Generał na celowniku

Generał na celowniku

Dlaczego giną rosyjscy dowódcy?

Wojskowi z całego świata przecierali oczy ze zdumienia, gdy w styczniu 2008 r. generał i pięciu wyższych rangą oficerów Polskich Sił Powietrznych zginęło w katastrofie samolotu CASA, który rozbił się pod Mirosławcem. Dwa lata później, gdy doszło do tragedii pod Smoleńskiem, szok był jeszcze większy – oto w pojedynczym wypadku śmierć poniosło aż dziewięciu najwyższych rangą dowódców Sił Zbrojnych RP. Wojskowa międzynarodówka zachodziła w głowę, jak można było tak wielu ważnych ludzi zgromadzić na pokładzie pojedynczych maszyn. Szczęście w nieszczęściu, że obie tragedie wydarzyły się w czasie pokoju, lecz i tak polski „jakośtambędzizm” (w innej odmianie „tupolewizm”) do dziś omawiany jest jako przykład skrajnej nieodpowiedzialności. Od kilkunastu dni wyrasta mu poważna konkurencja – rosyjska nonszalancja w traktowaniu życia własnych generałów i pułkowników, ginących na ukraińskim froncie.

Zemsta po latach

Do momentu złożenia tego numeru PRZEGLĄDU potwierdzono informacje o śmierci siedmiu rosyjskich generałów i co najmniej kilkunastu pułkowników. To pogrom, dla którego trudno znaleźć odniesienie, rzadko bowiem na współczesnych wojnach tak licznie w tak krótkim czasie giną tak wysocy dowódcy. Dla porządku wspomnę, że talibom pierwszego natowskiego generała – Amerykanina Harolda Greene’a – udało się zabić po niemal 13 latach wojny (w 2014 r.), podczas zamachu w szkole wojskowej w Kabulu. Nie była to zatem klasyczna sytuacja bojowa, ale typowa dla asymetrycznego konfliktu, w którym większość poległych stanowiły ofiary zamachów i zasadzek. Rosyjskie wysokie szarże zaczęły ginąć już w pierwszym tygodniu inwazji. Listę otwiera Magomied Tuszajew, Czeczeniec, bliski współpracownik Ramzana Kadyrowa. Tuszajew to generał tytularny (w armii rosyjskiej dosłużył się pułkownika), ale Witalij Gierasimow, pierwszy zastępca dowódcy 41. Armii, to już prawdziwy generał. Ten sam stopień w chwili śmierci mieli Andriej Kolesnikow, dowódca 29. Armii, oraz Andriej Suchowiecki, kolejny zastępca dowódcy 41. Armii. Następny zabity przez Ukraińców generał to Oleg Mitiajew, dowódca elitarnej 150. Dywizji Strzeleckiej. Jego los podzielił Andriej Mordwiczew, stojący na czele 8. Armii Gwardii. Śmierć dopadła również gen. Jakowa Riezancewa ze sztabu 49. Armii. Warto również odnotować śmierć płk. Siergieja Suchariewa, dowódcy 331. Pułku Spadochronowego, który podpadł Ukraińcom jeszcze w 2014 r., stał bowiem wówczas za masakrą oddziałów ukraińskich wycofujących się z kotła w Iłowajśku. 252. Pułk Strzelców podczas walk pod Charkowem stracił nie tylko 30% stanu osobowego, ale i dowódcę, płk. Igora Nikołajewa. Właściwie każdy dzień przynosi podobne informacje i choć rosyjskie MON zwykle ich nie potwierdza, lokalne media w Rosji donoszą o pogrzebach wysokich stopniem wojskowych.

A co się dzieje po drugiej stronie? Ukraińcy przyznali się do utraty co najmniej kilku pułkowników (głównie pilotów), lecz nie wiemy nic o poległych generałach. Z dużym prawdopodobieństwem można więc przyjąć, że bezpośrednio na froncie nie zginął żaden – Rosjanie wykorzystaliby takie zdarzenie z jeszcze większą premedytacją niż Ukraińcy. Byłby to dla ich propagandy dowód na zwycięską kampanię i postępującą dezintegrację struktur dowódczych przeciwnika. Oczywiście można założyć, że jakiś wysoki rangą oficer poległ, a podwładni zdołali uchronić jego ciało przed przejęciem przez wrogów. No i pamiętajmy, że agresorzy przy użyciu rakiet i bomb lotniczych zaatakowali setki rozmaitych instalacji militarnych, w tym centra dowodzenia. Niewykluczone, że udało im się zabić któregoś z najwyższych rangą ukraińskich dowódców. Służby prasowe rosyjskiej armii nie informują o tym, bo nie mają pewności, Ukraińcy z kolei tylko w obliczu niepodważalnych dowodów potwierdzą stratę. Cała ich kampania informacyjna służy budowaniu morale, złe wieści przyniosłyby odwrotny skutek. Jeśli giną generałowie, to sygnał, że z wojskiem jest coś nie tak.

Pogarda dla życia

W teorii dowodzenie oddziałami zaangażowanymi w walkę odbywa się na dwóch poziomach: organizacyjnym i bezpośrednim. W pierwszym przypadku dowódcy od majora wzwyż są od zapewnienia podwładnym wysokiej świadomości sytuacyjnej i wsparcia innych rodzajów broni. Odpowiadają m.in. za współpracę z sąsiadami, łączność i zabezpieczenie logistyczne. Na pierwszej linii angażują się dowódcy kompanii i niżej (kapitanowie, porucznicy, przy wydatnej pomocy podoficerów).

„Wodzowie” nie walczą już od dawna. Pouczające może być to, co wydarzyło się podczas ataku rebeliantów na bazę w Ghazni w Afganistanie w 2013 r. Dowodzący polskim kontyngentem gen. Marek Sokołowski – postać niezwykle barwna – w chwili pierwszego uderzenia siedział na fotelu dentystycznym. Zerwał się i z pistoletem w dłoni pobiegł na pierwszą linię – w miejsce, gdzie doszło do przerwania umocnień. Post factum pojawiły się głosy, że „Sokół” powinien był udać się do centrum dowodzenia. Na poziomie merytorycznym łatwo ów zarzut odeprzeć – tak jak admirał floty nie jest dowódcą okrętu flagowego, a dowódca sił powietrznych nie powinien wydawać rozkazów kapitanowi samolotu, tak od organizacji obrony bazy był jej dowódca ze swoim sztabem. Inna sprawa, czy generał mógł sobie pozwolić na ryzyko utraty życia i czy nie byłoby właściwsze udanie się do schronu.

To na gruncie zachodniej tradycji wojskowej elementem kanonu stało się przekonanie o niewalczących „wodzach”. W armii rosyjskiej sprawy przez długi czas miały się inaczej. Pogarda dla żołnierskiego życia nie dotyczyła tylko szeregowych, a wyjątkowe kompetencje wysokich szarż nie gwarantowały nietykalności. Dość wspomnieć absurdalne czystki w korpusie oficerskim z końca lat 30. XX w., które tak brutalnie osłabiły Armię Czerwoną w przededniu starcia z Wehrmachtem. „Ludzi u nas mnóstwo”, mawiał Stalin, mając na myśli także kandydatów na generałów. Trzeba było milionów ofiar, by ilość przeszła w jakość, co i tak nie przyniosło zmiany paradygmatu, bo na czele Armii Radzieckiej w 1945 r. stał Gieorgij Żukow, bezwzględny wobec podwładnych niezależnie od stopnia. Na to wszystko nakładał się istotny rys kulturowy – zakorzenione przekonanie o wadze osobistego przykładu. Podrywanie żołnierzy do boju wymagało wielkiej odwagi – to kwestia bezdyskusyjna – lecz szybko dostrzeżemy również mniej chwalebne składowe tej postawy. Rosyjskiemu wojsku często brakowało motywacji do narażania życia. Miliony czerwonoarmistów poddających się Niemcom w 1941 r. nie zrobiły tego wyłącznie ze strachu, ale też z niechęci do walki za państwo i ustrój, które kojarzyły im się z terrorem, wyzyskiem, biedą, śmiercią i powszechną nieufnością. Dopiero gdy Niemcy okazali się nie lepsi, radzieccy żołnierze stali się dla nich śmiertelnym zagrożeniem.

Wystawieni na strzał

Dziś naczelną ideologią państwa rosyjskiego jest imperializm, rozumiany jako odbudowa (należnych!) wpływów. I jakkolwiek jest to intelektualnie atrakcyjna opcja dla Rosjan, chłopcy w mundurach nie bardzo się garną za to umierać. Zwłaszcza w Ukrainie, z którą związki kulturowe są tak bliskie. Moskwa każe żołnierzom wierzyć, że walczą z faszystami, niczym ich dziadkowie i pradziadkowie. Tymczasem wojskowi wchodzą na przedmieścia Charkowa i widzą, że to świat bardzo podobny do tego, który znają.

By zmotywować podwładnych do działania, na pierwszej linii stają więc generałowie. Przykład osobistej odwagi, ale i zastraszenie, tak istotne w armii ułożonej na radzieckich wzorcach, mają działać jak kopniak. Efekty są, jakie są, a Ukraińcy tylko korzystają z okazji. Andriej Suchowiecki zginął w trakcie walk o lotnisko w Hostomelu pod Kijowem. Zastrzelił go snajper. Skąd wiedział o obecności generała? Światło na sprawę rzuca śmierć Andrieja Mordwiczewa, który zginął, po tym jak użył niezabezpieczonego telefonu. Tajemnicą poliszynela jest to, że Rosjanie mają gigantyczne problemy z łącznością, dowódcy sięgają więc po cywilne komórki, łatwe do namierzenia, albo starają się kompensować braki poprzez osobiste dowodzenie. W obu przypadkach wystawiają się na strzał.

Fot. Reuters/Forum

Wydanie: 14/2022, 2022

Kategorie: Wojna w Ukrainie

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy