Tag "Krzysztof Wasilewski"

Powrót na stronę główną
Historia

Szanowny Panie Gestapo

Według szacunków AK, tylko z gestapo współpracowało 60 tys. Polaków Gestapowskie archiwa pełne polskich donosów? Zjawisko donosicielstwa w czasie II wojny światowej nie zostało jeszcze w pełni zbadane, jednak odkryte przypadki każą zadać pytanie, czy w latach okupacji naprawdę byliśmy tacy niewinni, jak nam się wydaje. Wydana w 2003 r. książka prof. Barbary Engelking „Szanowny panie gistapo” przeszła bez większego echa, chociaż materiał w niej zawarty jest wstrząsający. Niczym cegła rzucona w szybę te polskie donosy niszczą wizerunek narodu nieskażonego kolaboracją z niemieckim okupantem. 250 listów „Zawiadamiam, że dało mi się wykryć jednego pana który rozwozi broszurki tajnych radiostacji z Warszawy jest nim niejakiś agient portretowy który pracuje w firmie Foto-Styl. (…) Zawsze jeździ w kierunku Grójca z teczką skurzaną i inne pakunki. Proszę o skuteczne załatwienie tej sprawy. Proszę go przycisnąć do ściany to on wyśpiewa wszystko, bo on dużo szkodzi wielkiemu państwo Niemieckiemu” – donos o takiej treści – pisownia oryginalna – trafił do warszawskiej siedziby gestapo między 1940 a 1941 r. Inny z tego samego okresu: „W domu przy ul. Koszykowej nr 53 m. 38 mieszka żyd ochrzczony W. Halber. (…) Mimo że fizjognomia jego zdradza semitę (jasny

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Polski chłop czekał na tę ziemię

Jak piewcy czarnej legendy PRL wytłumaczą milionom rolników, że ci otrzymali ziemię nielegalnie i muszą z niej się wynieść? – Zacząłem gospodarować razem z rodzicami – wspominał Stanisław Gawła. – Któregoś dnia ojciec wskazał mi, gdzie mam orać pole, i zostawiając mnie samego, powiedział, że chyba nigdy nie przypuszczał, że będę pracował na własnym gospodarstwie. Stanisławowi Gawle i jego rodzinie koniec wojny przyniósł nie tylko wyzwolenie, ale i szansę na nowe, lepsze życie. Podobnie jak pozostali chłopi za sprawą reformy stał się on właścicielem indywidualnego gospodarstwa, jednego z ponad 800 tys. utworzonych między 1944 a 1950 r. W porównaniu z okresem przedwojennym struktura polskiej wsi przeszła rewolucyjną zmianę. To prawda, że wiele nowych gospodarstw było zbyt małych i nie wszyscy potrafili pracować na swoim. Większość jednak wykorzystała otrzymaną szansę. „Ludzie wierzyli, że z czasem własną pracą, przy obiecanej pomocy państwa, dorobią się i lepiej zagospodarują. Początkowa niepewność ustępowała nadziei. A gdy nadeszły pierwsze na nowym miejscu święta, goszczono się i weselono w każdym domu”, pisał Aleksander Ryś mieszkający na opolskiej wsi. Feudalne dziedzictwo Stanisław Gawła czy Aleksander Ryś mogli w pełni poczuć się obywatelami swojego państwa. W przeciwieństwie do pokolenia rodziców,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Masakra żołnierzy Berlinga

2,3 tys. żołnierzy 1. Armii WP zginęło, niosąc pomoc powstańcom warszawskim   „Po drugiej stronie Wisły już szósty tydzień płonęła Warszawa. To było nie tylko miasto, w którym walczyli i ginęli Polacy. To była stolica mojego państwa. Mogłem podjąć tylko jedną decyzję i podjąłem ją bez chwili wahania. Dałem rozkaz przejścia do uderzenia przez Wisłę na pomoc walczącemu miastu” – tak gen. Zygmunt Berling, dowódca 1. Armii Wojska Polskiego, tłumaczył skierowanie żołnierzy na lewobrzeżną Warszawę. Pomoc walczącej Warszawie żołnierze 1. Armii WP okupili śmiercią 2,3 tys. ludzi. O tej masakrze i udziale Armii Ludowej w powstaniu warszawskim pisze się niewiele, nierzadko pogardliwie. W czasie oficjalnych uroczystości wkład tych formacji w wyzwolenie stolicy zazwyczaj zostaje przemilczany bądź zlekceważony. Tak jakby ich ofiara była mniej cenna niż żołnierzy Armii Krajowej. Praga wyzwolona „Przecież myśmy chcieli iść, a oni patrioci, wszyscy Polacy z Wołynia, przeszli Syberię, chwalili Berlinga, że Berling ich uratował, bo przecież do Andersa się nie dostali, to Berling ich uratował… I do Berlinga nie mam pretensji, bo przecież co mógł, to robił, wysłał dwa bataliony na Powstanie, nas przyjął do armii z otwartą przyłbicą” – to fragment relacji Józefa Polaka, dowódcy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Zbrodniarze z Wehrmachtu

Ludobójcza polityka Hitlera w stosunku do Polski była realizowana przez wszystkie niemieckie formacje wojskowe W powszechnym odczuciu bestialstwo niemieckiego okupanta podczas II wojny światowej to głównie komory gazowe i zagłada Warszawy. Przez wiele lat, także w naszym kraju, pokutował mit o rycerskim Wehrmachcie, który zachował czyste ręce. Tymczasem to żołnierze w zielonych mundurach rozpoczęli eksterminację polskiej ludności. „Ci ludzie nie są o jeden cywilizacyjny szczebel, ale o wiele takich szczebli pod Niemcami. Dwa tysiące lat temu nasi przodkowie żyli lepiej – a przede wszystkim czyściej”. „Po wsiach pozostał tylko jeden albo dwa domy. Nie ma czego żałować. Wręcz przeciwnie – dobrze się stało, że te siedliska pluskiew zniknęły z powierzchni ziemi”. Te fragmenty listów niemieckich żołnierzy przytoczyłem w artykułach „Czarny wrzesień” (PRZEGLĄD nr 40/2013) oraz „Zlikwidować elity” (PRZEGLĄD nr 47/2013), w których opisałem niemieckie zbrodnie dokonane na cywilach w okupowanej Polsce. Cytaty te, oddające nastroje wśród żołnierzy niemieckich, obalały tezę, jakoby antysemityzm i nienawiść do Polaków były obecne jedynie wśród członków SS. We wspomnianych artykułach skupiłem się na działalności tzw. Einsatz­gruppen i innych oddziałów specjalnych, których celem było pozbawienie narodu polskiego elit i sprowadzenie go do roli niewolników. Równolegle do zaplanowanych akcji likwidowania określonych

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Publicystyka

Wynurzenia małego tropiciela

Jeśli ktoś miał jeszcze złudzenia co do obiektywizmu IPN, nowy wiceprezes instytutu bezwzględnie je rozwiał Jeśli ktoś jeszcze miał złudzenia co do obiektywizmu Instytutu Pamięci Narodowej, nowy wiceprezes bezwzględnie je rozwiał. „Żadnego lewackiego odchylenia w IPN nie ma i nie będzie!”, wypalił w wypowiedzi dla prawicowego portalu dr Paweł Ukielski, który z funkcji doradcy prezesa właśnie awansował na zastępcę. Swój program nowy wiceprezes wyjawił w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej”. Jakie to mądrości przedstawił? Zaczął od wysokiego C, stwierdzając, że trumny Bieruta i Gomułki należy jak najszybciej przenieść z Alei Zasłużonych. Prawicowi wyznawcy IPN mogą odetchnąć z ulgą. Instytut nie tylko będzie wyszukiwać i sądzić żyjących komunistów, ale i dawno zmarłym nie odpuści. Niczym rasowy historyk Ukielski woli się zajmować zmarłymi niż żyjącymi, więc dodaje, że „Wojciech Jaruzelski z pewnością nie był polskim bohaterem. Nawet nie powiedziałbym, że był bohaterem sowieckim. (…) Ot, może czynownikiem sowieckim. Z pewnością nie jest to postać zasłużona dla Polski, nawet jeśli był jej prezydentem”. W takim razie kto zasłużył na miano bohatera? Tu również odpowiedź jest oczywista. Zdaniem wiceprezesa, w stolicy „powinien stanąć pomnik Lecha Kaczyńskiego – prezydenta Warszawy, prezydenta Polski, wybitnego państwowca, męża stanu”. W Warszawie musi

