Artysta nie może być grzeczny

Artysta nie może być grzeczny

fot. Bartek Barczyk

Jestem najdłużej w historii odwoływanym dyrektorem teatru. W dodatku dzieje się to bezprawnie Krzysztof Głuchowski – dyrektor Teatru im. Słowackiego w Krakowie Czy odmowa regionalnej izby obrachunkowej wszczęcia postępowania przeciwko panu oznacza koniec tzw. procedury odwoławczej ogłoszonej przez marszałka małopolskiego? – Procedura mojego odwołania trwa. Początek miał miejsce 17 lutego ub.r. Nigdy nie została zakończona, choć zgodnie z prawem powinna trwać miesiąc, a w szczególnych przypadkach – dwa miesiące. Jak widać, ktoś może łamać prawo i nie ma żadnych szans na pociągnięcie go do odpowiedzialności. Jestem więc, jak sprawdziłem, najdłużej w historii odwoływanym dyrektorem teatru. W dodatku dzieje się to bezprawnie. Rekord Guinnessa. – W uchwale z 17 lutego zapisane zostały dwa powody mojego odwołania: po pierwsze, miałem złamać prawo, popełniając jakieś przestępstwo przetargowe, co jest nieprawdą, bo w okresie pandemii działałem zgodnie z obowiązującymi przepisami; po drugie, zgodziłem się na koncert Marii Peszek w murach Słowackiego. Doniesienie, które marszałek złożył do RIO (zaraz po premierze „Dziadów”), stało się dla niego podstawą do rozpoczęcia procedury odwoławczej. Mimo że RIO odmówiła wszczęcia postępowania. – Wiem o tym od kwietnia. Wtedy marszałek powinien wycofać zarzuty. – Ale nie wycofał. Wkrótce przedawni się czyn, który rzekomo popełniłem trzy lata temu. Drugi zarzut budzi zaś zdumienie. Cały czas słyszę, że urząd nie zajmuje się cenzurą – skąd więc zarzut, że wyraziłem zgodę na koncert Marii Peszek? Co to jest, jeśli nie cenzura? Zakazuje mi się w demokratycznym kraju, gdzie panuje wolność słowa, zapraszać uznaną artystkę, bo jej teksty – jak uzasadniano – mogą „wulgaryzować scenę”. Polskie prawo nie zna takiego pojęcia. Gdyby je uznać, to znaczyłoby, że nie możemy wystawiać sztuk Witkacego lub Gombrowicza. Można by ścigać nagość, tęczę – my przecież cały czas jesteśmy ścigani za tęczę – od tego w ogóle się zaczęło. Fakty są takie: to trwa, jestem mobbingowany przez organizatora, poddawany codziennej presji. Zmagam się z trudnościami finansowymi, ponieważ pieniądze, które daje organizator, nie są wystarczające. Każdego dnia ktoś może mnie odwołać. Nie znam dnia ani godziny – tak się nie pracuje. To są wysokie koszty psychiczne. – Są. Nie mogę np. zatrudnić zastępcy ds. administracyjnych. Od czasu rozpoczęcia tego nacisku pracuję faktycznie na kilku etatach: jestem dyrektorem naczelnym i dyrektorem artystycznym, ale to jeszcze zrozumiałe. Tak było od początku. – Nie brałem natomiast pod uwagę, że będę też dyrektorem ds. administracyjnych, bo kto przyjdzie pracować do dyrektora, który jest codziennie odwoływany? Nie ma takich wariatów. Jestem także swoim zastępcą ds. techniki i produkcji. I nadzoruję proces inwestycji. Zajmuję się poza tym walką z moim organizatorem, której nie chcę. Od początku deklarowałem, że nie atakuję organizatora, ponieważ konflikt, który wybuchł – wybuchł wokół „Dziadów” – nie był generowany przez nas, a urząd marszałkowski również został w nim poszkodowany. Zaczęło się od tego, że Ministerstwo Kultury odstąpiło od współprowadzenia Teatru Słowackiego. To był duży cios zarówno dla urzędu marszałkowskiego, jak i dla nas, dlatego że wsparcie rzędu 2-3 mln zł było dla teatru bardzo ważne. Zwłaszcza dla teatru niedokapitalizowanego, który otrzymuje od organizatora pieniądze pozwalające pokryć płace, a pozostałe musi zarobić. To wszystko dlatego, że dyrektor jest niewygodny, bo raz na Facebooku na stronie teatru pojawiła się tęcza, raz na kurtynie pojawiła się błyskawica, no i ośmielił się wystawić Mickiewicza, a raz wynajął scenę Marii Peszek. Spodziewał się pan, że na fotelu dyrektora Teatru Słowackiego leży granat z zawleczką, którą w każdej chwili ktoś może wyciągnąć? – Brałem to pod uwagę, bo dzieje tego teatru pokazują, że tak właśnie bywało. Choćby historia Teofila Trzcińskiego, który ośmielił się wystawić „Klątwę” Stanisława Wyspiańskiego, co w Krakowie wywołało niebywały skandal. W rezultacie nagonki dyrektor stracił stanowisko po przewrocie majowym. Przed domem pierwszego dyrektora tego teatru, Tadeusza Pawlikowskiego, kiedy wystawił „Nowe getto” żydowskiego autora Theodora Herzla, narodowcy urządzili demonstrację z nienawistnymi hasłami. W naszym teatrze, będącym lustrem nowożytnej historii Polski, wiele jest dowodów, że tu biło sumienie społeczne. Gdyby Wyspiański nie wystawił tu „Dziadów” i „Wesela”, może tak by nie było, ale to ma pewne znaczenie w odbiorze społecznym. To,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 08/2023, 2023

Kategorie: Kultura, Wywiady