wpływ na opinie Polaków? – Przyzwolenie społeczne jest coraz większe. Tyle że z realizacją jest o wiele gorzej. Przedmiot ma charakter fakultatywny – może być realizowany, ale nie musi. To mu szkodzi i to na pewno należy zmienić. Natomiast nie upierałbym się przy postulacie zwiększenia liczby godzin. W programie jest 14 lekcji, gdyby były uczciwie wykorzystane, można by przekazać rzetelną wiedzę. Ale zanim dojdzie do realizacji programu, dyrektor placówki zastanawia się, w którym miejscu planu umieścić przedmiot, powinien też uzyskać zgodę rodziców. Te wszystkie utrudnienia tworzą aurę sensacji, wywołują przekonanie, że jest to jakiś szczególny, podejrzany przedmiot. A przecież treści przekazywane na historii czy języku polskim nie są konsultowane z rodzicami. Wszystkie te zachody są tym bardziej zdumiewające, że edukacja seksualna jest elementem wiedzy o człowieku. Na pewnym poziomie kształcenia trzeba tę wiedzę posiadać. I tyle.
– Mówił pan, że edukacja seksualna stała się tematem politycznym. Jaki to wpływa na decyzje dyrektorów, od których zależy, czy przedmiot w ogóle trafi do planu lekcji?
– Wszystko jest chwiejne i zmienne – zarówno rząd, jak i samorządy – nie wiadomo, jaka władza za chwilę przyjdzie, tymczasem dyrektor szkoły chciałby mieć święty spokój. Znam sytuację, gdy dyrektor sam sugerował rodzicom: „Chcielibyście państwo zwiększyć liczbę godzin języka angielskiego, ale niestety jest edukacja seksualna”. Wiadomo, rodzice natychmiast zapewnią, że jest niepotrzebna. Szefowie placówek oświatowych wiedzą też, że trzeba się strzec rządzących. Właściwie nikt nie będzie miał pretensji do dyrektora tylko wtedy, gdy nic nie będzie robił. No, ale jest to bardzo nieuczciwe wobec młodych ludzi.
– Przeciwnicy wprowadzania edukacji seksualnej odpowiedzą, że nie należy zbyt wiele rozmawiać z dziećmi na „te tematy”, bo to pobudza ich wyobraźnię w niezdrowym kierunku.
– Rzeczywiście. Niektórzy strażnicy moralności twierdzą, że to edukacja seksualna przyspiesza inicjację seksualną. Nieprawda. Jest wiele raportów WHO, które pokazują, że edukacja seksualna nie zwiększa aktywności seksualnej, a program dobrej jakości opóźni wiek inicjacji i uchroni młodych ludzi przed chorobami przenoszonymi drogą płciową i niechcianymi ciążami. Bezpiecznych zachowań można się nauczyć, a edukację seksualną najlepiej rozpocząć przed osiągnięciem aktywności płciowej. Potem bywa za późno.
– W sposób może niezadowalający, ale jednak edukacja seksualna jako przedmiot nauczania jest realizowana. Jaki jest program?
– Podstawy programowe są formą kompromisu między ludźmi o różnych poglądach na temat seksualności człowieka. Mówi się tam także o koleżeńskości, przyjaźni, o relacjach z rodzicami i co niezwykle ważne, umiejętności korzystania z mediów. Internet wkracza w nasze życie, a jedną z form ochrony dzieci przed prostytucją i pornografią dziecięcą jest właśnie edukacja seksualna. Przecież młodzi ludzie, jeśli nie otrzymają w szkole odpowiedniej wiedzy, będą jej szukać gdzie indziej. Nie żyjemy na bezludnej wyspie i w końcu trafią na różne zwulgaryzowane formy.
– O czym powinni pamiętać rodzice?
– Młodzi ludzie popijają, palą (a my, dorośli, przymykamy na to oko) i wydaje im się, że do dorosłości brakuje im tylko inicjacji seksualnej. Poza tym dorośli muszą mieć świadomość, że złe relacje w rodzinie, kiepska atmosfera w przypadku dziewcząt przyspieszają ten pierwszy raz. Nie wystarczy zapewnić córce porządnego standardu życia. To za mało. W okresie dojrzewania bardzo ważne jest dla niej poczucie bezpieczeństwa. Każdy chce mieć „misiaczka”, żeby go przytulić.
– Najprościej naturalnie byłoby, gdyby rodzice sami przeprowadzili przynajmniej pierwsze wykłady.
– Rzeczywiście. Za wychowanie seksualne dzieci odpowiadają rodzice, ale życie pokazuje, że to dla dorosłych zbyt trudna tematyka. I ja tych rodziców rozumiem, czasem wewnętrzny opór jest zbyt duży, by rozmawiać z dorastającym dzieckiem. Ale to nie zwalnia rodziców z zapewnienia dzieciom odpowiedniej edukacji. Jeśli przekazują ją szkole, jeśli sami nie chcą uświadamiać dzieci, niech przynajmniej nie przeszkadzają w realizacji programu szkolnego.
– Zwłaszcza że dzieci trzeba ostrzegać.
– Jestem przeciwnikiem tego, by pierwsze informacje były wyłącznie negatywne. Bo jeśli zaczynamy od informowania o przemocy, pokazujemy seksualność w złym świetle. Tymczasem trzeba powiedzieć, że seksualność jest czymś pięknym i dopiero na tym tle przedstawić informacje o ludziach, którzy zachowują się niegodnie, o tym, że niektóre zachowania wobec dzieci są złe. Ale żeby przekazać tę wiedzę, pewne rzeczy trzeba nazwać. Dziecko musi wiedzieć, co jest przekroczeniem jego intymności, nawet jeżeli robi to osoba, którą kocha.
– Edukacja seksualna okazuje się tematem bardzo pojemnym, dotykającym wielu dziedzin życia. Nie jest to powszechnie zrozumiane.
– Ubolewam nad tymi, którzy seksualność sprowadzają wyłącznie do aktywności związanej ze spółkowaniem i wyobrażają sobie, że seks tylko na tym polega. Naprawdę, jest jeszcze wiele form aktywności seksualnej, choćby masturbacja czy petting. Tymczasem 40% Polaków uważa, że masturbację trzeba leczyć.
– Jeśli temat jest polityczny, warto powiedzieć, co będzie po wyborach parlamentarnych.
– Wszystko wskazuje na to, że edukacja seksualna będzie funkcjonowała lepiej niż za czasów obecnego rządu, tyle że będzie nastawiona na lansowanie koncepcji nie zawsze zgodnej z wytycznymi WHO. Poprzednia ekipa bała się dotykać tematu drażliwego społecznie. Ta, która nadejdzie, jest o wiele twardsza. Każdemu, kto się przeciwstawi, pokae miejsce w szeregu, nastraszy.
– Rozmawia pan z młodymi ludźmi. Poza rówieśnikami zapewne media i Internet są źródłem wątpliwej wiedzy.
– Kiedy pytam młodych ludzi, dlaczego korzystają z Internetu, odpowiadają, że chcą się czegoś nauczyć. A cóż to za nauka! Równie zła jak filmy pornograficzne. Po takim kursie pornograficznym lub internetowym przychodzi młody człowiek do mojej poradni i mówi, że ma niepowodzenia. Skąd ten wniosek? Na filmie widział, jak kobieta drapała mężczyznę i wbijała mu paznokcie w plecy. Uznał, że to norma. Innych wzorców nie znał. Kończę właśnie badania dotyczące młodzieży korzystającej z Internetu. Na czatach poszukują partnerów, kreują skrótowy, wulgarny język. No ale w końcu gdzie mieli się uczyć, jeżeli my im nie pomogliśmy? Komunikują się tak, jak potrafią.
– Zapomina się, nad czym pan też ubolewa, o profilaktycznym charakterze edukacji seksualnej.
– Niektórzy sądzą, że edukację seksualną sprowadzamy do prezerwatywy. To nieprawda, choć nie można jej pominąć. Prezerwatywa stała się narzędziem walki ideologicznej, podczas gdy jest związana z promocją zdrowia. Nieodpowiedzialne jest mówienie, że nie zmniejsza ryzyka zakażenia wirusem HIV, po prostu musi być prawidłowo użyta. Jeśli ktoś jest katolikiem, niech nie używa prezerwatywy, ale niech powie, że wynika to ze względów światopoglądowych. To będzie uczciwe.
– Najkrócej: dlaczego tak pilne jest realizowanie programu edukacji seksualnej w szkołach?
– Uniknęlibyśmy wielu nieszczęść, gdyby ludzie potrafili ze sobą rozmawiać. Dobrze poprowadzona edukacja seksualna jest taką rozmową.


 

* 91% uważa, że w szkołach powinno się prowadzić zajęcia z wychowania seksualnego.
* 14% twierdzi, że wychowanie seksualne winno przekazywać religijny punkt widzenia.
* 68% określających się jako głęboko wierzący akceptuje ten przedmiot.
* 51% chce, by zajęcia były obowiązkowe.

Tematy i zagadnienia proponowane przez młodzież w wieku 15-17 lat
* Jak się uchronić przed chorobami przenoszonymi drogą płciową – 77,1%.
* Jak się chronić przed niepożądaną ciążą – 71,7%.
* Uczyć szacunku dla płci przeciwnej – 48,4%.
* Dostarczyć informacji o współżyciu seksualnym – 46,2%.
(Badania prof. Izdebskiego, OBOP 2002)

Tego są uczone nasze dzieci
„…spośród małżeństw stosujących środki antykoncepcyjne rozchodzi się około 30-40%”.
„U 40% stosujących środki antykoncepcyjne występuje oziębłość płciowa”.
„Przerwy we współżyciu w okresach płodnych są zgodne z naturą”.
„Jeśli jesteś w nałogu masturbacji, staraj się od niego uwolnić”.
„Postawa homoseksualna jest formą zaprzeczenia własnej płciowości i wyrazem agresji wobec siebie”.
„Spirala jest środkiem wczesnoporonnym uniemożliwiającym życie poczętego dziecka”.
„Sztuczne zapłodnienie prowadzi do tego, że kobieta może mieć zachwianą świadomość, czuć jak gdyby nie panowała nad własnym ciałem. Efektem mogą być nawet poważne zaburzenia osobowości”.
Cytaty z podręczników do edukacji seksualnej za „Seks po polsku”, Zbigniew Izdebski i Antonina Ostrowska.

 

Wydanie: 2004, 27/2004

Kategorie: Wywiady

Komentarze

  1. Janek
    Janek 20 maja, 2018, 10:02

    Podstawową zasadą żeby była możliwość odsunięcia wpływu kleru katolickiego lub likwidacji go w szkołach na nauczanie i wpływ jego na młodzież już od urodzenia w przedszkolach i szkołach.Dwa tysiące lat kłamliwego nauczania religijnego od urodzenia skaziło nasz rozum już genetycznie.

    Odpowiedz na ten komentarz

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy