Tag "Konrad Głębocki"

Powrót na stronę główną
Kronika Dobrej Zmiany

Ambasador krótkodystansowy

Prezydent Andrzej Duda oficjalnie odwołał Mirosława Jasińskiego z funkcji ambasadora RP w Pradze. Tym samym zakończyła się jedna z najkrótszych ambasadorskich misji w historii naszego MSZ. Jasiński listy uwierzytelniające złożył w połowie grudnia. A już w połowie stycznia, po swoim pierwszym (!) wywiadzie, został de facto odwołany. Ale i tak nie jest on rekordzistą, jeśli chodzi o długość (czy raczej krótkość) bycia ambasadorem. Były takie przypadki, że mianowany ambasador cofnięty został jeszcze w Warszawie. Czyli przeszedł całą procedurę, już

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Ruletka

Gazety trąbią, że Anna Maria Anders pojedzie do Włoch na urząd ambasadora RP. Trochę dziwne to trąbienie, a raczej jego pora, bo o tym, że córka gen. Andersa, pani Costa, matka żołnierza US Army, posiadająca trzy obywatelstwa – amerykańskie, brytyjskie i polskie – jest kandydatką na szefa placówki w Rzymie mówiono już kilka miesięcy temu. Sami przed paroma tygodniami o tym pisaliśmy. Że PiS rządzi trzy i pół roku, a nie potrafi znaleźć przez ten czas ambasadora

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Kronika Dobrej Zmiany

Czas krótkich posad

W dyplomacji, zgodnie z pisowskim zwyczajem, też nastał czas krótkich posad. Właśnie do kraju zjeżdża odwołany przez Andrzeja Dudę ambasador Polski na Ukrainie Jan Piekło. Był jednym z pierwszych ambasadorów powołanych przez Prawo i Sprawiedliwość. Obejmował placówkę w nietypowej sytuacji, bo jego poprzednik, Marcin Wojciechowski, powołany jeszcze przez Bronisława Komorowskiego, został odwołany, zanim do Kijowa wyjechał. Jan Piekło miał więc być na Ukrainie twarzą pisowskiej ekipy. A teraz okazuje się, że PiS ta twarz nie pasowała. Ciekawe, kto

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Roman Kurkiewicz

Ale zagłosuj se pan

W dawnych czasach byłem przez krótką chwilę samozwańczym, niezrzeszonym aktywistą antynikotynowym (po prostu kilka razy ośmieliłem się wyrazić oczekiwanie, że liczę na niepalenie w moim najbliższym otoczeniu – choćby pracowniczym – choćby przez jakiś czas). Czas ów i miejsce owo były takie, że wokół mnie palili wszyscy, od minimum kilkudziesięciu osób do liczniejszej grupy, na okrągło, czyli około kilkunastu godzin dziennie. Pojęcie przerwy na papierosa nie istniało – bo nie musiało. Kiedy jeden dopalał się w kąciku ust

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.