Szpiedzy w lesie

Szpiedzy w lesie

fot. Filip Klimaszewski

Mikrowyprawy, czyli jak przeżyć przygodę, mając normalne życie, rodzinę, kredyty do spłacenia i pracę od 9 do 17 Łukasz Długowski – dziennikarz i aktywista, autor książki „Mikrowyprawy w wielkim mieście” Kim ty w ogóle jesteś? Pisarzem, podróżnikiem, ekologiem? – Z wykształcenia filozofem, z zawodu dziennikarzem, z zamiłowania podróżnikiem. Przyrodnikiem ani ekologiem nie jestem. Jestem natomiast ojcem zaniepokojonym przyszłością, jaka czeka moje dzieci. W swoich działaniach opieram się na badaniach i analizach dobrze wykształconych ekologów i świetnych naukowców. Wydałeś też książkę. – Teraz pracuję nad drugą. Będzie o moim spływie tratwą flisacką po Bugu, o ludziach, którzy żyją nad tą rzeką, oraz o ich tradycjach. Natomiast pierwsza, „Mikrowyprawy w wielkim mieście”, to teksty skupione wokół siedmiu największych miast w Polsce – od Warszawy po Kraków. Proponuję w nich czytelnikom łatwo dostępne sposoby na przeżycie przygody. To pomysły na wyprawy kilkugodzinne, czasem dłuższe, raczej tanie. Realizacja większości z nich kosztuje tyle co bilet na komunikację miejską. Niewiele jest tam propozycji przygód, które będą droższe niż 100 zł. Czyli to taki poradnik? – Poradnik, jak przeżyć przygodę, mając normalne życie, czyli rodzinę, kredyty do spłacenia i pracę od 9 do 17. Piszę też o tym, gdzie znaleźć lukę, w którą można tę przygodę wetknąć. Jednocześnie książka ma uświadamiać, jak bardzo potrzebujemy w codziennym życiu przyrody. Jest tam kilka wywiadów, m.in. z kognitywistą, ekopsychologiem i innymi naukowcami, którzy pokazują, jak bardzo przyroda jest niezbędna do zdrowego funkcjonowania, zarówno jeśli chodzi o zdrowie psychiczne, jak i fizyczne. Naukowcy używają nawet terminu biofilia, określającego naturalną potrzebę kontaktu człowieka z przyrodą. Zamiast więc brać kolejne valium, można pójść nad rzekę, do lasu, pobujać się w hamaku. Co możemy zrobić, mieszkając w dużym mieście? Przeciętny człowiek zapyta: „Dokąd mam pójść, skoro z jednej strony mam hipermarket, z drugiej wieżowce, a rzeka płynie w kanałach?”. – Jedną z wypraw zorganizowałem sobie właśnie niedaleko Biedronki we Wrocławiu. Pojechałem autobusem z centrum w okolice Wyspy Opatowickiej, potem przeszedłem może kilkaset metrów i znalazłem się na wyspie. Tam rozpaliłem ognisko, rozbiłem namiot, pogapiłem się na rzekę, posłuchałem ptaków i odgłosów lasu. Następnego ranka wstałem i wróciłem do centrum. Cała wyprawa trwała może z dziewięć godzin. Biedronkę miałem w linii prostej może 900 m dalej. Koszt – jakieś 7 zł. W mieście można legalnie palić ognisko i rozbijać namiot? – Nie. Nigdzie w Polsce nie można legalnie nocować poza miejscami do tego wyznaczonymi. Rozumiem uzasadnienie stojące za tym prawem. Jesteśmy w dużej mierze narodem śmieciarzy. Nawet jeśli gdzieś są kosze na śmieci, te i tak się walają dookoła, z czym borykają się np. strażnicy w Bieszczadach. Rozsądnych ludzi zachęcam natomiast do czegoś, co nazywam obywatelskim nieposłuszeństwem, czyli do rozbijania się w miejscach do tego nieprzeznaczonych, ale z zachowaniem zasad zdrowego rozsądku. Gdy zabieram do lasu dzieci i tłumaczę im, jak mają się w nim zachować, zawsze mówię: „Słuchajcie, gdy jesteście w lesie, róbcie wszystko tak, jakbyście byli szpiegami, których ktoś może śledzić. Waszym najważniejszym zadaniem jest niepozostawienie ani jednego śladu”. To filozofia, która mi przyświeca. Uważam, że jeśli nie śmiecimy, nie przeszkadzamy zwierzętom, nie włazimy w rezerwaty, nie ma co przesadzać z tym prawem. Nie dostałeś nigdy mandatu? – Śpię na dziko pod namiotem od dobrych 20 lat i nigdy nie dostałem mandatu. Nigdy też nikt mnie nie przegonił ani nie spotkało mnie nic przykrego. Zawsze staram się rozbijać daleko od jakichkolwiek siedzib ludzkich. Gdy kiedyś rozbiłem się na sopockiej plaży, w odległości ok. 500 m od pięciogwiazdkowego hotelu, doszedłem do wniosku, że lepiej jest rozbijać się dalej od barów czy hoteli. Pomyślałem, że gdy ktoś tam wypije parę piw, może mu przyjść do głowy jakiś „śmieszny“ pomysł, by np. skopać czy wrzucić do wody gościa z namiotu. Dla własnego bezpieczeństwa i komfortu innych ludzi staram się więc raczej ukrywać z tym noclegiem. Co jeszcze proponujesz? – Nigdy nie było mnie stać na canyoning. Ten sport polega na tym, że zakłada się kask, piankę neoprenową, wskakuje do górskiej rzeki i płynie z jej nurtem bez żadnych zabezpieczeń. Wymyśliłem więc, że będą

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2019, 35/2019

Kategorie: Ekologia