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Wrześniowa improwizacja

Polska rozpoczynała wojnę z Niemcami z ledwie naszkicowanym planem obrony „Wierzyłem w swoich wodzów, ale głęboko się zawiodłem. Przegranie wojny w pięć dni przez państwo o 34 mln ludności – to klęska, nie wojenna, lecz moralna. (…) Wykazała naszą nieudolność organizacyjną, brak przewidywania, a przy tym pyszałkowatość i bezdenną pewność siebie. (…) Przez te kilka dni byłem na froncie świadkiem bohaterstwa i waleczności naszego żołnierza i nieudolności dowódców. Czy znowu mamy prosić francuskich dowódców batalionu, żeby nas uczyli dowodzenia?”, napisał w liście 7 września 1939 r. mjr dypl. Cezary Niewęgłowski, tuż przed popełnieniem samobójstwa. Trudno o wymowniejsze świadectwo rozczarowania i goryczy, które towarzyszyły większości polskiego społeczeństwa po wrześniowej klęsce. Porażka w starciu z niemieckim agresorem wydawała się tym boleśniejsza, że jeszcze niedawno cała machina propagandowa II RP budowała mit niezwyciężonej polskiej armii. Sam naczelny wódz zapewniał kilka tygodni przed wybuchem wojny, że „nie oddamy nawet guzika od munduru”. We władzach politycznych i wojskowych panowała niewzruszona wiara we własne siły i sojusze. W najgorszym wypadku spodziewano się lokalnego konfliktu, którego ceną będzie co najwyżej status Gdańska lub Śląska. Plan zachodni rodził się szybko Stworzenie planu na wypadek niemieckiej agresji gen. Rydz-Śmigły zlecił

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Kto nie za powstaniem, ten zdrajca

Powstanie warszawskie nigdy by nie wybuchło, gdyby nie lansowany w II RP model wychowania Dzieci w mundurze i z bronią w ręku. Brzmi znajomo? Kolejne pokolenia wychowywane są w kulcie małego powstańca, który oddał życie za Warszawę. Jednak pochwała beznadziejnych zrywów niepodległościowych nie jest domeną współczesnego systemu edukacji. Przez niemal cały okres II Rzeczypospolitej pierwszoklasiści uczyli się patriotyzmu ze zbioru wierszy Artura Oppmana. „Abecadło wolnych dzieci”. Okładkę książki zdobił rysunek postaci ich rówieśników w mundurach powstańców styczniowych. „Mundur, strój to najpiękniejszy, Polakom do twarzy / Toteż każde polskie dziecko o mundurze marzy” – tak literę M przedstawiał dzieciom poeta żołnierz. Pod literą P uczeń czytał: „Pamiętaj dziecko, że być Polakiem, to być uczciwym i mężnym. Krew, co się leje z mogił, kurhanów, od wszelkich trwalsza jest przymierz / Polegnie człowiek, pamięć zostanie”. Kiedy „Abecadło” weszło do polskich szkół w 1926 r., nikt nie mógł przewidzieć, że już niedługo ówcześni uczniowie będą musieli przekuć słowa czytanki w czyn. Fundament wychowania Model wychowania stworzony w odrodzonym państwie polskim nie powstał w próżni. Już w 1905 r. Zygmunt Balicki, czołowy polityk Ligi Narodowej, przekonywał, że „prawo do bytu niepodległego przysługuje tylko narodom o silnej indywidualności, umiejącym o ten byt walczyć i zwyciężać,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Zagłuszana historia powstania

Głód, brak wody i lekarstw. Obłęd uwięzionych w zbombardowanych piwnicach. O tym nie usłyszymy w rocznicę powstańczego zrywu Tych głosów nie usłyszymy podczas obchodów wybuchu powstania warszawskiego. Głosów osób, które powstanie widziały z bardzo bliska. Zostaną zagłuszone frazesami o moralnym zwycięstwie, zdradzie Stalina i heroizmie mieszkańców stolicy, o tym, jak garstka młodzieży postawiła się niemieckiemu okupantowi i zatrzymała pochód Armii Czerwonej. Bo gdyby wsłuchać się w wypowiedzi tych, którzy byli najbliżej, obraz wydarzeń sprzed 70 lat nie byłby już tak jednoznaczny. Przed wybuchem powstania „Jestem pewien, że nasi ludzie dogadali się z Rosjanami”, powiedział jeden z polskich spadochroniarzy, którzy wylądowali na przedmieściach Warszawy dzień przed wybuchem powstania. „A jeśli nie, to co wtedy?”, spytał kolega. Nie otrzymał odpowiedzi. Nawet gdyby to pytanie padło w kwaterze głównej Armii Krajowej, nikt nie umiałby na nie odpowiedzieć. Adam Bień, pierwszy zastępca Delegata Rządu na Kraj, a więc najwyższego przedstawiciela rządu londyńskiego w Polsce, przyznawał, że decyzja o rozpoczęciu walk została podjęta „w atmosferze pośpiechu, bez konsultacji z oficerami sztabu AK, którzy najpełniej orientowali się w sytuacji wojskowej, w ruchach wojsk niemieckich i rosyjskich w rejonie Warszawy, przez co sceptycznie zapatrywali się na szybki termin rozpoczęcia powstania, bez porozumienia z pozostałymi ministrami Delegatury”. Według relacji

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Historia

Kto chciał III wojny

Idea globalnego konfliktu łączyła podzieloną emigrację. Optowali za nią zarówno piłsudczycy, jak i narodowcy oraz socjaliści „Truman, Truman, spuść ta bania, bo to nie do wytrzymania. Jedna bomba atomowa i wrócimy znów do Lwowa. Choć zastaniem same zgliszcza, jednak ziemia to ojczysta. Druga mała, ale silna i wrócimy też do Wilna” – tę rymowankę oddającą nastroje zbrojnego podziemia w kraju i niemałej części emigracji można było usłyszeć jeszcze ładnych parę lat po zakończeniu II wojny światowej. Nadzieje na kolejny globalny konflikt nadawały sens emigracji politycznej, dla zbrojnego podziemia zaś były doskonałym uzasadnieniem kontynuowania walki z nowym państwem. Wszak „lepsza III wojna światowa niż komunistyczna Polska”. Wracajcie do domu Szybkie uznanie na przełomie czerwca i lipca 1945 r. Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej przez mocarstwa zachodnie zaskoczyło emigracyjne władze. Chociaż postanowienia jałtańskie były im znane od dłuższego czasu, włączenie Polski do radzieckiej strefy wpływów uznane zostało za zdradę dotychczasowych sojuszników. „Odjęcie uznania rządowi RP – pisał Edward Raczyński – jest dla nas wszystkich w Kraju czy na emigracji wielkim ciosem moralnym, ciosem tym większym, że pochodzi od rządów narodów, z którymi łączy nas braterstwo przelanej krwi, dla których żywimy tyle przywiązania

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Słowianie kontra Słowianie

Słowiańską jedność można włożyć między bajki Ostatnie wydarzenia na Ukrainie wywołały gorącą dyskusję na temat relacji między Słowianami. Zewsząd słychać, że Rosjanie nigdy się nie pogodzą z utratą tych terenów, gdyż to właśnie w Kijowie miała się narodzić ich cywilizacja. Apele o solidarność Słowian rozbrzmiewały także podczas konfliktu w byłej Jugosławii. Czy faktycznie wspólne etniczne korzenie rzutują na współczesne stosunki między państwami i narodami? „Słowianie będą ukochani przez Boga za to, że do końca zachowają prawdziwą wiarę w Pana. I otrzymają od niego wielkie dobrodziejstwa w postaci królestwa rosyjsko-słowiańskiego. Rosja zleje się w jedno wielkie morze z innymi ziemiami i plemionami słowiańskimi, stworzy olbrzymi ocean narodów”. Czy ta przepowiednia prawosławnego świętego z początku XX w. może się ziścić, czy raczej historyczne zaszłości i waśnie między Słowianami, których jest 280 mln, czynią ją nierealną? Panslawizm nie jest zjawiskiem nowym. Narodził się w XIX w. w Czechach, wchodzących wówczas w skład imperium habsburskiego. W idei zjednoczenia Słowian widzieli Czesi szansę na rozwój własnej kultury i tradycji, tłamszonej przez żywioł niemiecki. Na ten sam okres przypadł rozwój iliryzmu – idei połączenia Słowian południowych. Ponieważ panslawizm znalazł wsparcie w Rosji, sprzeciwiali mu się Polacy, nad Wisłą bowiem

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.