Tag "internet"

Powrót na stronę główną
Świat

Encyklopedia pod ostrzałem

Zawartość Wikipedii może już za chwilę stać się kolejnym frontem wojny informacyjnej Niegdyś wyśmiewana, doczekała się wreszcie statusu szanowanego, a przede wszystkim powszechnie dostępnego źródła wiedzy. Jeszcze kilka lat temu w szkołach czy na uniwersytetach zakazywano jej używania, a powoływanie się na treści zaczerpnięte z tego źródła budziło nierzadko politowanie. W ciągu ostatniej dekady Wikipedia przeszła niewyobrażalną transformację statusu społecznego – od internetowego eksperymentu do największego na świecie źródła weryfikowalnych informacji. Poszerzona baza danych, ulepszony system redakcji i kontroli wpisów, bogata baza przypisów, integracja z wyszukiwarką Google’a, profilami na Facebooku i opisami kont w serwisie YouTube – to wszystko sprawiło, że darmowa encyklopedia internetowa w dużej mierze wpływa na zdobywanie wiedzy i kształtowanie opinii użytkowników sieci, zwłaszcza młodszych. Pozostaje przy tym cały czas instytucją otwartą, którą każdy może współtworzyć. Tylko że każdy w tym wypadku oznacza również zawodowców trudniących się dezinformacją na masową skalę. Do tej pory przekłamania w Wikipedii pojawiały się przede wszystkim w formie żartów lub prowokacji. Zakładanie fałszywych stron celebrytów czy polityków, najczęściej z wyśmiewającą ich zawartością, było jeszcze kilka lat temu dość popularnym wybrykiem. Zjawisko to pozostawało jednak w dużej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Między żarówką a triumfem lewicy

Dramatem felietonisty, usiłującego od czasu do czasu zażartować, jest rewolucja cyfrowa, która pozbawiła nas realnie i definitywnie władzy nad czasem. Trzeba ostatecznie zaakceptować fakt, że życie nie toczy się w rytm wydawanych tygodników i ukazujących się tam felietonów. A kiedyś… Kisielewski, Słonimski – jak coś napisali w poniedziałek, to cała (z tysiąc osób) Polska rżała. Poza wszystkim oni się śmiali z czegoś, o czym inni wcześniej nie słyszeli, więc czytający dostawali zarówno informację, jak i sarkastyczny komentarz. Dzisiaj często o informację samą w sobie bardzo trudno, a i jakość sarkazmu częściej występuje w stanach niskich. Taka historia jak bredzący o wyższości żarówek żarowych nad ledowymi Andrzej Duda (dla niewtajemniczonych – formalnie osoba pełniąca funkcję prezydenta RP), który z Trumpową logiką małego Jasia wywodził tezę, że rzekoma niedostępność żarówek starego typu doprowadziła do brexitu. Setki, tysiące komentarzyków, memów, rysuneczków zmiotły naszego pucułowatego (Wiem, wiem, nie należy żartować z wyglądu ani nazwiska, ale zaraz, zaraz – czy taka grzeczność przypadkiem nie jest tak powszechnie zwalczaną na Wisłą, choć nigdy tu naprawdę nieobecną, poprawnością polityczną? Nie lubicie poprawności politycznej? To „pucułowaty” zostaje) gawędziarza z „uciocinaimieninach”. Były żarty brutalne: „Jak to? Są stare żarówki w Media

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Nowe Technologie

Wirus przychodzi z sieci

Miliardy dolarów stracili użytkownicy internetu w ciągu 30 lat od stworzenia pierwszego wirusa 30 lat temu, 2 listopada 1988 r., do komputerowej sieci Massachusetts Institute of Technology trafił wirus komputerowy stworzony przez studenta Cornell University Roberta Morrisa. W założeniu miał być nieszkodliwym robakiem, pozwalającym ocenić zasięg sieci internetu. Błąd autora przekształcił go jednak w groźny program, który zatrzymał pracę tysięcy komputerów i wyrządził bardzo duże szkody. Pomyłką było zapewnienie robakowi praktycznie nieograniczonej możliwości samodzielnego replikowania się. „Robak Morrisa” za każdym razem sprawdzał, czy jego kopia jest już na komputerze docelowym, i jeżeli była, miał się na niego nie przenosić. Jednak autor, by uniknąć łatwego oszukania programu, wprowadził do jego kodu regułę powodującą, że co siódmy sygnał z maszyny docelowej był ignorowany i wirus replikował się niezależnie od niego. Efektem było to, że robak na każdej maszynie instalował się wielokrotnie, a kolejne kopie zajmowały jej pamięć oraz moc obliczeniową, doprowadzając do tego, że komputery przestawały działać. Zainfekował niemal całą ówczesną sieć i wyłączył kilka centrów internetu. Awarię usunięto dopiero po kilku dniach, a „robak Morrisa” stał się pierwszym wirusem komputerowym, który ściągnął uwagę mediów

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne

Pułapki światów zastępczych

Już 22 października na półki księgarń trafi książka Pawła R. Wojciechowskiego „Światy zastępcze. Samotność wobec kultury”. Jej tematyka dotyczy uzależnień od niektórych zjawisk kultury, w tym mediów społecznościowych, gier, zakupów, a także postępującej radykalizacji

