Pieszy poczeka

Pieszy poczeka

Warszawa 15.10.2015 r. Przejscie dla pieszych. fot.Krzysztof Zuczkowski

Parlamentarzyści uznali, że piesi powinni bać się aut, bo to może uratować im życie 7 lipca 2015 r., al. Wolności w Częstochowie. Przez przejście dla pieszych na zielonym świetle przechodzi kobieta. Nagle na pasy z dużą prędkością wpada samochód, który potrąca pieszą. – Kierująca pojazdem nie zachowała należytej ostrożności i nie dostosowała prędkości do warunków drogowych i infrastrukturalnych – skomentuje potem służbowym slangiem podinsp. Włodzimierz Mogiła ze śląskiej drogówki. Ofiara wypadku ma złamaną rękę. Może mówić o szczęściu, bo tego samego dnia kierowca volkswagena passata śmiertelnie potrącił 58-letnią mieszkankę atkę z Katowic. Zrządzenie losu? Fatalny zbieg okoliczności? Nic z tych rzeczy. Tylko w zeszłym roku na polskich drogach zabito 1116 pieszych. 279 z nich zginęło na zebrach. W Polsce piesi giną najczęściej Tragiczną statystykę chciała zmienić posłanka Platformy Obywatelskiej Beata Bublewicz, córka kierowcy rajdowego Mariana Bublewicza, który w 1993 r. zginął w wypadku podczas Zimowego Rajdu Dolnośląskiego. Od półtora roku walczyła o to, by parlament przegłosował nowelizację ustawy Prawo o ruchu drogowym, przyznającą pieszym pierwszeństwo jeszcze przed wejściem na pasy. W myśl obecnych przepisów kierowcy muszą się zatrzymywać jedynie wtedy, gdy przechodnie już znajdują się na przejściu. I tak pozostanie. Zadecydowała o tym większość posłów i senatorów, w tym klubowi koledzy posłanki Bublewicz. Postulowane przez nią rozwiązanie od lat obowiązuje w 15 krajach Unii Europejskiej. Mowa m.in. o Holandii, Belgii, Niemczech i Szwecji, gdzie – według danych przedstawionych przez Komisję Europejską – odsetek pieszych wśród ofiar wypadków drogowych jest najmniejszy. Dla porównania: w Holandii wynosi on 11%, a w Polsce 34%. Gorzej niż u nas jest tylko na Łotwie i w Rumunii. Natomiast europejska średnia to 22%. We Francji, gdzie odsetek zabitych pieszych wynosi 14%, kierowcy muszą ustąpić pierwszeństwa pieszemu zbliżającemu się do jezdni nawet wówczas, gdy ten nie sygnalizuje wyraźnie zamiaru przejścia przez jezdnię. Tak restrykcyjne przepisy mają szczególnie chronić pieszych, którzy są najsłabszymi uczestnikami ruchu drogowego. Tymczasem w Polsce robi się wszystko, by pieszy grzecznie czekał na łaskę kierowców lub na zupełnie pustą drogę. Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że nie ma czemu się dziwić, ponieważ wygrywa siła przyzwyczajenia. Nie przez przypadek polscy turyści zwiedzający zachodnioeuropejskie miasta są zszokowani, kiedy kierowcy grzecznie zatrzymują się przed pasami, gdy tylko widzą, że ktoś czeka na przejście. W sejmowych komisjach projekt posłanki Bublewicz wywołał prawdziwy popłoch. Powołano nadzwyczajną podkomisję, która pod koniec 2014 r. co prawda zaakceptowała pomysł, żeby piesi mieli pierwszeństwo jeszcze przed wejściem na pasy, ale pod warunkiem, że zanim to zrobią, „uwzględnią odległość od zbliżającego się pojazdu, jego prędkość i warunki drogowe”. – Musimy wziąć pod uwagę mentalność polskich kierowców. Dlatego ocena sytuacji jest ważna. Poprawiony projekt jest diametralnie inny – mówił portalowi brd24.pl poseł Andrzej Kania, który z PO przeniósł się do Zjednoczonej Prawicy. Jeszcze dalej szedł Mirosław Pluta z PO: – Moim zdaniem, pieszy, podchodząc do jezdni, powinien zasygnalizować swoje działanie np. poprzez wystawienie ręki. W ten sposób posłowie, pracując nad przepisami, które miały chronić pieszych, znów skupili się na komforcie kierowców. – Ten zapis da bardzo wygodne alibi wszystkim potencjalnym sprawcom wypadków śmiertelnych – komentowała Beata Bublewicz. – Jest niejasny i powoduje, że idea mojej nowelizacji kompletnie się zatraca – bo nie ma już takiej jasności, czy pieszy ma pierwszeństwo, oczekując na przejście, czy nie ma. Modyfikację skrytykowała również radca prawny Elżbieta Kosińska-Kozak. Na zlecenie Biura Prawnego Klubu Parlamentarnego PO opracowała analizę, z której jasno wynika, że obowiązek uwzględnienia odległości i prędkości pojazdów został już zawarty w przyjętej przez Polskę Konwencji o ruchu drogowym oraz w ustawie Prawo o ruchu drogowym, nad nowelizacją której posłowie właśnie pracowali. W skrócie: dodanie tego zapisu było zbędne. Parlamentarzyści nie szanują słabszych? Im bliżej było jednak końca kadencji Sejmu, tym bardziej Ministerstwo Infrastruktury było zainteresowane przegłosowaniem nowelizacji ustawy. W Sejmie doszło do tego 25 września br. Nowe przepisy miały wejść w życie 1 stycznia 2017 r. Do tego czasu prowadzona miała być intensywna kampania informacyjno-edukacyjna. Zadowolenia nie kryli funkcjonariusze drogówki. – Gdybyśmy wszyscy stosowali się do proponowanego rozwiązania,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2015, 43/2015

Kategorie: Kraj