Tag "handel międzynarodowy"

Powrót na stronę główną
Świat

Wyspa iluzji

Brexit miał przywrócić Brytyjczykom status potęgi, zamiast tego przyniósł pełzającą katastrofę Kiedy trzy tygodnie temu Wołodymyr Zełenski grzmiał na forum Zgromadzenia Ogólnego ONZ w Nowym Jorku, że niektórzy zachodni przywódcy pozorują wsparcie dla Ukrainy, i żądał odebrania Rosji prawa weta w Radzie Bezpieczeństwa, świat słuchał uważnie, choć nie cały. Za oceanem z oczywistych przyczyn zabrakło Władimira Putina, który w światowej dyplomacji jest już absolutnym pariasem, oraz Xi Jinpinga, który swoje interesy załatwia za pomocą układów bilateralnych albo forów alternatywnych dla porządku liberalnego, takich jak BRICS+. Mało zrozumiała była jednak nieobecność Rishiego Sunaka, premiera kraju, który przez ostatnie półtora roku szczycił się byciem, zresztą razem z Polską, w forpoczcie bezwarunkowo pomagających Ukraińcom w walce z rosyjską inwazją. Zamiast odgrywać rolę głośnika dla apeli ukraińskiego prezydenta, przy okazji wzmacniając własną pozycję w nowym, mniej stabilnym układzie sił na świecie, Sunak wolał zostać w Londynie. W tym samym momencie, w którym Zełenski wchodził na podium w Nowym Jorku, brytyjski szef rządu robił to u siebie. I zaszokował większość komentatorów, nawet tych z tradycyjnie konserwatywnego „The Telegraph”, anonsując odwrót od zeroemisyjności brytyjskiej gospodarki. To wiadomość o tyle ważna także

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Oliwa do złodziei wypływa

W sezonie 2022/2023 w samym tylko regionie Jaén skradziono ok. 259 tys. litrów oliwy z oliwek Popularna przekąska tostada con aceite, czyli tost z oliwą, staje się coraz droższa i wręcz nieosiągalna dla wielu hiszpańskich gospodarstw domowych. Wszystko dlatego, że litr oliwy najwyższej jakości kosztuje już ponad 10 euro, a to przyciąga złodziei. W dodatku w Europie oliwy zaczyna brakować. Nikt nie zauważył wielkich cystern Jak mogło wyparować 50 tys. litrów oliwy z oliwek? To pytanie zadają sobie śledczy z Guardia Civil w Andaluzji. Na początku września okradziony został producent w niewielkim, mającym ledwie 2,5 tys. mieszkańców Carcabuey niedaleko Kordoby. Najwyraźniej złodzieje doskonale wiedzieli, co robią, gdy o świcie bez problemu wyłączyli system alarmowy w magazynie, wybrali najdroższy produkt jakości virgen extra i fachowo przepompowali do swoich cystern. Według lokalnej gazety „Diario Córdoba” oliwa czekała w magazynie na butelkowanie. „Wszyscy się martwią, ponieważ cena będzie nadal rosła, kradzieże mogą być częstsze, a oliwa z oliwek naprawdę stanie się płynnym złotem”, powiedział Martin Parras, menedżer w Marín Serrano El Lagar, firmie, w której dokonano kradzieży. Dodał, że jego zdaniem złodzieje musieli użyć dwóch dużych cystern,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Izera będzie polska tylko z nazwy

Za dwa lata po naszych drogach miało jeździć milion takich aut Samochód elektryczny Izera polski będzie tylko z nazwy. Karoserię zaprojektowali Włosi, a podstawowe elementy – płytę podłogową z zawieszeniem, układem jezdnym i napędowym oraz oprogramowanie – dostarczą Chińczycy. Rodzima będzie jedynie siła robocza. Ta historia zaczęła się w październiku 2016 r., gdy cztery duże spółki energetyczne z udziałem skarbu państwa: PGE Polska Grupa Energetyczna SA, Energa SA, Enea SA oraz Tauron Polska Energia SA, podzieliły między siebie po 25% kapitał założycielski i powołały piątą spółkę – ElectroMobility Poland SA. Jej celem miało być uruchomienie nad Wisłą produkcji samochodów elektrycznych. Ojcowie założyciele dowodzili, że Polska jest obecnie największym w Europie rynkiem wewnętrznym bez rodzimej marki samochodowej. A liczne badania wskazują, że kierowcy są zainteresowani odrodzeniem polskiej motoryzacji. Nie wiadomo, jak miał wyglądać ten „renesans polskiej branży motoryzacyjnej”. Promotorzy projektu zaproponowali budowę fabryki samochodów elektrycznych. Wszak premier Mateusz Morawiecki zapewniał, że w roku 2025 po naszych drogach będzie jeździł milion takich pojazdów. Ktoś musiał je wyprodukować. W lutym 2017 r. dyrektor zarządzający spółki ElectroMobility Krzysztof Kowalczyk przekonywał, że jest ona odpowiedzią na opublikowany

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Południe zmienia kierunek

BRICS zyskał sześciu nowych członków – i nieformalne chińskie przywództwo O tym rozszerzeniu mówiło się już od lat, w końcu taki miał być cel istnienia tego nieoczywistego paktu. Kiedy powstawał, jeszcze jako czteroczłonowy blok, w 2009 r. na szczycie w Jekaterynburgu, miał przypieczętować wybicie się dawnych europejskich kolonii na pozycję globalnych pierwszoligowców. Najgłośniej za zinstytucjonalizowaniem współpracy z Rosją, Chinami i Indiami agitował ówczesny prezydent Brazylii Luiz Inácio Lula da Silva. Typowy dla latynoskiej lewicy antyimperialista, niechętnie nastawiony do amerykańskich rozwiązań gospodarczych, marzył wtedy otwarcie o stworzeniu platformy będącej realną przeciwwagą dla bogatej Północy. Chodziło mu przy tym nie o konkretną płaszczyznę, ale o zasady. Dokładniej mówiąc, o to, że zasady piszą Waszyngton i Bruksela, a każdy ma grać w ich grę. Drugie życie układu 14 lat temu Lula roztaczał wizje wielkiego południowego (czytaj: antykolonialnego, niekoniecznie liberalnego gospodarczo) sojuszu. Z tej wizji niewiele się ziściło, zwłaszcza z jego punktu widzenia. Do grupy dołączył tylko jeden nowy członek – Republika Południowej Afryki w 2010 r. – a spośród założycieli to Brazylia przez lata miała zdecydowanie najmniej do powiedzenia. Kolejne szczyty przebiegały pod dyktando albo rosnących w siłę Chin, albo zaczepiającej Zachód Rosji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Wszystkie ziarna kryzysu

Indie wstrzymują eksport ryżu, a pół świata wstrzymuje oddech ze strachu przed głodem Tak drogo nie było od dekady. W tej chwili cena cetnara ryżu (cetnar angielski, CWT, ok. 50 kg) na giełdach amerykańskich, stanowiących punkt odniesienia dla rynków na całym świecie, wynosi 15,55 dol. To i tak niewiele, w czerwcu przez chwilę było 17 dol., a w październiku 2022 r. przez jeden dzień cena utrzymywała się na poziomie prawie 19 dol. za cetnar. Jeśli jednak chodzi o trendy, to ostatni raz krzywa szła tak długo i jednostajnie w górę na przełomie 2012 i 2013 r., a wcześniej w czasie wielkiego kryzysu finansowego z końcówki pierwszej dekady XXI w. O ile więc ceny mogą jeszcze wzrosnąć, o tyle temperatury na subkontynencie indyjskim już są rekordowe. A Indie odpowiadają przecież za ponad 40% światowego eksportu ryżu, przez co sytuacja w tamtejszym rolnictwie jest newralgiczna. Wprawdzie w wielkości produkcji Hindusów przebijają Chińczycy, lecz ich ryż idzie głównie na rynek wewnętrzny. Indie to zupełnie inna historia, zwłaszcza w dobie dwóch wielkich katastrof. Klimatycznej, która niesie trudne do wyobrażenia upały i susze, i wojennej, uderzającej w Ukrainę i tamtejszą produkcję oraz eksport zbóż. Nałożone na siebie plagi te sprawiają, że pod znakiem zapytania staje bezpieczeństwo żywnościowe praktycznie całego globalnego Południa. Miliardom ludzi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Czekoladowa wycinka

W Afryce zwiększa się produkcja ziaren kakaowca – za cenę nielegalnego karczowania lasów   Na tym rynku są tylko dwaj potentaci. Ghana i Wybrzeże Kości Słoniowej łącznie dostarczają ponad połowę wszystkich ziaren kakaowca, które trafiają potem do globalnego łańcucha dostaw i kończą na stołach całego świata jako czekolada w najróżniejszych postaciach. Wybrzeże Kości Słoniowej produkuje rocznie ponad 2 mln ton ziaren, Ghana – ponad 800 tys. Trzecia w rankingu Indonezja w najlepszych latach przekraczała pół miliona ton, czyli nieco ponad jedną szóstą tego, co rocznie wypływa w świat znad Zatoki Gwinejskiej. Inne kraje – latynoskie, mezoamerykańskie czy państwa afrykańskiego interioru – właściwie w tym wyścigu się nie liczą. Co więcej, sektor ten nie do końca poddaje się prawom typowego handlu pomiędzy globalnym Południem a bogatą Północą. Rynek produkcji ziaren kakaowca jest wręcz karkołomnie rozdrobiony – zamiast wielkich plantacji należących do lokalnych magnatów, starych rodzin posiadaczy ziemskich czy krajowych przedstawicielstw zagranicznych korporacji, jak przy produkcji kawy czy hodowli bydła i owiec w Ameryce Łacińskiej, funkcjonują na nim głównie właściciele małych gospodarstw, przekazujący zbiory przez bardzo rozbudowaną sieć pośredników, spośród

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Pod pełnymi żaglami

Polska stała się pionierem w przemyśle jachtowym. Wprowadzamy rozwiązania i dyktujemy trendy, które inni powielają Upadek państwowych stoczni morskich w Polsce nie oznaczał zupełnej plajty budownictwa okrętowego. Najlepiej chyba z transformacyjnymi perturbacjami poradziła sobie branża budownictwa jachtowego. Nie tylko utrzymała wysoką międzynarodową pozycję, ale wręcz powiększyła znacząco stan posiadania. Towarzyszą jej od lat osiągnięcia polskich żeglarzy. Takie nazwiska jak Teliga, Baranowski, Jaskuła, Puchalski, Chojnowska-Liskiewicz, Kusznierewicz czy Kuczyński – i wielu innych – wypływały i wypływają coraz dalej na dobrej fali, która niesie również stocznie jachtowe, a także budownictwo dużych żaglowców. Polscy żeglarze najczęściej odnosili sukcesy w rejsach dookoła świata, na jachtach zaprojektowanych i zbudowanych w Polsce. Polska znów potęgą Jeśli mówimy o naszych atutach w Unii Europejskiej, to okazuje się, że jesteśmy drugim na świecie, po Stanach Zjednoczonych, producentem niedużych jachtów motorowych o długości do 9 m. Badacze rynku w ogóle uważają, że Polska stała się pionierem w przemyśle jachtowym. Wprowadzamy nowe rozwiązania, dyktujemy trendy techniczne i technologiczne, które inni powielają. Nasz kraj stał się unijną potęgą w produkcji jachtów, a właściwie w ich eksporcie, bo jak na możliwości krajowego klienta są koszmarnie drogie. Polskie stocznie jachtowe

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Chleba naszego powszedniego

Tanie ukraińskie zboże dobija polskie rolnictwo Od marca do końca maja br. ceny rzepaku w naszym kraju oscylowały między 4 tys. a 4,6 tys. zł za tonę. Dziś można za tonę zapłacić 2,9-3 tys. zł. Tona pszenicy konsumpcyjnej kosztowała od 1,6 tys. do 1,8 tys. zł, by pod koniec czerwca – w zależności od województwa – spaść do 1,2-1,3 tys. zł. Z cenami pszenicy paszowej jest jeszcze gorzej – w połowie maja płacono za nią nawet 1,6 tys. zł za tonę. Dziś 1,1-1,2 tys. zł z wyraźną tendencją spadkową. Rolnicy spodziewają się, że w kolejnych tygodniach pokonana zostanie psychologiczna bariera 1 tys. zł. Podobnie kształtują się ceny kukurydzy, jęczmienia i żyta. Kto za to odpowiada? Ukraina, Komisja Europejska, rząd Mateusza Morawieckiego i niezawodny Putin. Polska wieś znalazła się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Tony pszenicy na granicy Powiedzieć, że rolnicy są dziś wściekli, to nic nie powiedzieć. Zgoda, w latach 2019-2021 pszenica kosztowała 650-850 zł za tonę, rzepak 1650-2450 zł, a chłopi płakali, że to bardzo mało. Michał Kołodziejczyk z Agrounii wyprowadzał na drogi swoich zwolenników i domagał się zmian w polityce rolnej. Lecz w tamtych latach ceny nawozów sztucznych, środków ochrony roślin, benzyny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Co z tym cholernym węglem?

W tym roku zabraknie nam od 5 do 6 mln ton węgla. Składy węgla nie mają towaru 16 kwietnia 2020 r. do gdańskiego Portu Północnego wpłynął masowiec „Agia Trias”. Był to największy statek, jaki zawinął do polskiego portu. 290 m długości, 47 m szerokości, wyporność – 185 tys. ton. Jego ładunek stanowił kolumbijski węgiel. Poprzedni rekordzista – masowiec „Frontier Jacaranda”, o wyporności 182 tys. ton – który 2 sierpnia 2017 r. przybił do Morskiego Terminalu Masowego Gdynia, wyładowany był koksem z Australii. Doprawdy trudno uwierzyć, że Polska jest krajem posiadającym największe w Unii Europejskiej zasoby węgla kamiennego. A nasze spółki górnicze nie mają dziś sobie równych w Europie. W XX w. byliśmy poważnym eksporterem „czarnego złota”. Pierwszej ciężkiej powojennej zimy 1945/1946, gdy zniszczoną Europę nawiedziły wyjątkowe mrozy, śląski węgiel ratował przed zamarznięciem mieszkańców Mediolanu, Wiednia, Belgradu. Dziś zmuszeni jesteśmy importować opał z Indonezji, Mozambiku, Kolumbii, Kazachstanu, Republiki Południowej Afryki i do niedawna z Rosji. Wojna w Ukrainie z całą ostrością ujawniła słabości naszego systemu bezpieczeństwa energetycznego. I fakt, że Niemcy, Brytyjczycy, Austriacy, Holendrzy, Belgowie, a zwłaszcza Ukraińcy mają gorzej, nic

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Zwierzęta

Polowanie na trofea

Unia Europejska jest drugim największym importerem trofeów myśliwskich na świecie Co najmniej 557 – tyle części ciał dzikich zwierząt poszło pod młotek na jednej z ostatnich aukcji trofeów myśliwskich w stanie Iowa w USA. Jak ujawnia śledztwo organizacji prozwierzęcej Humane Society International (HSI), wśród makabrycznych przedmiotów wystawionych na licytację znalazły się m.in. dwie wydrążone stopy słonia, które według organizatorów aukcji „mogą stanowić oryginalny kosz na śmieci”, kotawiec sawannowy trzymający butelkę piwa oraz kilka głów zebry „do postawienia na stoliku”. Jak pisze HSI, dziennikarz prowadzący śledztwo widział na miejscu także stos niechcianych kości nóg żyrafy, co najmniej 50 dywaników wykonanych z futer zwierząt, w tym niedźwiedzi czarnych, niedźwiedzi grizzly, zebr, wilków oraz pum, części uzębienia hipopotama, zakurzone pudło z napisem „uszy i skóra słonia” i wątpliwej estetyki meble, takie jak lampa podłogowa wykonana z nogi i kopyta żyrafy. Najdrożej, bo za ok. 26 tys. dol. (czyli prawie 106 tys. zł), sprzedano trofeum z foki obrączkowanej i niedźwiedzia polarnego, gatunku, który został sklasyfikowany przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody jako „narażony na wyginięcie”. Większość trofeów wystawionych na aukcji w Iowa pochodziła od myśliwych, którzy znudzili się

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.