Nauka

Satelita dla każdego

Polskie konsorcjum buduje system do precyzyjnego lokalizowania małych satelitów Nie mamy własnego kosmodromu, nie budujemy wielkich rakiet, ale dysponujemy specjalistami od kosmicznych technik komunikacyjnych i przede wszystkim mamy ogromne potrzeby sprawnej łączności. Na nasz ciągle jeszcze niewielki sektor kosmiczny ożywczo działa idea oplatania świata internetową siecią za pośrednictwem nowych konstelacji satelitów, aby każdy z nich w każdym momencie mógł się łączyć z internetem. Do tego celu potrzeba tysięcy nowych satelitów, z pewnością mniejszych i tańszych niż produkowane obecnie, ale bardzo efektywnie wykonujących zadania zaprogramowane na Ziemi. Amerykańska frima OneWeb, wcześniej znana pod nazwą WorldVu Satellites, zamierza uruchomić zakład docelowo produkujący tygodniowo nawet 15 satelitów w cenie 1 mln dol. sztuka. Polskie konsorcjum złożone z trzech firm: GMV Innovating Solutions, Centrum Badań Kosmicznych PAN oraz Hertz Systems, buduje prototyp urządzenia służącego do precyzyjnego wyznaczania pozycji małych satelitów na orbicie okołoziemskiej. Pierwsze skrzypce w tym konsorcjum gra polski oddział międzynarodowej firmy GMV Innovating Solutions. Jego specjaliści pracują nad stworzeniem oprogramowania, które będzie wykorzystywane w małych satelitach do ich precyzyjnej lokalizacji. Projekt jest realizowany w ramach programu NAVISP Europejskiej Agencji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Perfidne ogłupianie

Czy nie powinno się zabronić adresowania reklam do dzieci? Dorosły powiedziałby: lalka. To słowo nie pada jednak w telewizyjnym spocie reklamującym zabawkę. Zamiast niego słychać wymawiane półszeptem: magiczny, zaczarowany, niezwykły. I zachęty: stwórz, odkryj, zobacz. Sam produkt nosi imię znanej bohaterki jednego z najnowszych filmów dla dzieci. Przez 30 sekund widzimy, jak ośmiolatka naciska plastikowe gwiazdki na sukience filmowej postaci. Z naciśnięciem każdej usta dziewczynki otwierają się szeroko, a buzia wyraża na zmianę zachwyt, euforię i niedowierzanie. Druga reklama: niewielkie figurki z plastiku, kupowane pojedynczo lub w zestawach („Zbierz je wszystkie!”). Produkt ma być zabawką „dla dziewczynek”. Twórcy spotu nie szczędzą więc różu, a figurki służą jako pierścionek, błyszczyk lub lakier do paznokci. Zmieniającym się co sekundę kadrom, jaskrawym kolorom i piskliwym okrzykom: Super! i Wow! towarzyszy piosenka, w której dominującym słowem jest markowa nazwa produktu. Twórca trzeciej reklamy stawia na bliskość i poczucie bezpieczeństwa: atmosfera zabawy i błogości, kojarzona z czasem spędzanym z rodziną, przejawia się tu dodatkowo w jedzeniu „bogatych w mleko” batoników, mających umożliwiać dzieciom dalszą intensywną zabawę, która – jak wiadomo – jest warunkiem prawidłowego rozwoju. Jeden spot reklamowy trwa 30 sekund.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Psie Sucharki nie znają hejtu

Jestem tylko właścicielką psa rysującą obrazki, ale szufladka „pani od Sucharków” stała się dla mnie odrobinkę za ciasna Maria Apoleika – malarka, ilustratorka, fotografka, prowadzi zajęcia artystyczne dla dzieci. Absolwentka wydziału operatorskiego łódzkiej Filmówki (specjalność animacja). Twórczyni Psich Sucharków (facebook.com/psiesucharki) Ponad 270 tys. osób śledzi na Facebooku rysowane przez ciebie scenki obyczajowe z życia psów i ich właścicieli. Psie Sucharki są bardzo zabawne, ale trafiły chyba także w jakąś niezaspokojoną potrzebę społeczną? – Tak! Bezwiednie stworzyłam miejsce, w którym ludzie mogą się pochwalić swoim psem, zweryfikować, czy jego zachowanie jest typowe, czy też wymaga konsultacji ze specjalistą i pogadać z innymi osobami naprawdę zainteresowanymi tematem. Na Sucharkach wklejenie zdjęcia pieska, niezależnie od tego, czy jest to kundelek, czy złoty medalista, wzbudzi słuszny i szczery zachwyt. Ludzie przychodzą zobaczyć obrazek, a następnie pooglądać śmieszne pieski w komentarzach i porozmawiać na ich temat. Jest to jednak ewenement w skali polskiego internetu – udało się stworzyć miejsce faktycznie społecznościowe, gdzie ludzie wymieniają się informacjami i komplementami. Oczywiście wymaga czujnej moderacji komentarzy, by zawsze było miło i merytorycznie, ale znaczące jest, że przez trzy lata konieczne było zablokowanie tylko 24 osób.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Czy Polacy są gotowi, by płacić za treści w internecie?

