Szkoła uczuć (homofobicznych)

Szkoła uczuć (homofobicznych)

MEN lekceważy zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia, która już dawno wykreśliła homoseksualizm z listy chorób i dewiacji Od kilku lat marsze tolerancji mają konkurencję – „parady normalności”. Trzeba przyznać, że trudno o trafniejszą nazwę. Rzeczywiście, homofobia to w Polsce norma. Nic więc dziwnego, że ci sami ludzie, którzy rano rzucali jajkami – albo i kamieniami – w zwolenników równouprawnienia lesbijek i gejów, po południu przyjdą na „paradę normalności”, żeby jeszcze raz dać upust agresji. Prawo do normalności, o którym ciągle mówią, to nic innego jak żądanie dyskryminacji homoseksualistów. Na razie udało się nie wpuścić zboczeńców na Trakt Królewski. Zawsze coś. Homofobia nie jest jednak sprawą kilku panów z Młodzieży Wszechpolskiej. Homofobiczne treści powielane są przy wielu okazjach. Propaguje je także państwo – Ministerstwo Edukacji Narodowej oraz publiczna szkoła. Homoseksualizm, czyli „zakłócenie i trudność” Każdy program nauczania i podręcznik dopuszczony do użytku w szkole musi spełniać wymagania podstawy programowej. W opracowanej i wydanej przez MEN podstawie programowej wychowania do życia w rodzinie homoseksualizm okazuje się odstępstwem od normy. Ministerstwo lekceważy zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia, która już dawno wykreśliła homoseksualizm z listy chorób i dewiacji. Ani w liceum, ani w gimnazjum nie objaśnia się pojęcia orientacji seksualnej. W gimnazjum – a więc na ostatnim szczeblu obowiązkowej edukacji – o homoseksualizmie można mówić tylko przy okazji punktu „Zakłócenia i trudności w osiąganiu tożsamości płciowej; brak akceptacji własnej płci. Lęki homoseksualne a rzeczywiste skłonności homoseksualne; przyczyny. Możliwości pomocy w pokonywaniu trudności związanych z tożsamością płciową”. W liceum rzecz wygląda o tyle lepiej, że podstawa mówi ogólnikowo o „tolerancji wobec odmienności kulturowych, etnicznych, religijnych i seksualnych”. Nie wiadomo jednak, co to właściwie znaczy, skoro znów jedynym kontekstem stosownym do omówienia samych „odmienności seksualnych” jest punkt „Trudności w osiąganiu tożsamości płciowej, możliwości pomocy”. Tolerancja względem gejów ma zapewne ograniczać się do litości dla biednych wykolejeńców. A i to może byłoby zbyt wiele… Gdyby szkoła rzeczywiście kształtowała postawy, gimnazjaliści wychowani wedle ministerialnych zaleceń byliby – w najlepszym wypadku – kulturalnymi homofobami. W szkole nauczą się, że homoseksualizm jest „zakłóceniem w osiąganiu tożsamości płciowej”, które budzi świętą trwogę i wymaga natychmiastowej pomocy. Słowem, jest pogwałceniem jasno zdefiniowanej normy: kobiecość, męskość, heteroseksualna rodzina i dzieci. Gej to taki „niezupełnie” facet, a lesbijka to „zaburzona” kobieta. Dyskryminacja i norma Cywilizowane społeczeństwa doszły do wniosku, że nie będą ingerować w niczyje życie seksualne, o ile żadnemu z partnerów nie dzieje się krzywda. Wolność trzeba traktować serio. Uznano, że orientacja seksualna nie może być przyczyną prześladowań. Przekonanie o równych prawach bez względu na kolor skóry, płeć i preferencje seksualne dało początek praktykom społecznym i prawnym, które spędzają sen z powiek przedstawicielom polskiej prawicy, a zarazem nadają ich życiu sens. Stosowanie pojęcia „mniejszości seksualnych” jest częścią tych praktyk. Wprowadzono je po to, żeby uniknąć formułowania norm. „Mniejszość seksualna” to określenie, które nie wartościuje. Mniejszość nie jest ani gorsza, ani lepsza od większości. Może być co najwyżej słabsza i w związku z tym narażona na dyskryminację. A jedną z form dyskryminacji jest ustalanie normy i wskazywanie homoseksualnego „zboczenia”, które wyznacza gejom miejsce na marginesie życia społecznego. W takim układzie tolerancja ogranicza się do względnego zakazu przemocy fizycznej i zamienia się we własną karykaturę – jest dozowaniem agresji wobec tych, których i tak wykluczono, poniżono i uznano za gorszych. Podstawy programowe wychowania do życia w rodzinie przyjął w 1993 r. minister Zdobysław Flisowski z rządu Hanny Suchockiej. Przez 13 lat sformułowania w nich zawarte nie przeszkadzały nikomu, nawet lewicy, która dwukrotnie sprawowała władzę. Jeżeli państwo polskie funduje młodzieży taką edukację w publicznej szkole, to wynurzenia polityków o tolerancji wobec gejów zakrawają na kiepski żart. Podręczniki, czyli „parada normalności” W większości podręczników gimnazjalnych do wychowania do życia w rodzinie nie pojawia się termin „mniejszości seksualne”. Autorzy idą szlakiem wyznaczonym przez podstawę programową i wbrew zaleceniom WHO przedstawiają biseksualizm, transseksualizm i homoseksualizm jako dewiacje. Umieszcza się je w kontekście gwałtu, sadyzmu i pedofilii w rozdziałach zatytułowanych „Nieprawidłowości życia psychoseksualnego” (M. Dziewiecki, K. Kosmala, M. Leyko, L.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 44/2006

Kategorie: Opinie