Tag "Krystyna Kofta"
Supertowar radnej Kiepskiej
Wróciłam ze spokojnych gór na mazowiecką nizinę, a tu wszystko po staremu. Pewien chłoptaś zerwał znajomej złoty łańcuszek w tramwaju, synowi innej koleżanki trzech supermanów w autobusie zagroziło żyletką, oddał więc, słownie, jedenaście złotych. Znanej dziennikarce otwarto trzy zamki w drzwiach wejściowych, uratowała ją przed kradzieżą i może czymś gorszym (bo spała nieboga w domu) mocna zasuwa, zamknięta od środka. Nie będę straszyła dalej, bo i tak wszyscy się boją. Człowiek ma prawa człowieka, więc chyba ma, do jasnej cholery, prawo jeździć autobusem bez obawy, że ktoś mu zerwie z szyi złoty łańcuszek, albo przyłoży do gardła nóż i zabierze pieniądze. Ostatnio moralne autorytety świeckie i kościelne ułożyły Kartę Powinności Człowieka. To było piękne widowisko telewizyjne. Radzili mądrzy ludzie nad tym, co człowiek powinien. Kłaniają się tutaj żarty z cyklu: co żołnierz powinien mieć pod łóżkiem i tak dalej. Oglądałam transmisję z tego wydarzenia, może była ona na żywo, a może trochę na martwo, w każdym razie co starsze autorytety moralne troszkę przysypiały podczas odczytywania przez nobliwą młodzież Karty Powinności Człowieka. Może było to tylko ukryte pod rzęsami wzruszenie, a nie drzemka, ale gdy kamera zacną osobę brała, jej czujność rosła, powieki unosiły się z trudem, a twarz przybierała wyraz zatroskania o losy świata.
A co, zapytać nie wolno?
Kiedy oburzone w najwyższym stopniu i poruszone wręcz do żywego, dobre imię Wiesława Walendziaka zaczęło się jego ustami domagać wymierzenia kary ministrowi Ryszardowi Kaliszowi za – jak mawialiśmy na podwórku – obrazę majestatu, przypomniałam sobie pewien brzydki dowcip. Posądzenie chodzącej niewinności, szefa sztabu wyborczego FIRMY KRZAK, o manipulowanie tym i owym, zwłaszcza zaś owym, wywołało z pamięci ten ciężki dowcip podwórkowy, którego wtedy jeszcze nie rozumiałam. Opowiadali go starsi, doświadczeni koledzy, dopiero potem wszedł na stałe do języka. Będąc dzieweczką, niewinną prawie w tym samym stopniu co namawiający nas do zakupu wyborczego w FIRMIE KRZAK, Wiesław W., opowiedziałam ów dowcip przy obiedzie, budząc grozę w swoich rodzicach. Gdybym choć przez moment przypuszczała, że ten żart jest nieprzyzwoity, nigdy nie odważyłabym się otworzyć ust, a już zwłaszcza przy obiedzie. Tytułem wyjaśnienia podaję, że w Poznaniu, gdzie jako pacholę płci żeńskiej mieszkałam, słowo pierdolić znaczyło: dużo i bez sensu gadać, pieprzyć bez sensu, nieprzytomnie nawijać, wciskać kit, czy, jak obecnie podaje Słownik Współczesnego Języka Polskiego pod hasłem “pierdolić II” (hasło p…….ć I, to jest to, o czym myślicie), “wulg. 1) mówić głupstwa, niedorzeczności, bzdury,
Przedmóżdże mózgu
Od niepamiętnych czasów zajęciem poetów było porównywanie czegoś do czegoś innego. Wzdychali do nadobnych niewiast, co miast twarzy miały lica, jako krew z mlekiem, dysponowały koralami zamiast ust, spomiędzy których lśniły perełki; zawsze można zęby nałogowej palaczki do pereł porównać, bywają przecież czarne perły. Diamenty w charakterze oczu rzucały oślepiający blask. Te wspaniałości natura osadziła na łabędziej szyi – poeta mógł mieć na myśli w szczególnych przypadkach upierzenie lub obrzydliwą giętkość czegoś zbyt długiego. Wysoko pod szyją usadowiły się jabłuszka mleczne. Do tego kibić osy, płodne jak ziemia łono, które jest w stanie sprostać życzeniu “co rok prorok”. Jednym słowem, inkrustowany potwór. A jak który poeta był zboczeńcem pedałem (nowa terminologią badacza owadzich nogów Niesiołowskiego będzie naszym posagiem wniesionym do Unii Europejskiej przez nas, czyli PRZEDMÓŻDŻE chrześcijaństwa), jak niejaki Szekspir, to pisał sonety tak zagmatwane, że do dziś szekspirolodzy nie potrafią ustalić, które poświęcone (!) są kobiecie, które młodemu, pięknemu przyjacielowi. Kto jest rywalem Szekspira, kto kogo z kim zdradził, nie dojdziesz człowieku. Kto jest adresatem dedykacji? Kim jest pan W.H.? Czy to piękny przyjaciel autora? Nikt nam nie odpowie,
Robocop pod Somosierrą
Zostałam zaproszona na c h a t do Wirtualnej Polski; każde dziecko wie, że chat to pogawędka w Internecie. Świetna rzecz, robiona przez fachowców. Ukryci za pseudonimami ludzie zadają ostre pytania, w niczym nie przypominające grzecznych rozmówek w pismach. Byłoby jeszcze wspanialej, gdyby można było od razu uzyskać połączenie. Gdy rządzi monopolista TP SA, jest drogo i kiepsko. Kable namokły i już masz problem. Młodzi internetowcy dokonywali cudów, by połączyć mnie, czyli gościa, z tymi, co pytają. Udało się. Pytań było bardzo dużo, a dotyczyły pisania, feminizmu, kuchni, mężczyzn i polityki. Dlaczego jestem w komitecie wyborczym Kwacha. Pani też? I dlaczego sama nie kandyduję. Słowo daję, że nigdy się nad tym nie zastanawiałam, bo nawet nie wpadło mi do głowy, by zmienić mój wolny zawód (herbata, komputer, herbata, gapienie się w okno, komputer, leżenie i wymyślanie nowych rzeczy, spotkania z wybranymi ludźmi) na służbę społeczeństwu. To się może przyśnić! Te uroczystości, otwarcia, wizyty, które musisz przyjąć, aż dziw, że nie brakuje chętnych do tej katorgi, a chętni walą drzwiami i oknami. Uderzono w dzwony, ogary poszły w las. Wiesław Walendziak przejął dowodzenie kampanią wyborczą Mariana Krzaklewskiego. To przedsięwzięcie militarne z całą pewnością odbiera chleb prawdziwemu generałowi, kandydatowi Wileckiemu. Swą tajną bronią (choć
Faceci do luftu
TELEDELIRKA W odróżnieniu od człowieka bezprzymiotnikowego, z określeniem którego są trudności, szary człowiek jest dobrze zdefiniowany jako byt przeciętny, potrzebny do badań różnym pracowniom socjologicznym. Chodzi o to, żeby można było ustalić, czego ów byt pragnie. Dane te, raz na parę lat potrzebne są kandydatom na prezydentów, jak również parlamentarzystów. Gdy już wiadomo, czego szarzy ludzie chcą, kandydat taki może napisać przemówienie i obiecać szaremu człowiekowi pracę i chleb, lub jeśli jest charyzmatycznym przywódcą związkowym, kiełbasę i wolne soboty, a może i poniedziałki. Kandydat musi jedynie znać adres, to znaczy wiedzieć, do kogo mówi. Ten sam kandydat może obiecywać rzeczy sprzeczne, paradoks jest bowiem duszą polityki. Jeśli adresatem jest rolnik, obiecuje się mu kredyt od razu umorzony i awansem odszkodowanie za szkody, które mogą nastąpić. Nie ma przecież roku, by nie spotkała nas plaga. Powódź, susza, czy też nadmierne nawilżenie organizmu. Jeśli kandydat przytruwa, do przerażonych przestępczością szaraczków wali prosto z mostu, że przywróci karę śmierci, wprowadzi obozy pracy o zaostrzonym rygorze, gdzie urodzony w niedzielę niebieski ptak będzie żywiony chlebem i wodą, oraz przykuty łańcuchem do ciężkiej żelaznej kuli. Jak widzimy, spełni się tu jednocześnie postulat pracy
