Pora powiedzieć prawdę: co czwarta uczelnia upadnie! Uczelnie udają, że kształcą, studenci udają, że się uczą, a instytucje państwowe i urzędy sprawiają wrażenie, że kontrolują poziom nauczania. Grą pozorów można nazwać sytuację, jaka panuje w wielu polskich szkołach wyższych, wśród których prym wiodą różnej maści prywatne akademie, wszechnice itp. Fabryki lumpeninteligentów Kiedyś czytałam ogłoszenie w gazecie „przyjmę do pracy osobę po studiach (oprócz Menadżerskiej w Legnicy)”. Szok. Była to gazeta legnicka. To prywatna szkoła, podobno łatwiej tam niż w szkole średniej… Wyższa Szkoła Menedżerska w Legnicy zyskała ponurą sławę – nie tylko w regionie – gdy prokuratura zaczęła badać doniesienia studentów, którzy skarżyli się m.in. na żądanie dodatkowych opłat, mimo że opłacili całe czesne. Przedstawiciel władz tej uczelni przyznał z zadziwiającą szczerością, że rzeczywiście były niedopatrzenia, i to nie tylko dotyczące płatności. Potwierdzono np. wpisywanie ocen z zajęć, które się nie odbyły. Wiele zamieszczonych na forach internetowych opinii studentów o ich szkole nie nadaje się do zacytowania, gdyż są po prostu niecenzuralne. Moja rada: wszystkich należy postrzegać jako potencjalnych oszustów i do momentu podjęcia ostatecznej decyzji sprawdzajcie informacje o uczelniach. Wiadomo, że D. (przedstawiciel władz uczelni – przyp. red.) gra faul i należałoby go usunąć z boiska akademickiego, chyba że nadal będzie znajdował durniów, którzy będą z nim jakiekolwiek umowy zawierali… • Oczywiście gwoli sprawiedliwości trzeba zaznaczyć, że nie wszystkie prywatne uczelnie prezentują marny poziom, są przecież takie, które dorównują renomowanym publicznym szkołom wyższym. Również wśród państwowych placówek są kiepskie, które studenci zaliczają nie do drugiej, ale do trzeciej ligi. Nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia ze zjawiskiem, które określa się mianem kształcenia lumpeninteligencji. W katalogu grzechów uczelni lansu i balansu za niewinne praktyki należy uznać banalne opuszczanie zajęć przez prowadzących, uzależnianie oceny na zaliczeniu od tego, czy kupi się książkę wykładowcy, lub zlecanie studentom – w ramach prac zaliczeniowych – kompletowania bibliografii albo robienia researchu pod kątem prac naukowych profesorów. – Kończąc szkołę, która znajduje się w europejskim ogonie, nasz typowy absolwent może co najwyżej wygrywać z Niemcem, Anglikiem czy Holendrem na rynku „sprzątania, zmywania i podcierania” – twierdzi dr Wojciech Krysztofiak z Uniwersytetu Szczecińskiego, pytając jednocześnie, w czyim interesie politycznym establishment zgadza się na zbaranienie i zdebilenie młodych obywateli. Istotne jest więc pytanie, ile szkół wyższych nie spełnia podstawowych kryteriów uprawniających do wykorzystywania w nazwie słowa uczelnia. Jaka jest skala zjawiska? Niestety, nie przeprowadzono dotychczas żadnej rzetelnej oceny jakości kształcenia, która obejmowałaby reprezentatywną grupę uczelni. Natomiast jednoznaczną ocenę wystawiają polskim szkołom wyższym światowe rankingi. Aż 89, a więc co piąta polska szkoła wyższa, należy do niezbyt chlubnego grona 25% najgorszych uczelni w Europie – tak wynika z ubiegłorocznego rankingu Consejo Superior de Investigaciones Científicas (CSIC), jednej z największych na świecie instytucji zajmujących się badaniami naukometrycznymi. W badaniu, którym objęto ponad 21 tys. uczelni z całego świata, oceniano jakość uprawiania nauki i autoprezentacji: gdzie naukowcy publikują, gdzie są cytowani – a więc również jak pracują naukowo – oraz sprawdzano, jakie są losy absolwentów. Natomiast Academic Ranking of World Universities, opracowywany przez ekspertów z Uniwersytetu Jiao Tong w Szanghaju – znany także jako Lista Szanghajska, która co roku wywołuje duże emocje w środowiskach akademickich – wymienił dwa nasze flagowe uniwersytety: Jagielloński i Warszawski, w grupie 301-400, na dodatek uczelniom od 10 lat nie udało się poprawić wyniku. Na 100 punktów możliwych do zdobycia UJ dostał w tym roku 10,8, a UW – 16,3. W rankingu branych jest pod uwagę ponad 1000 uczelni, spośród których na liście pojawia się 500. Konkretne miejsca przyznawane są pierwszym 50 placówkom, potem szkoły wyższe są dzielone na grupy, gdyż trudno je zróżnicować ze względu na zbyt małą liczbę przyznanych punktów. Podobnie jest z innym prestiżowym rankingiem, The Times Higher Education World University – UJ i UW są w ostatniej grupie na miejscach w przedziale 351-400. Skoro wiodące polskie uczelnie lądują w końcówce listy, to jaki dystans dzieli inne od średniego światowego poziomu? Z drugiej strony gdyby nie było popytu na byle jakie dyplomy, nie byłoby ich podaży. Studiowałem
Tagi:
Roman Wojciechowski









