Tag "konflikty zbrojne"

Powrót na stronę główną
Wojna w Ukrainie

Negocjacje Rosja-Ukraina: jaka to jest gra?

Niby się toczą. Ale czy coś z nich wynika? Jak negocjują Rosjanie Gdy siadasz do negocjacji z Rosjanami, nie spodziewaj się szybkiego przełomu. Prof. Stanisław Bieleń w wydanej w 2013 r. pracy „Negocjacje w stosunkach międzynarodowych” jeden z podrozdziałów poświęcił specyfice i tradycji stylu rosyjskiego. Pisze w nim, że na ten styl, wywodzący się z dyplomacji ZSRR, składają się „ekstremalne warunki wyjściowe, ograniczone pełnomocnictwa, emocjonalna taktyka, negatywne nastawienie do kompromisów, skąpstwo w ustępstwach oraz ignorowanie ostatecznych terminów”. Próbkę takich właśnie zachowań widzieliśmy podczas rozmów Siergieja Ławrowa z Dmytrem Kułebą, szefem ukraińskiej dyplomacji, w tureckiej Antalyi. Ławrow był jak ściana, recytował propagandowe tezy Kremla i nie zamierzał ustępować nawet o centymetr. Dlaczego tak się zachowywał? Ewidentnie nie miał przyzwolenia na działania bardziej elastyczne. I każdym wypowiadanym zdaniem to podkreślał. Bieleń wskazuje jeszcze jeden czynnik określający sposób negocjowania przez Rosjan. „O ile zachodni dyplomaci przeważnie postrzegają negocjacje jako sztukę dochodzenia do porozumienia na drodze wzajemnych ustępstw, o tyle strona radziecka, a obecnie rosyjska widzi je jako walkę do wygrania – pisze. – Wszystkie ustępstwa strony przeciwnej postrzega się jako słabość. Dość powszechne jest przekonanie, że Rosjanie nie szanują nikogo, kogo się przynajmniej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wojna w Ukrainie

Generał na celowniku

Dlaczego giną rosyjscy dowódcy? Wojskowi z całego świata przecierali oczy ze zdumienia, gdy w styczniu 2008 r. generał i pięciu wyższych rangą oficerów Polskich Sił Powietrznych zginęło w katastrofie samolotu CASA, który rozbił się pod Mirosławcem. Dwa lata później, gdy doszło do tragedii pod Smoleńskiem, szok był jeszcze większy – oto w pojedynczym wypadku śmierć poniosło aż dziewięciu najwyższych rangą dowódców Sił Zbrojnych RP. Wojskowa międzynarodówka zachodziła w głowę, jak można było tak wielu ważnych ludzi zgromadzić na pokładzie pojedynczych maszyn. Szczęście w nieszczęściu, że obie tragedie wydarzyły się w czasie pokoju, lecz i tak polski „jakośtambędzizm” (w innej odmianie „tupolewizm”) do dziś omawiany jest jako przykład skrajnej nieodpowiedzialności. Od kilkunastu dni wyrasta mu poważna konkurencja – rosyjska nonszalancja w traktowaniu życia własnych generałów i pułkowników, ginących na ukraińskim froncie. Zemsta po latach Do momentu złożenia tego numeru PRZEGLĄDU potwierdzono informacje o śmierci siedmiu rosyjskich generałów i co najmniej kilkunastu pułkowników. To pogrom, dla którego trudno znaleźć odniesienie, rzadko bowiem na współczesnych wojnach tak licznie w tak krótkim czasie giną tak wysocy dowódcy. Dla porządku wspomnę, że talibom pierwszego natowskiego generała – Amerykanina Harolda Greene’a – udało się zabić po niemal 13 latach wojny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Oligarchowie

W Ukrainie władza i pieniądze są nierozłączne Gdy 13 lutego br. przedstawiciele administracji prezydenta Joego Bidena podali kolejną datę rozpoczęcia przez Rosję inwazji na Ukrainę, z kijowskich lotnisk Boryspol i Żuliany odleciało 20 prywatnych samolotów należących do licznego grona tamtejszych oligarchów. W popłochu Samostijną opuszczali członkowie ich rodzin, przyjaciele oraz partnerzy biznesowi. Zamożni pasażerowie kierowali się do Szwajcarii, Austrii, Bawarii i na Lazurowe Wybrzeże. Wśród nich był najbogatszy obywatel Ukrainy Rinat Achmetow, którego majątek w 2012 r. szacowano na 16 mld dol., a który w 2014 r., po zajęciu Krymu przez Rosjan oraz powstaniu republik ludowych Donieckiej i Ługańskiej, stracił ponad 8 mld dol. Do Monachium odleciał jego partner biznesowy Wadym Nowiński (1,7 mld dol.). Kijów opuścił też Ołeksandr Jarosławski (1,2 mld dol.), znany działacz sportowy, prezes grupy finansowej Development Construction Holding oraz UkrSibbanku. Kolumna samochodów, którą oligarcha gnał na lotnisko, potrąciła śmiertelnie człowieka. Oczywiście nikt się nie zatrzymał. 13 lutego prywatny lot z Kijowa do Wiednia zorganizował dla 50 osób Ihor Abramowycz, milioner i jeden z liderów Opozycyjnej Platformy – Za Życie. A już po rozpoczęciu rosyjskiej agresji z aresztu domowego ulotnił się oskarżony o zdradę stanu i finansowanie terroryzmu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Wiedząc tak wiele, nie wiemy niczego

Nigdy wcześniej w historii świata tak wielka liczba ludzi nie posiadała umiejętności czytania i pisania. Nigdy wcześniej informacja o odległych wydarzeniach nie docierała w najdalsze od nich regiony tak szybko. Nigdy wcześniej ludzkość nie dysponowała tak precyzyjnymi systemami obserwacyjnymi i geolokalizacyjnymi. Nigdy dotąd tak wyrafinowany sprzęt lotniczy nie krążył nad naszymi głowami. Nie jesteśmy w stanie zliczyć stacji telewizyjnych, radiowych, portali internetowych, źródeł w mediach społecznościowych, które 24 godziny na dobę, siedem dni w tygodniu, bez chwili wytchnienia i przerwy relacjonują lub może raczej maglują informacje ze świata. A szczególnie te ze strefy wojennej, szczególnie jeśli jest ona w Europie, nawet na jej obrzeżach – jak w przypadku Ukrainy. Ale czy wiemy więcej, rozumiemy lepiej, przyswajamy bardziej? Odpowiedź może być tylko jedna – nie. Absolutnie nie. Realną wartością w cyfrowym wszechświecie jest sam ruch bitów, ich przepływ, udostępnianie, a wszystko w tempie nieogarnialnym przez nas – statystów, żyjących w przekonaniu, że jesteśmy odbiorcami, czytelnikami, widzami. Łudzimy się, że jesteśmy istotami myślącymi, ale jesteśmy tylko końcówkami odbiorczymi, palcami na klawiszach. Klikamy, więc jesteśmy – deklarowałby współczesny Kartezjusz. Nie mamy żadnych szans na ocenę ani selekcję treści i materiałów, które nas bombardują ze wszystkich stron. Starodawne pojęcia takie jak

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Co może książę?

Paradoksalnie gdy Władimir Putin traci, inni władcy absolutni, tyrani albo wprost zbrodniarze mogą jeszcze zyskać Na przełomie lutego i marca w gmachu ONZ wydarzyły się dwie istotne rzeczy, ale tylko o jednej z nich usłyszał cały świat. 3 marca rezolucja potępiająca agresję Rosji na Ukrainę zdobyła bezprecedensowe poparcie w Zgromadzeniu Ogólnym – za było 141 państw, przeciw zaledwie pięć. Dosłownie chwilę wcześniej, przy nieporównywalnie mniejszym zainteresowaniu światowej opinii publicznej, Rada Bezpieczeństwa ONZ przedłużyła embargo na sprzedaż broni do pogrążonego w wojnie Jemenu i rozszerzyła sankcje na kontrolujący stolicę kraju ruch Huti. Te dwa fakty – sprzeciw wobec wojny u naszych sąsiadów i przyzwolenie na wojnę w odległym Jemenie – łączy więcej, niż może się wydawać. Inwazja Rosji na Ukrainę doprowadziła do niespotykanej od końca zimnej wojny izolacji Kremla. Ale tak jak za czasów zimnej wojny kraje Zachodu skazane są na wspieranie „swoich drani” – autokratów czy dyktatorów, których potrzebują. Dzisiaj USA i UE odcinają się jak mogą od Władimira Putina i Rosji. Ale świat Zachodu nie może sobie pozwolić na równie błyskawiczne odcięcie się od chińskich fabryk czy arabskiej ropy. Paradoksalnie więc gdy Władimir Putin traci, inni władcy absolutni, tyrani albo wprost zbrodniarze

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Milczę i pomagam przeżyć

Polskie dzieci nie mają pomocy, a ty sprowadzasz tu to bydło – takie słowa płyną do Fundacji Prodeste z Wrocławia Na co dzień Prodeste zajmuje się terapią zaburzeń i wsparciem osób ze spektrum autyzmu oraz ich rodzin. Aktualnie także tych uciekających z Ukrainy. Dr Joanna Ławicka i jej zespół stali się dla wielu jedyną szansą na życie i skuteczną pomoc. Im mniej rodzina i środowisko rozumieją specyficzne potrzeby ludzi z autyzmem, tym trudniej na co dzień. A co dopiero w warunkach wojny, stresu, ucieczki. – Nie mam pojęcia, jak to się stało, że nagle zostaliśmy centrum ewakuacyjnym dla osób autystycznych z Ukrainy. Kiedy wybuchła wojna, było dla nas oczywiste, że pomożemy, ale mieliśmy inne plany. Zaoferowaliśmy zajęcia dla dzieci we wrocławskim ośrodku, konsultacje dla rodziców, wsparcie emocjonalne, pomoc z dokumentami. Czyli to, czym na ogół się zajmujemy – mówi prezeska i współtwórczyni Fundacji Prodeste, Joanna Ławicka, pedagożka specjalna, doktor nauk społecznych w zakresie pedagogiki, konsultantka transkulturowej psychoterapii pozytywnej. Tymczasem informacje o tym, że pomagają autystycznym uchodźcom, przedostały się w różne miejsca w sieci, także za zachodnią granicę i na inne kontynenty. – I okazało się, że piszą do nas rodziny autystycznych osób z Ukrainy, nie z prośbą o wsparcie emocjonalne,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Jerzy Domański

Ta wojna może trwać i trwać

Nie chcieliśmy wierzyć, że czas pokoju jest tylko krótką przerwą między wojnami. No to teraz będziemy musieli. Mamy wojnę u siebie. Ponad 2 mln uchodźców piszą scenariusze tego, co nas czeka w najbliższych latach. Dla Polek i Polaków urodzonych po 1945 r. ta wojna jest szczególnie bolesnym zderzeniem z realiami. Bo choć w tym czasie na świecie nie było dnia bez wojny, mało kto tym się przejmował. Mimo wielu przerażających relacji z miejsc zbrodni liczne przecież wojny nie zakotwiczyły się w naszych głowach. Ludzi prawie wyłącznie interesują tylko te wojny, które ich dotyczą. I te, które są w zasięgu ich kontaktów, kultury czy religii. Nietrudno więc przewidzieć, że skoro my odwróciliśmy się plecami do ofiar w Iraku, Syrii i Jemenie czy do tragedii Kurdów, to dziś nie będziemy mogli liczyć na ekstrapomoc innych państw. Jeśli na apele państw Unii o przyjęcie choćby paru tysięcy uchodźców odpowiedzieliśmy antyimigrancką kampanią, nie łudźmy się teraz, że nie zostało to zapamiętane. Problemy z coraz liczniejszą diasporą ukraińską będziemy zatem musieli rozwiązywać głównie sami. Czekają nas długie lata montowania nowej wspólnoty. Ta wojna nie skończy się bowiem szybko. Choć bardzo na to liczą zwykli ludzie. Raz rozpętana może trwać i trwać ze zmiennym nasileniem. Ale ciągle z równie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Tytanowy problem świata

