Supertowar radnej Kiepskiej

Wróciłam ze spokojnych gór na mazowiecką nizinę, a tu wszystko po staremu. Pewien chłoptaś zerwał znajomej złoty łańcuszek w tramwaju, synowi innej koleżanki trzech supermanów w autobusie zagroziło żyletką, oddał więc, słownie, jedenaście złotych. Znanej dziennikarce otwarto trzy zamki w drzwiach wejściowych, uratowała ją przed kradzieżą i może czymś gorszym (bo spała nieboga w domu) mocna zasuwa, zamknięta od środka. Nie będę straszyła dalej, bo i tak wszyscy się boją. Człowiek ma prawa człowieka, więc chyba ma, do jasnej cholery, prawo jeździć autobusem bez obawy, że ktoś mu zerwie z szyi złoty łańcuszek, albo przyłoży do gardła nóż i zabierze pieniądze.
Ostatnio moralne autorytety świeckie i kościelne ułożyły Kartę Powinności Człowieka. To było piękne widowisko telewizyjne. Radzili mądrzy ludzie nad tym, co człowiek powinien. Kłaniają się tutaj żarty z cyklu: co żołnierz powinien mieć pod łóżkiem i tak dalej. Oglądałam transmisję z tego wydarzenia, może była ona na żywo, a może trochę na martwo, w każdym razie co starsze autorytety moralne troszkę przysypiały podczas odczytywania przez nobliwą młodzież Karty Powinności Człowieka. Może było to tylko ukryte pod rzęsami wzruszenie, a nie drzemka, ale gdy kamera zacną osobę brała, jej czujność rosła, powieki unosiły się z trudem, a twarz przybierała wyraz zatroskania o losy świata.
Oczywiście, to wspaniała inicjatywa, pod którą podpisujemy się krwią własną. Szkoda tylko, że nie jest dekretem. Trudno będzie do powinności owych przekonać nie przekonanych. Obawiam się, że w czasie doniosłej transmisji małe i większe bandziorki, jak i reszta uczciwych skądinąd ludzi, oglądała bardzo śmieszny film “Batman i Robin”. Klikanie pilotem raz na film, raz na uroczystość dawało absurdalny, choć ciekawy efekt. Inne są powinności Batmana, a inne Robina. Ciekawe też, jak na Kartę Powinności zareaguje Ferdynand Kiepski z mojego ulubionego, czarnego serialu. Cóż to za świetna odtrutka na kicz patriotyczny! Według Ferdka, człowiek powinien pić piwo, inaczej nie da się przeżyć.
Wygłodniała informacji rzuciłam się na gazety, czytam i oczom nie wierzę. W “Gazecie Stołecznej” mapka mieszkań radnej Warszawy, pani Elżbiety Solarskiej z Unii Wolności (Niestety!). Pani radna Kiepska uważa, że powinnością człowieka jest przydzielanie mieszkań sobie i rodzinie, będącej zresztą w totalnej rozsypce. Nie mogą mieszkać razem, każdy musi mieć własny lokal, odtrąceni mężowie dostają na otarcie łez mieszkanie w świetnym punkcie, pasierbice, tatusiowie, bracia z żonami, każdy, kto miał szczęście być związany z zaradną radną więzami krwi, jak również nierozerwalnym węzłem małżeńskim, który radna rozsupłała, mimo że inna, znacznie starsza Karta Powinności mówi: co Bóg złączył, tego człowiek niech nie rozdziela. A wiecie ludzie, jak rezolutna radna Kiepska tłumaczy się ze swojej kryminalnej historii? Otóż mówi ona: “To normalne, jeśli ktoś pracuje w sklepie i przychodzi tani supertowar, to korzysta. A zwykły klient ma małe szanse”. Oto osoba szczera do granic ludzkiej wytrzymałości. Oto nieśmiertelny PRL! Talonowa mentalność wciąż siedzi w ludziach. Karta Powinności Człowieka nic nie załatwi, mój Boże, tu trzeba Kodeksu Hammurabiego. Ona wzięła, to jej zabrać podwójnie. Nic z tego. Sprawa pójdzie do Wysokiej Komisji Etyki, lecz wysoka komisja może naskoczyć radnej na kant wiecie czego. Nawet radna Pitera (osoba uczciwa, bo są przecież i takie wśród rządzących miastem) nie da rady. To babsko będzie miało wszystko, co udało się jej wyrwać “zwykłym klientom”, to znaczy ludziom, którzy latami czekają na wykup mieszkania. Rozpanoszyło się nam bandziorstwo i menelstwo, nie tylko to zrywające łańcuszki i wyrywające torebki. Czy radna Solarska wyrywająca dla siebie mieszkanie, które należy się komuś innemu, nie należy do tej samej kategorii? Pracuje, co prawda, w białych rękawiczkach, ale zgarnia więcej niż wyrywacz torebek stojący zawsze na światłach na waszym skrzyżowaniu. Czytam, że władze Unii Wolności wyraziły oburzenie, lecz uznały, że “nie ma podstaw, by cofnąć radnej partyjne poparcie”. Pogratulować. Dobra nasza, piekła nie ma, ucieszą się wszystkie szuje i będą powoływać się na precedens radnej S. Kto żyw, będzie teraz szedł przetartym szlakiem, będzie wspinał się wyżej i wyżej, aż wreszcie zdobędzie szczyt: apartament w śródmieściu za dziesięć, góra dwadzieścia procent ceny.
Dobrze i spokojnie było na szlakach górskich. Żal, że nie ma w Warszawie busików kursujących regularnie z dolnych Krupówek do różnych dolin, skąd się wychodzi w górę. Bilet kosztuje tam u każdego kierowcy zawsze tyle samo, nikt nas nie oszuka, nikt nie zerwie kobiecie łańcuszka z szyi, nikt nie wyrwie torebki. Żywy by nie wyszedł. Starsze panie i starsi panowie przechadzają się jakby nigdy nic po dolinach, samotne dziewczęta z plecakami nie boją się wspinać, licealiści i studenci w okularach mogą co najwyżej spotkać niedźwiedzia, chodzą, nie narażając się na sflekowanie twarzy. Widywało się w jednej grupie facetów ostrzyżonych do skóry, z długowłosymi w kitkach, á la wspaniali bracia Golec. Na górskiej drodze mówili grzecznie dzień dobry. Nie ma menelstwa na szlakach. Rzucam więc rewolucyjną myśl, by Warszawę oddać góralom w ajencję. Oczywiście, nie góralowi z Kolbuszowej zarządzającemu firmą Krzak (przypominam, że firmę KRZAK-TAK, co zwija manatki i adieu Fruziu!, ucieka przed tymi, co jej zawierzyli, opisałam w felietonie z 17 lipca i cieszę się, że zostało to podchwycone przez felietonistów wielu), bo zgodnie z jego obietnicami, radna Kiepska i jej liczna rodzina dostałaby swój supertowar za frajer.

Wydanie: 2000, 37/2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy