Przebudzenie Amerykanów

Przebudzenie Amerykanów

fot. Eliza Sarnacka-Mahoney

Ameryka reaguje na wojnę z wyraźnym opóźnieniem, jakby najpierw musiała stoczyć walkę sama ze sobą Korespondencja z USA – Jestem w szoku. Po prostu nie wierzę, że to się dzieje w dzisiejszych czasach. Nie spodziewałam się, że Putin zaatakuje. Nie myślałam, że jest na tyle szalony – mówi 22-letnia Eliana Jurysta, studentka Uniwersytetu Stanu Kolorado w Fort Collins. Tak zaczyna wypowiedź niemal każdy znany mi Amerykanin. Inwazja na Ukrainę zaskoczyła i zdumiała ich totalnie. Trudno im też uwierzyć, że przestrogi przed nią pojawiały się od dawna. W Ameryce nic o nich nie słyszeli. Gdy kilka minut po godz. 17 w czwartek 3 marca wkraczam z transparentem na rynek główny starówki w Fort Collins na północy Kolorado, widzę niewielkie zgromadzenie pod sceną, na której stoi żółty karton z napisem „Ukraina” oraz mikrofon. Rozpoczyna się przemowa organizatorów i wszyscy ruszają do przodu, by lepiej słyszeć. Nagłośnienie jest kiepskie, widać, że złożone do kupy w ostatniej chwili, a i manifestanci słabo przygotowani. Niewielu przyszło ze znakami, tylko w kilku dłoniach kołyszą się słoneczniki. Nie jestem jednak zdziwiona. Pomysł, by zrobić protest, pojawił się na Facebooku ledwie trzy dni wcześniej i informacja też rozchodziła się wyłącznie tą drogą. Gdy ostatni raz sprawdzałam, uczestnictwo zadeklarowało ok. 60 osób i tyle przybyło. Nasza kilkuosobowa polska grupa z dziećmi, a nawet wózkiem z niemowlęciem, ubrana na żółto-niebiesko, z dużymi transparentami w kolorze ukraińskiej flagi z biało-czerwonymi sercami, odcina się na tle reszty i z miejsca wzbudza zainteresowanie. Gdy kończą się trzy krótkie przemowy na scenie i ludzie zaczynają rozmawiać, szybko staje się jasne, że gros uczestników protestu to albo obcokrajowcy, albo Amerykanie o wschodnioeuropejskich korzeniach. Jeśli zaś Amerykanie, to też w jakiś sposób powiązani z Ukrainą, głównie przez relacje rodzinne. Stojąca przede mną Nino, urodzona w USA, ale z pochodzenia Gruzinka, przyszła na protest z całą rodziną, bo uważa, że trzeba okazywać solidarność z Ukrainą. – Nasza postawa musi być widoczna i jednoznaczna: potępienie dla tej wojny. Musimy wywierać presję na naszych rządzących, na świat. To nie jest moment, żeby tylko się przyglądać. Jej 11-letnia córka Lizzy dodaje: – Ameryka powinna stanąć ramię w ramię z Ukrainą i walczyć. Melissa Taylor, 60-latka z wielką żółtą chustką zatkniętą za kołnierz, zaczyna płakać już przy pierwszych słowach. – Jestem tutaj ze względu na moją synową, która przyjechała z Ukrainy. Gdy wybuchła wojna, chcieliśmy sprowadzić jej rodziców, ale odmówili. Powiedzieli, że ich miejsce jest w ojczyźnie, że muszą jej bronić. Serce mi pęka i nie mam słów, by wyrazić podziw dla ich odwagi. Czwartkowy protest był pierwszym w moim 200-tysięcznym mieście, siedzibie uniwersytetu kształcącego ponad 35 tys. studentów. To znamienne, bo wojna trwa przecież od ponad tygodnia. Informacje o niej są wszędzie, dominują we wszystkich mediach i trzeba być nie wiem jak oderwanym od rzeczywistości, by ich nie zauważyć. W amerykańskich metropoliach, które od zawsze są domem dla większych skupisk imigrantów, pozostających na bieżąco z wydarzeniami w rodzinnych krajach i w razie potrzeby nadających ton manifestacjom, odzew był szybszy i większy. To naturalne. Ale właśnie społeczna reakcja na dramat Ukrainy w prowincjonalnym centrum Ameryki pozwala lepiej wejrzeć w amerykańską duszę i zrozumieć decyzje przywódców. Ta Ameryka reaguje na wojnę z wyraźnym opóźnieniem, jakby najpierw musiała stoczyć walkę sama ze sobą, by wierzyć w to, co słyszy i widzi. Ta Ameryka, zanim się pogodzi z faktami, musi najpierw się pogodzić ze świadomością, że coś jej umknęło. Przedrzeć się przez warstwę szoku, tym większego, że w ostatnich latach przeciętny zjadacz chleba po tej stronie świata był karmiony zgoła innym wizerunkiem Rosji. Rosyjski niedźwiedź, głosił ten przekaz szczególnie na prawicy, daje się dziś całkiem spokojnie głaskać i z drapieżnika zamienia się w partnera. Putin to obrońca tradycyjnych i chrześcijańskich wartości (patrz: deklaracje Trumpa), dlatego mamy wspólny język. Na dowód tego rosyjskie pieniądze coraz szczodrzej wspierały amerykańskie kampanie polityczne, amerykańscy politycy zaś bez oporów zacieśniali związki z rosyjskimi oligarchami. Wiemy już o tym doskonale m.in. z dziennikarskiego śledztwa Pandora Papers – zainteresowanych odsyłam do tych dokumentów i ich analiz, są powszechnie dostępne w przestrzeni publicznej. Wiele również wskazuje, że w najbliższym czasie, w związku z sankcjami i krachem rosyjskiej gospodarki, możemy być świadkami

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2022, 2022

Kategorie: Wojna w Ukrainie