Alicja w płatkach róż
Pewnego pięknego dnia, starsza już Alicja, która posiadała różne magiczne zdolności i zrobiła wielką karierę polityczną, powróciła do krainy czarów, a więc do swego małego miasta Torunia, o dużych tradycjach. Na jej cześć zorganizowano zawody w lataniu. Alicja, występująca teraz po drugiej stronie lustra jako marszałek Senatu, miała wziąć udział w konkursie, oczywiście nie jako osoba latająca, lecz siedząca. Dowiedział się o tym motolotniarz, Jerzy Wiączek, i, jak przystało na rycerza, postanowił uczcić marszałek Grześkowiak. Żeńskiej formy od słowa marszałek nawet feministki-lingwistki nie wymyślą. Tytuł ten związany jest z męską rolą tak silnie, że mimo istnienia Alicji Grześkowiak, żeńskiej nazwy, jak nie było, tak nie ma. Marszałkowa bowiem to żona marszałka, marszałczyca – słowo nie do wymówienia, laska marszałkowska zaś to zupełnie co innego. W naszym kraju, jak wiadomo, mężczyźni czczą kobiety za pomocą kwiatów. Imieniny, Dzień Kobiet, setna rocznica urodzin, wszystko to powoduje obsypywanie dam kwieciem. Tak też i nasz lotniarz chciał uhonorować i okazać uwielbienie pani marszałek, by odróżnić się od tego okropnego typa, co to podczas uroczystego obiadu, a trzeba pamiętać, że każde spożywanie darów boskich w towarzystwie marszałka, choćby nawet żeńskiej płci, jest uroczyste, otóż typ
O żeż ty, w mózg pokąsany!
Dawno, dawno temu Bóg spuścił na nieposłuszny Egipt plagi zwane odtąd egipskimi. Najpierw woda Nilu zamieniła się w krew, gdy to nie pomogło, na kraj spadł deszcz żab, potem do ataku przystąpiły komary, po nich muchy, potem znów, dla urozmaicenia, zaraza na bydło, jeszcze później wrzody, grad, szarańcza i tak dalej. Za co jednak dobry Bóg zesłał na nasz kraj plagę meszek? Może to z powodu porno-świerszczyków, a może przyczyną są ciągłe swary w łonie? Może meszka karą jest za zjednoczenie prawicy, za scalenie tego, co miało pozostać rozproszone? Wszyscy moi czytelnicy znają “Satyrę na bożą krówkę” Gałczyńskiego, ze słynnym rymem: “Więc upraszam entomologów, czyli badaczów owadzich nogów, by się na tę sprawę rzucili z szałem”. Najsłynniejszym polskim badaczem owadzich nogów, czyli entomologiem z wykształcenia, a terrorystą z zamiłowania, jest Stefan Niesiołowski. Bohaterski ten osobnik wraz z licealistką usiłował wysadzić w powietrze pomnik Lenina, za co siedział w więzieniu, licealistka, niestety, również; ona nie-Szczęsna ta Joanna jest teraz jedną z najlepszych dziennikarek; on zaś, jaki jest, każdy widzi. Dotąd najbardziej interesował się porno-świerszczykami, też w końcu z rodziny owadów, z rzędu prostoskrzydłych; samce mają narząd słuchu na goleniach, co samo przez się jest obrzydliwe,
Freud by się uśmiał!
Jak w każdej sprawie, tak i w tej są dwie szkoły, otwocka i falenicka. Jedni pisarze uważają, że nie należy reagować na krytykę, udawać, że nie zauważyło się paskudnej recenzji, zadręczać się w domu, a na wyjście wkładać zadowoloną twarz, inni zaś przeciwnie – sądzą, że należy walnąć z armaty jakiś sążnisty tekst. Do tej pory stosowałam metodę pośrednią, to znaczy pisałam niecenzuralny tekst, w którym obrażałam krytyka, potem zapisany papier wędrował utartą drogą, przy pomocy domowej Niagary, z biegiem rzeki do morza. Gdy któryś z ratlerków naraził mi się szczególnie, a byłam w posiadaniu jego fotografii, kłułam ją brzeszczotem, a wtedy autor tych bredni (nie dotyczy to rzetelnej, choćby nawet ostrej, krytyki) zapadał na zdrowiu. Bywało nawet tak, że upadała gazeta, w której pisał. Jeśli nie dysponujemy fotografią, rysujemy sylwetkę, taką jak na strzelniczej tarczy, w środku piszemy imię i nazwisko adwersarza i walimy do niego z rusznicy, jeśli mamy ją akurat pod ręką. Można także na potencjalnym denacie grać w strzałki. Jerzy Pilch, w niesłychanym przypływie sił twórczych, po szczęśliwym przeniesieniu się z pisaniem do Warszawy, wspaniale opisał i rozsławił na cały kraj nie znanego nikomu dotychmiast (stara forma, używana przez Jana Kochanowskiego) Paliwodę, który to wcześniej głupawo recenzował osobę Pilcha. Tym samym przełamał Pilch zwyczaj
Świadek Macica
Pewien doktor z Lublińca dokonywał zabiegu, gdy do jego prywatnego gabinetu wkroczyła policja. Na widok organów ścigania kobieta doznała szoku, więc łatwo poszło przewiezienie jej, gdzie trzeba i zrobienie badań potrzebnych senatorowi Walerianowi P. do pełni szczęścia. Byłby to niezły początek realistycznej powieści o naszym życiu, na którą podobno wszyscy czekają. Wiadomo, że aborcja jest złem i nikt rozsądny nie sądzi inaczej. Czasami uważa się, że jest to zło konieczne, lecz w tym przypadku, jak twierdzi lekarz, było to usunięcie martwego płodu. Nie wiadomo, czy do akcji: “macica” użyto brygady antyterrorystycznej, czy też zwykłych policjantów. Powszechnie natomiast wiadomo, że policja ma nadmiar kadr, że, zgodnie z deklaracjami jej szefa, przestępczość zmalała, wykrywalność wzrosła i dlatego wreszcie przyszedł czas, by zająć się penetracją macic tych okropnych kobiet, przez które tyle jest lubieżności na świecie. Senator Walerian Piotrowski, biorący udział w dyskusji “Gazety Wyborczej” na temat tego wydarzenia, aż trzęsie się z rozkoszy, oczywiście, nie płciowej, on się trzęsie jak galareta z rozkoszy moralnej, ponieważ nareszcie sprawiedliwości stało się zadość. Jeszcze większych rozkoszy moralnych musieli doświadczać inkwizytorzy biorący udział w przesłuchiwaniu czarownic, nagich, skrępowanych nie tylko obecnością facetów w togach, lecz także całkiem prozaicznymi
Demoniczne samce, starcy, kobiety i dzieci
Telewizyjne dzienniki, czy to w telewizji publicznej, czy prywatnej zawierają coraz mniej wiadomości ze świata polityki, coraz mniej tak zwanych newsów z frontów. Może to i dobrze, może znaczy to tylko tyle, że na razie trwa względny spokój, nikt i nic światu globalnie, a nam w szczególności, nie zagraża. Wielka polityka spychana na obrzeża kultury wirtualnej daje o sobie czasami znać źle wycelowaną rakietą, która nie sięgnęła zamierzonego celu, wysadzeniem samolotu lub porwaniem niewinnych ludzi przez terrorystów. Niewinni ludzie to zwykle zbitka: starcy, kobiety i dzieci. Co do winy starców zdania są podzielone. Może być staruszek do rany przyłóż, może być zgred. Dziecko, choćby najmniejsze, swój rozum do czynienia zła posiada. Kobieta jest zawsze winna, to pewne. Przez jej zachciankę, by stać się jako bogowie, przez apetyt na kwaśne jabłko musimy teraz pokutować za grzech pierworodny. Należy się babie kara. Karą są na ten przykład gwałty podczas wojen, które jednak gdzieś obok się jeszcze toczą. W naszym kraju napomknienie o gwałcie wojennym wywołuje niekiedy niezdrowe podniecenie seksualne i nastrój do żartów. Znakomity poeta, Tadeusz Różewicz, mówi, że sam by pogwałcił, ale go w kolanie strzyka. Od początku świata gwałt był łupem wojennym żołnierza i nie ma się co temu dziwić, filozofuje