O żeż ty, w mózg pokąsany!

Dawno, dawno temu Bóg spuścił na nieposłuszny Egipt plagi zwane odtąd egipskimi. Najpierw woda Nilu zamieniła się w krew, gdy to nie pomogło, na kraj spadł deszcz żab, potem do ataku przystąpiły komary, po nich muchy, potem znów, dla urozmaicenia, zaraza na bydło, jeszcze później wrzody, grad, szarańcza i tak dalej.
Za co jednak dobry Bóg zesłał na nasz kraj plagę meszek? Może to z powodu porno-świerszczyków, a może przyczyną są ciągłe swary w łonie? Może meszka karą jest za zjednoczenie prawicy, za scalenie tego, co miało pozostać rozproszone?
Wszyscy moi czytelnicy znają “Satyrę na bożą krówkę” Gałczyńskiego, ze słynnym rymem: “Więc upraszam entomologów, czyli badaczów owadzich nogów, by się na tę sprawę rzucili z szałem”. Najsłynniejszym polskim badaczem owadzich nogów, czyli entomologiem z wykształcenia, a terrorystą z zamiłowania, jest Stefan Niesiołowski. Bohaterski ten osobnik wraz z licealistką usiłował wysadzić w powietrze pomnik Lenina, za co siedział w więzieniu, licealistka, niestety, również; ona nie-Szczęsna ta Joanna jest teraz jedną z najlepszych dziennikarek; on zaś, jaki jest, każdy widzi. Dotąd najbardziej interesował się porno-świerszczykami, też w końcu z rodziny owadów, z rzędu prostoskrzydłych; samce mają narząd słuchu na goleniach, co samo przez się jest obrzydliwe, a samice posiadają długie pokładełko; cokolwiek to znaczy, kojarzy się pornograficznie, taka jest natura świerszczyka. Otóż porno-świerszcze zostały zrzucone na naszą ojczyznę przez imperialistów, jak swego czasu stonka, by gorszyć naszych kmieciów i pacholęta. Meszki z pewnością spadły na nas zgodnie z przepowiednią. Są karą za grzechy. Mniemać należało, że poseł N. z równym szałem co na pomnik Lenina i na świerszczyki rzuci się na meszki, gdy te małe wampiry zaatakowały znękany kraj jak szarańcza w filmie katastroficznym. Fanatycznie gryzły zarówno żarliwych Polaków katolików, obmierzłych liberałów z Unii Wolności i z SLD (trzeba pogodzić się chyba z tym nowym zestawieniem), jak i ludowców. Nie pomógł nawet Lep-per na muchy.
Szukając ratunku, pobiegli do specjalisty owadologa dziennikarze z pytaniem, co robić, by nie dać się pokąsać. Najbardziej znany wśród polityków terrorysta entomolog i najbardziej znany polityk wśród entomologów terrorystów odpowiedział im, co następuje: “Należy nie dać się pokąsać, trzeba uciekać, po prostu uciekać”. Dobra rada, mucha nie siada!
Dziennikarzom trudno skorzystać z tej salomonowej rady, bo ich zadaniem jest stać i trwać, żeby zgłębiać niezgłębialne zresztą tajniki decyzji władzy i podawać je do publicznej wiadomości w mediach różnej maści. Jak tu uciekać, gdy dzieją się rzeczy szalone i wielkie, gdy trzeba tkwić na posterunku przed Sejmem z ręką trzymającą mikrofon albo kamerę. Poważne tygodniki polityczne radzą, by smarować się olejkiem waniliowym. Niestety, aromat wanilii jest słodki i mdlący jak wypowiedzi pani Marszałek deklamującej wiersze z podniosłych okazji, a olejek klei się niemiłosiernie, przyciągając zapachem muchy, osy i komary.
I stało się najgorsze. Premier też nie zdołał uniknąć ukąszenia. Jeszcze o dziesiątej wieczorem w jako takiej przytomności umysłu, bo jad mendo-meszki jeszcze nie zaczął działać, mówił, że żaden komisarz Warszawie nie będzie potrzebny. Potem jednak silnie przez meszki pocięty doznał olśnienia. Musiało to stać się po północy, podczas pełni. Wydawało mu się, że choć ewangelik, podobny jest dziateczkom z Fatimy, do których Jasna Pani zwracała się w ich narzeczu. W lunatycznym nawiedzeniu, z wyciągniętymi przed się rękami, stanął na parapecie Urzędu Rady Ministrów. Spojrzał w okrągłą twarz księżyca, z charakterystyczną dziurką w brodzie i wtedy usłyszał szept, wszystko wokół niego gadało, słyszał to imię, czy raczej nazwisko w szepcie liści, w delikatnym wietrze, zewsząd otaczały go głosy: “Herman, Herman, Herman”.
W jednej chwili stało się jasne jak srebrna tarcza, w którą wpatrywał się bez mrugnięcia okiem, gdyż jako lunatyk oczy miał szeroko zamknięte, że komisarz być musi i musi nim być Herman. Tak oto plaga meszek wpłynęła na nasze życie polityczne, nadając mu wymiar metafizyczny. Rząd może upaść, bo ministrowie z niego wyjdą, a potem znów może powstać, bo wrócą. Odrodzi się jak feniks z popiołów, bo przecież żaden nasz feniks nie pozbawi się dobrowolnie władzy ani pieniędzy. A terrorysta Niesiołowski znalazł nowy obiekt do wysadzenia. To już nie Lenin bolszewik. Tym razem podmiotem nienawiści entomologa jest ktoś inny. Na Boga, spytają zdumieni wyborcy, jak to możliwe, toż to Balcerowicz, koalicjant! A tu w radiu poseł N. swobodnie posługując się starym bolszewickim pozdrowieniem WON, zakrzyknął: BALCEROWICZ WON!
Służba zdrowia w remoncie, politycy przez meszki w mózg pokąsani, a leczenie psychiatryczne utrudnione. W tej sytuacji należałoby jednak ministrowi Balcerowiczowi zapewnić podwójną ochronę – przed meszkami i przed entomologiem.

Wydanie: 2000, 23/2000

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy