Tag "kultura polska"
My, Polska endecko-ludowa
Błędem Platformy, ale i lewicy było zerwanie z językiem tradycyjnego patriotyzmu
Prof. Stefan Chwin – pisarz, eseista, historyk literatury, związany z Uniwersytetem Gdańskim. Ma w dorobku takie tytuły, jak: „Hanemann”, „Esther”, „Dziennik dla dorosłych”, „Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni”, „Panna Ferbelin”, „Miłosz. Interpretacje i świadectwa”, „Zwodnicze piękno”, „Srebrzysko. Powieść dla dorosłych”, „Oddać życie za Polskę. Samobójstwo altruistyczne w kulturze polskiej XIX wieku”, „Wolność pisana po Jałcie”, „Dziennik życia we dwoje”.
Kultura polska jest kulturą strachu? Przyjdą Niemcy i zabiją, przyjdą Rosjanie i uciemiężą, wrócą Żydzi i odbiorą. A Europa nas zdemoralizuje. Wciąż jest to straszenie i ten strach.
– Bez przesady. Strach nie jest wyróżnikiem wyłącznie naszej kultury. Kulturą strachu jest dzisiaj kultura Rosji. Rosjanie mają się bać potwora „kolektywnego Zachodu”, który – jak przekonują ludzie Putina – zachowuje się tak samo jak Hitler. Dzieci rosyjskie są uczone, że wojna na Ukrainie jest kontynuacją napaści Niemiec nazistowskich na ZSRR. A Zełenski jest zbrodniczym awatarem Bandery, który współpracował z SS. Rosyjska szkoła buduje w głowach Rosjan taki obraz świata. Ale strach jest uczuciem uniwersalnym i występuje w każdej kulturze. Różnica tylko taka, że my się boimy czego innego niż reszta narodów.
Czego?
– Naszych sąsiadów ze wschodu i zachodu. Bo nie było w Polsce rodziny, która by nie została jakoś skrzywdzona przez Niemców i Rosjan. Dlatego odwoływanie się do resentymentu antyniemieckiego i antyrosyjskiego sprzyja w Polsce każdej partii radykalnej. Jadąc na tym, można wygrać wybory.
Nasz polski patriotyzm
To jest podłoże zmuszania do patriotyzmu, wpychania nas w oficjalny patriotyzm.
– Kiedyś rozmawiałem z kobietami o bardzo liberalno-postępowych poglądach, które uważały, że tradycyjna edukacja patriotyczna jest bardzo szkodliwa dla dzieci. Zapytałem je, czy biorą pod uwagę, że Polska może się znaleźć w stanie wojny.
Nie brały?
– Fundamentem ich postępowo-liberalnego światopoglądu było irracjonalne przekonanie, że żadnej wojny nie będzie, dlatego możemy wychowywać dzieci w taki sposób, żeby one były kompletnie niezdolne do jakichkolwiek aktów przemocy, a tym samym do czynnego udziału w wojnie. Żeby były miękkie, kulturalne, tolerancyjne, koncyliacyjne, nastawione na dialog, pojednanie i porozumienie. Idea dialogu jest z pewnością piękna, ma jednak, niestety, swoje granice. Ciekaw jestem, jak wyglądałby dialog między warszawskimi Żydami a oficerem SS w trakcie likwidacji getta w Warszawie. Mówię o skrajnym przypadku, ale to dotyczy całego społeczeństwa polskiego między 1939 a 1945 r. O żadnym dialogu nie było wtedy mowy. Oni nas zabijali, więc musieliśmy być zdolni do użycia przemocy wobec nich. Pytanie dziś brzmi: czy pan da sobie rękę uciąć, że nie znajdziemy się w stanie wojny?
Nie.
– A czy bierze pan to pod uwagę także w wychowaniu swoich dzieci?
Tak.
– Wtedy pan wchodzi na linię tradycyjnego polskiego patriotyzmu.
Ale brzęczy mi z tyłu głowy Gombrowicz, że poddanie się linii tradycyjnego patriotyzmu kończy się tym, że muszę się poddać woli tych, którzy rządzą. I bez mojej zgody i woli słuchać… Kaczyńskiego jako wicepremiera do spraw bezpieczeństwa.
– Jednak dzisiaj władzę w Polsce ma ktoś, kto jest przeciwko PiS. Niejeden raz pisałem, że błędem Platformy, ale i lewicy, było zerwanie z językiem tradycyjnego patriotyzmu.
Tusk do tego języka wraca.
– I słusznie, bo większość Polaków jest do tego języka przywiązana. Pomysły Platformy, by całkowicie odciąć się od tego języka, były nierozsądne. Pamięta pan opinię, że polskość to choroba? Przez takie gadanie przegrywaliśmy wybory. Sensowniejsze jest, żeby szanując podstawowe pryncypia polskiego etosu patriotycznego, wprowadzać do niego korektę liberalną, lewicową, oświeceniową itd.
A Gombrowicz?
– Gombrowicz fascynuje nas dlatego, że był jeden i był pierwszy, a w rzeczywistości mógł sobie pozwolić na wolnościowe fanaberie dlatego, że mieszkał w Argentynie. Kiedyś nawet napisałem tekst, kim by był, gdyby w 1939 r. został w Polsce. Gdyby mieszkał wtedy w Warszawie, poszedłby do powstania czy raczej siedziałby w piwnicy?
Pamiętam moje rozmowy z Jerzym Stefanem Stawińskim, scenarzystą „Kanału”, z prof. Wiesławem Chrzanowskim – był w Młodzieży Wszechpolskiej, z prof. Zdzisławem Sadowskim – on z kolei działał w ONR. Wszyscy byli przeciwni powstaniu warszawskiemu. Ale poszli.
– Jeśli mieszkamy przy ulicy, na której nasi sąsiedzi z tej samej kamienicy budują barykadę, to raczej nie zamkniemy się w domu i nie zasłonimy okien, tylko pójdziemy budować ją razem z nimi. Dlatego nawet ci, którzy byli przeciwnikami powstania, brali w nim udział. Chociaż Miłosz mówił mi: „Proszę pana, ja uznałem, że poważne traktowanie życia polega na tym, że nie należy brać udziału w przedsięwzięciach, które uważamy za nierozsądne”. On nie wziął udziału w powstaniu. Ale to wyjątek. Myślę, że czasem są sytuacje, kiedy nie ma wyboru.
Zawsze trochę się kolaboruje
Pisał pan w jednym z esejów, że „żołnierze wyklęci”, dziś tak wywyższani przez prawicę, zostali w latach 40. porzuceni przez naród. Nie cieszyli się czynnym poparciem większości, która szybko, po drugiej amnestii, zajęła się „normalnym” życiem i odbudową.
– To dotyczy wszystkich narodów, nie tylko Polaków. W skali masowej instynkt samozachowawczy jest zawsze silniejszy niż imponderabilia. Zwykle większość dostosowuje się do warunków, w których musi żyć. Czynny opór stawia garstka.
Co wtedy robią pisarze, ludzie kultury?
r.walenciak@tygodnikprzeglad.pl
Książki z gwarancją poziomu i 11 120 tytułów na koncie
Czytelnik ma 80 lat
Wojna jeszcze trwała, gdy w październiku 1944 r. w Lublinie powstała Spółdzielnia Wydawnicza Czytelnik. Była to jedna z pierwszych decyzji nowej władzy, która od początku za swój cel uznała także demokratyzację kultury, ułatwienie szerokim rzeszom obywateli dostępu do kultury wysokiej. I w zrujnowanym kraju, gdy ciągle jeszcze trwała wojna, zaczęto wydawać masowo książki.
Temu właśnie miał służyć Czytelnik, po kilku miesiącach przeniesiony do Łodzi, a od 1945 r. działający w Warszawie. Już w tymże roku ukazały się wznowienia powieści Sienkiewicza i Żeromskiego, próbujące zaspokoić ogromny po wojnie głód polskiej książki. Jednocześnie publikowano nowe utwory, będące świadectwem przeżyć wojennych, takie jak „Krata” Poli Gojawiczyńskiej, „Dymy nad Birkenau” Seweryny Szmaglewskiej, „Noc” Jerzego Andrzejewskiego, „Z kraju milczenia” Wojciecha Żukrowskiego. Już w 1946 r. ukazały się 123 książki w łącznym nakładzie niemal 2 mln egzemplarzy.
Jednak Czytelnik stał się wkrótce instytucją znacznie poważniejszą niż typowe wydawnictwo książkowe. Był to prawdziwy koncern wydający także dzienniki i czasopisma („Życie Warszawy”, „Dziennik Polski”, „Szpilki”, „Kuźnicę”, „Przekrój”, „Przyjaciółkę” i wiele innych) oraz podręczniki szkolne, prowadzący drukarnie, biblioteki i księgarnie. Krótko mówiąc, starał się robić wszystko, co potrzebne do „zaspokojenia potrzeb kulturalnych mas pracujących”. Tak błyskawiczny rozwój zapewne nie byłby możliwy, gdyby nie pojawił się Jerzy Borejsza, założyciel i pierwszy prezes Czytelnika (1944-1948) oraz spiritus movens ówczesnej polityki kulturalnej; jak pisał Miłosz w „Roku myśliwego”, „władca udzielny prasy i literatury”, który stworzył „swoje państwo w państwie”.
Borejsza starał się przyciągnąć do Czytelnika (i pośrednio do nowej władzy) znanych pisarzy, którzy autorytet zdobyli w 20-leciu międzywojennym, również tych, którzy przebywali na emigracji. I to mu się udało. Wśród autorów, których książki zaczęły się ukazywać w masowych, wcześniej niewyobrażalnych nakładach, szybko znaleźli się Maria Dąbrowska i Zofia Nałkowska, Julian Tuwim i Konstanty Ildefons Gałczyński, Jarosław Iwaszkiewicz i Czesław Miłosz („Byłem w jego stajni, wszyscy byliśmy”). Równolegle Czytelnik umożliwiał publikacje pisarzom młodym i początkującym, którzy nieraz stawali się jego autorami i wiązali się z oficyną na Wiejskiej na długie lata. Wymienić tu można Tadeusza Konwickiego, Kazimierza Brandysa, Igora Newerlego, Juliana Stryjkowskiego, Bohdana Czeszkę i wielu innych.
Borejsza stał się symbolem „łagodnej rewolucji” (określenie z jednego z jego artykułów), polityki kulturalnej otwartej, starającej się przyciągać, nie odpychać, rozumiejącej twórców, ich ambicje i potrzeby. Ale ta rewolucja trwała zaledwie kilka lat. Usztywnienie kursu politycznego osłabiło pozycję Borejszy, doprowadziło do odsunięcia go od kierowania Czytelnikiem. Ponadto zdarzył mu się fatalny wypadek samochodowy, którego skutki niewątpliwie przyśpieszyły jego śmierć (1952).
Stopniowo imperium Czytelnika kurczyło się. Literaturę popularnonaukową przejęło wydawnictwo Wiedza Powszechna
Dziurawe kapsułki pamięci
Polska kultura, nauka i polityka XX w. w oczach Andrzeja Dobosza Zawzięte polemiki wokół TVP przesłoniły w ostatnich latach publiczną percepcję działań niszowej stacji koncernu, czyli TVP Kultury. W tym zaś dziale TVP odbywał się w ostatnich latach swoisty festiwal Andrzeja Dobosza, ongiś figury życia kulturalnego w Warszawie. Dobosz był epizodycznym bohaterem filmów „Rejs” (1970) i „Trzeba zabić tę miłość” (1972), w których wykreował role przekornego, młodego intelektualisty. W 1974 r. wyjechał
Wiesław Myśliwski portretuje Polskę
Kultura chłopska pada pod ciosami cywilizacji i nie ma na to rady Opublikowany przez wydawnictwo Znak zbiór „Dramatów” Wiesława Myśliwskiego to dzieło niezwykłe i zaskakujące. Wprawdzie zgromadzone w tomie utwory były już znane i grywane w teatrach, lecz zaprezentowane razem stanowią nową jakość. To subtelnie wycieniowany portret Polski od czasów okupacji do początków XXI w. Chodzi nie tylko o to, że autor wprowadził znaczne zmiany w dwóch spośród czterech dramatów („Klucznik”, „Drzewo”), a w dwóch tylko drobne korekty („Złodziej”, „Requiem dla gospodyni”); bardziej o to,
Henryk Siewierski
Niezwykła przygoda mi się trafiła. W auli Collegii Novi Uniwersytetu Jagiellońskiego patrzyłem, jak w ślad za orszakiem profesorów, dziekanów i rektorów wkracza do sali ubrany w togę mój kolega ze studiów, Henryk Siewierski. Uczyliśmy się na jednym roku, w jednej grupie, razem działaliśmy w studenckim Kole Polonistów, razem odbywaliśmy nasze uniwersyteckie staże i asystentury. Dziś moja Alma Mater obdarzyła Henryka medalem Merentibus. W istocie jest on jednym z wybitnych naukowców mojego pokolenia. Z mojego roku studiów, który dyplomy magisterskie odbierał
Fenomen Wojciecha Kilara
Jego muzyka rozbrzmiewa w najsłynniejszych salach koncertowych świata i towarzyszy filmom oglądanym przez miliony Polonezem z „Pana Tadeusza” Andrzeja Wajdy rozpoczęła się także w tym roku większość studniówek. I pewnie niewielu maturzystów wie, że ćwierć wieku temu melodię tę napisał Wojciech Kilar – jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich kompozytorów XX w. Był fenomenem polskiego świata muzycznego i filmowego. Swoimi kompozycjami trafiał do bardzo szerokich kręgów odbiorców. Lwowskie dzieciństwo Wojciech Kilar przyszedł
Przedwiośnie
Pierwiosnek to jeden z pierwszych ptaków zwiastujących wiosnę. Podobnie jak noszący tę samą nazwę kwiat Niewielu uczniów, a i dorosłych, lubi „Przedwiośnie” Żeromskiego. Nic dziwnego, Żeromski jest trudny w odbiorze. Mimo to należy do moich ulubionych pisarzy. Ale tu nie o literaturze będzie, lecz o jednym z najciekawszych momentów w przyrodniczym kalendarzu. Przednówek Tytuł powieści Żeromskiego nawiązuje do odrodzenia państwa polskiego. Autor, nazywany sumieniem polskiej literatury, ukazał okrutną biedę większości narodu, który mimo to był gotów walczyć za ojczyznę, i zawiedzione nadzieje
Spektakl o Polsce musi być niewygodny
Przemoc jest wpisana w patriarchalną hierarchię. Odejście od przemocy wymagałoby odejścia od hierarchii Agnieszka Jakimiak i Mateusz Atman – reżyserka i scenarzysta spektaklu „Chamstwo” we Wrocławskim Teatrze Współczesnym Publiczność „Chamstwa” została usadowiona na pieńkach drzew, bo – jak słyszymy ze sceny – „spektakl o Polsce musi być niewygodny”. Chcieliście, żeby widzowie, mierząc się z tematem przemocy wpisanej w naszą kulturę, na własnej skórze poczuli dyskomfort? Mateusz Atman: – Od pieńków mogą boleć nie tylko cztery litery. Do myślenia
Artysta nie może być grzeczny
Jestem najdłużej w historii odwoływanym dyrektorem teatru. W dodatku dzieje się to bezprawnie Krzysztof Głuchowski – dyrektor Teatru im. Słowackiego w Krakowie Czy odmowa regionalnej izby obrachunkowej wszczęcia postępowania przeciwko panu oznacza koniec tzw. procedury odwoławczej ogłoszonej przez marszałka małopolskiego? – Procedura mojego odwołania trwa. Początek miał miejsce 17 lutego ub.r. Nigdy nie została zakończona, choć zgodnie z prawem powinna trwać miesiąc, a w szczególnych przypadkach – dwa miesiące. Jak widać, ktoś
Nic, tak wiele
Kto szuka, ten nie znajdzie. To jest żelazna zasada na najbardziej pożądanych rynkach: płci i pracy. Przed 20 laty, u szczytu sławy, Jerzy Pilch wystąpił we „Wtorku” Witolda Adamka, w roli właściciela fabryki krasnali ogrodowych, ale tak naprawdę grał samego siebie, czyli 50-latka o niespożytym libido, cieszącego się zadziwiającym powodzeniem u młodych dziewcząt. Paweł Kukiz zadaje mu w filmie pytanie: „Jurek, jak ty to robisz?”, a Pilch udziela legendarnej odpowiedzi: „Nic nie robię. Ignoruję, nie zwracam uwagi, nie odbieram telefonów,