Wojna w Ukrainie zatrzymała produkcję i transport strategicznego surowca Czy bać się tytanu? Tytan pod względem biologicznym pozostaje obojętny dla ludzkiego organizmu. Nie można więc mówić o niedoborach lub przedawkowaniu tytanu. Związkiem szkodliwym jest natomiast tlenek tytanu (biel tytanowa), stosowany jako barwnik lub filtr w kosmetykach. Badania toksykologiczne wykazały, że niekorzystne skutki wywołane przez nanocząsteczki dwutlenku tytanu są głównie wynikiem stresu oksydacyjnego, który może prowadzić do uszkodzenia komórek, efektów genotoksycznych i zmian w sygnalizacji komórkowej. Tytan w Polsce W 1962 r., po trwających sześć lat pracach poszukiwawczych pod kierunkiem prof. Jerzego Znoski, na Suwalszczyźnie odkryto złoża magnetytu tytano- i wanadonośnego. Powstały one ok. 1,5 mld lat temu i występują na głębokości 850-2200 m. Duża głębokość zalegania i niska zawartość metali sprawiają jednak, że nie mają one znaczenia przemysłowego. Ponadto są zlokalizowane na obszarze o bardzo wysokich walorach środowiskowych. Jak podaje portal Business Insider, w 1996 r. zaklasyfikowano je do tzw. zasobów pozabilansowych, czyli takich, które nie spełniają kryteriów wydobycia. Po 1989 r. odnotowano kilka interpelacji poselskich, w których domagano się zmian tych klasyfikacji oraz prób poważniejszego zainteresowania złożami tytanu. Interpelacje te zderzały się z argumentacją ekologów broniących nieskazitelności Pojezierza Suwalsko-Augustowskiego. Stan taki trwa

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Wojciech Kuczok

Refugium i dwubiegunówka

Mija dziesięć lat, od kiedy odkryłem z przyjaciółmi Niedźwiedzią Górną, jedną z najpiękniejszych jaskiń Polski. Gdy tylko we wstępnych partiach znaleźliśmy artefakty, ściągnięty w trybie pilnym archeolog datował wstępnie skorupy na okres wczesnego średniowiecza i uznał, że jaskinia musiała stanowić refugium w niespokojnych czasach. Otwór nieduży, łatwy do zakamuflowania, a zaraz za nim obszerna sala nadająca się do zamieszkania – zanim wejście zasypało się na tysiąc lat, ludzie przeczekiwali wewnątrz niezliczone zawieruchy wojenne. W czasach tzw. średniowiecznego optimum klimatycznego średnia roczna temperatura na Jurze sprawiała, że w grocie panowały warunki całkiem komfortowe – stała temperatura, zimą ciepło, latem chłodno: żyć nie umierać. Odkąd świat stanął bliżej krawędzi nuklearnej katastrofy, niż to miało miejsce kiedykolwiek nie tylko za mojego życia, coraz częściej chciałbym się zapaść pod ziemię – dobrze więc wiedzieć, gdzie się zapaść najdogodniej. Na czas apokalipsy znam parę naturalnych schronów, w których przy zgromadzeniu odpowiednich zapasów można doczekać, aż radioaktywny pył opadnie, i potem wziąć udział w ewentualnym restarcie ludzkości. Dobrze jest wiedzieć, że ma się dokąd zbiec, wszystko wtedy podporządkowuje się logistyce, to lepsze niż rozpaczliwa panika – wiadomo, że jest kierunek i miejsce, gdzie będzie w końcu

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Felietony Roman Kurkiewicz

Mundurowanie głów

Wojna sieje spustoszenie nie tylko tam, gdzie ze swoją niszczycielską mocą się przetacza, gdzie bomby spadają na budynki mieszkalne i szpitale, gdzie czołgi walą na oślep. Jest wojna przemocą absolutną, jest naruszeniem wszystkich najbardziej podstawowych potrzeb ludzkich: przeżycia, bezpieczeństwa, prawa do szczęśliwego życia, do realizowania marzeń. Do życia w pokoju w końcu. Wojna rządzi się swoimi prawami, przyznają nawet ci, którzy jej czarno-krwawemu urokowi nie ulegają. Podczas wojny zatem nie tylko zostają zawieszone, unieważnione nasze prawa podstawowe. Demoluje ona całokształt człowieczych relacji zbudowanych na regułach niezabijania, niekrzywdzenia, niestosowania przemocy. Z wojny nikt nie wychodzi zwycięski, chociaż akt kapitulacji kończący taki konflikt wskazuje zwycięską i pokonaną stronę. Nawet „wygrywający”, walczący w imię akceptowanych zasad – obrony przed agresorem bliskich, domu, miasta, kraju – odnoszą zawsze rany, które nie muszą być fizyczne. Wojna okalecza bez wyjątku, na tym też polega jej powszechna destrukcyjna, demolująca siła. Nie ma jak przed nią się schronić. Człowiek dotknięty jej przekleństwem już zawsze będzie zraniony, już do końca życia będzie miał po niej blizny, być może niewidoczne dla oka. Wojna jest niewidzialnym wirusem, przed którym nie ma obrony. Przenika ściany,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.