Czy Polacy są gotowi, by płacić za treści w internecie? Bogusław Chrabota, Izba Wydawców Prasy, „Rzeczpospolita” Tak i nie. Coraz więcej Polaków korzysta z zakupów internetowych, więc zaczynają się powoli przyzwyczajać, że internet to także wymiana dóbr za pieniądze. Rewolucyjne zmiany powodują takie projekty jak Spotify czy Netflix. Ich klienci przyjmują mechanizm płacenia za treści objęte prawami autorskimi jako oczywisty. Coraz rzadziej stawiają więc kwestię darmowego dostępu do wartościowych treści. To proces, który będzie się rozszerzał, i pewnie za 10-20 lat czysty model darmowego internetu przejdzie do historii. Niemniej jednak potrzeba regulacji, które ten proces przyśpieszą. Dlatego walczymy o dyrektywę o prawach autorskich na jednolitym rynku cyfrowym. Państwo musi pomóc tłumaczyć użytkownikom internetu, że dobra materialne i intelektualne niczym się nie różnią; że za te drugie trzeba płacić jak za pierwsze, a korzystanie z nich za darmo to kradzież. Bez interwencji prawa ten proces się nie uda. Na razie jednak politycy wykazują się przede wszystkim oportunizmem, bojąc się przełożenia „gniewu internautów” na mechanizmy wyborcze. Trzeba więc edukować również polityków i ta praca trwa. Bartosz Filip Malinowski, socjolog internetu, vloger Bez/Schematu Polacy są gotowi płacić za treści w internecie. To fakt. Pozostaje on jednak bez znaczenia, jeżeli nie zada

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Społeczeństwo

Singiel. Życie w sieci

Kilka milionów Polaków próbuje znaleźć miłość w internecie „Miłość sama się nie znajdzie”, głosi jeden z portali randkowych. „Działaj! (…) Gdy nie masz pracy, zaczynasz jej szukać, nie czekasz, aż zapuka do twoich drzwi. Gdy nie masz pieniędzy, szukasz sposobu, by je zarobić (…). Z twoją połówką ma być inaczej?”, pyta retorycznie autor artykułu. Istotnie formy poszukiwania kandydatów do stałego związku zaskakują wielością i zróżnicowaniem. Wirtualne gody – Single poszukujący związków mają zwykle trzy-cztery konta na różnych portalach randkowych, choć zazwyczaj jeden z nich jest wiodący – mówi dr Julita Czernecka, socjolożka z Uniwersytetu Łódzkiego i autorka książki „Wielkomiejscy single”. – I są jeszcze media społecznościowe. Na polskim rynku działa ponad 80 portali randkowych i kilkanaście aplikacji. Królową tych ostatnich jest, rzecz jasna, osławiony Tinder, z którego – według danych Wirtualnych Mediów – korzysta już 3,2% polskich internautów. Zasada jest prosta: po ustawieniu preferencji dotyczących wieku, odległości i, co ciekawe, płci potencjalnych kandydatów na randkę na ekranie smartfona wyświetlają się kolejno ich zdjęcia. Jeśli zdjęcie się podoba, przesuwamy kciukiem w prawo, jeśli nie – w lewo. Jeśli nie jesteśmy pewni, możemy wejść w opis osoby ze zdjęcia, ale nie jest

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Opinie

Blogerzy wszystkich krajów, rozpraszajcie się!

Polscy blogerzy byli tylko darmowymi producentami tekstu tła dla kampanii reklamowych Iskry jeszcze dogasają i płatki sadzy wirują w powietrzu po katastrofie, która obróciła w nicość miliony polskich blogów w pierwszym kwartale tego roku. Z końcem stycznia Onet, a z końcem marca Wirtualna Polska zlikwidowały swoje serwisy blogowe. Przyczyny – spadek zainteresowania i nieopłacalność, wywołane konkurencją globalnych mediów społecznościowych: Facebooka, YouTube’a i Twittera. Kryzys Nie wszyscy udali się potulnie na wirtualną emigrację. Agnieszka Ptaszyńska, autorka przewodników turystycznych, która na onetowym blogu zamieszczała zapiski z podróży, oskarża internetowych potentatów o „dziki kapitalizm” i brak troski o człowieka. Jej zdaniem informacja o likwidacji Blog.pl pojawiła się zbyt późno, a w nowym miejscu autorzy stracą lata, zanim wypracują wysoką pozycję w wyszukiwarce Google. Socjolog Dagmara Sobczak w tekście „Kiedyś chcieliśmy zakładać blogi, dziś chcemy je zamykać” pisze o zmęczeniu nadmiarem bodźców płynących z mediów społecznościowych i coraz większym zainteresowaniu życiem offline. Komentarze pod jej artykułem dobrze oddają nastrój rezygnacji i przygnębienia polskich blogerów. Po latach włożonych w walkę o czytelnika zdali sobie oni sprawę, że popularność nie może być dla wszystkich, że byli tylko darmowymi producentami tekstu tła dla kampanii reklamowych.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.