Szkoła jak uniwersytet

Szkoła jak uniwersytet

Gimnazjum i Liceum Akademickie w Toruniu przebojem weszło na szczyt rankingu najlepszych szkół Na kilkunastu pierwszych miejscach w rankingach szkół okopały się szkoły marki, których numery i patronów wymawia się w środowisku licealistów ściszonym głosem. Owszem, pozycja poszczególnych szkół waha się w zależności od rankingu, ale każdy zna członków edukacyjnego olimpu: Czackiego, Batorego, szczecińską trzynastkę. Nowicjuszy w tym towarzystwie praktycznie nie ma. Oprócz jednego – założonego w 1998 r. Zespołu Szkół Uniwersytetu Mikołaja Kopernika Gimnazjum i Liceum Akademickiego w Toruniu. W towarzystwie szkół z kilkudziesięcioletnią, a w przypadku niektórych stuletnią tradycją ta musi się czuć jak młodzian. Młodzian energiczny i z pomysłem, który śmiało stanął do rywalizacji o tytuł najlepszego liceum w kraju. Lekcja 1: Idea – Każda szkoła wypracowała swoją receptę na to, żeby dać szansę młodym ludziom. W przypadku GiLA jest to doskonale skrojony pomysł na pracę z uczniami zdolnymi, który dojrzewał od kilkudziesięciu lat, a jego korzeni można się doszukiwać przed wojną – mówi Arkadiusz Stańczyk, dyrektor szkoły, nauczyciel geografii i przedsiębiorczości. Zbudowanie od podstaw pod patronatem uniwersytetu szkoły z internatem, nastawionej na zdolnego ucznia, marzyło się już w dwudziestoleciu międzywojennym grupie nauczycieli akademickich z Wilna (do dzisiaj jedna z wycieczek dla uczniów to obowiązkowy wyjazd do Wilna). Projektu nigdy nie zrealizowano, a powojenne losy rzuciły wielu z tych nauczycieli do Torunia. Ich pomysł przeleżał pół wieku w peerelowskiej zamrażarce. Ekipa rządowa, gotowa sfinansować budowę eksperymentalnych placówek wedle planu z przedwojnia, znalazła się dopiero po transformacji. Miało ich być od pięciu do siedmiu. Jak się okazało, GiLA zostało jedyną. Od początku istnienia GiLA pięło się coraz wyżej w rankingu „Perspektyw”. Jeszcze w 2005 r. było to skromne 28. miejsce, rok później awans do pierwszej piątki, ale w 2007 r. – 27. lokata. 10-lecie istnienia szkoła uczciła 10. miejscem, a stąd już szturm na sam szczyt – piąte, drugie, wreszcie w zeszłym roku pierwsze, utrzymane w roku bieżącym. Toruńska szkoła jest publiczna, ale jej organem prowadzącym nie jest samorząd, lecz Uniwersytet Mikołaja Kopernika. To znaczy, że szkołę utrzymuje nie kasa miejska, ale uniwersytecka. Pomimo tego edukacja, jak w każdej publicznej szkole, jest bezpłatna – wystarczy symboliczna opłata za internat w wysokości 80 zł – a aplikować może każdy. Szkoła wrasta w uniwersytet. Uczniowie otrzymują indeksy i pełny dostęp do zasobów akademickich, w tym bibliotek. Wykładowcy prowadzą dla uczniów specjalne zajęcia, głównie z przedmiotów ścisłych, ale także z łaciny. Uczniowie mogą też wybierać zajęcia spośród tych prowadzonych na uniwersytecie. Jeśli wskazane przez ucznia zajęcia odbywają się w godzinach szkolnych, podpisuje on z nauczycielem prowadzącym kolidujące lekcje kontrakt, w ramach którego zobowiązuje się do nadrabiania zaległości. Uczniowie, którzy korzystają z tej oferty, czasem zapisują się na zajęcia dla III roku lub wyższych lat, bo treści z zajęć na I i II roku już znają. Lekcja 2: Kadra Każda, nawet najlepsza idea spali na panewce, jeżeli zawiedzie jej wykonanie. Kiedy powstawało GiLA, kadrę nauczycielską tworzyli ludzie młodzi, często związani z Uniwersytetem Mikołaja Kopernika. – Non stop przeżywam porażkę metodyczną – śmieje się dr Agnieszka Grzelak, polonistka. – Po 16 latach pracy w szkole nie muszę mieć każdej lekcji szczegółowo rozpisanej, mam jednak ogólny plan: wiem, jak lekcja powinna przebiegać, jaka jest teza, jak ma wyglądać dyskusja, jakie mają być pytania i jaka ma być konkluzja. Ale do tej często nie dochodzę, bo rozmowa przebiega w wartościowym kierunku, którego nie przewidziałam. Praca z uczniem zdolnym jest wymagająca, przede wszystkim merytorycznie. Tutaj nie przejdą luki w wiedzy, bo natychmiast zostaną wychwycone. – Kiedyś po zajęciach z geografii uczniowie powiedzieli mi, że oczekiwali po nich czegoś więcej – zdradza dyr. Stańczyk, który zarządzanie szkołą łączy z nauczaniem geografii i przedsiębiorczości. Nauczyciele zapewniają, że to ich nie odstrasza, lecz mobilizuje do dalszej pracy. Dr Grzelak mówi, że znajduje w uczniach liceum rodzaj bezinteresownego stosunku do wiedzy, nie tak częstego na studiach. – Szkoła powinna być miejscem głębokiej rozmowy, której brakuje zarówno na ulicy, jak i w domu – dodaje. W miarę upływu czasu pierwotny trzon

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2012, 43/2012

Kategorie: Kraj