Tag "Mike Pence"
Jak Trump testuje prawo łaski
Akt miłosierdzia w rękach amerykańskiego prezydenta zmienia się w kolejne narzędzie naboru i ochrony lojalistów
Korespondencja z USA
Przez stulecia amerykańscy przywódcy używali prawa prezydenckiej łaski jako symbolu, aktu pojednania albo korekty nazbyt surowego wyroku, jeśli przemawiały za tym okoliczności. Trump, jak to on, podeptał tę tradycję, zmieniając akt łaski w kolejne narzędzie szerzenia korupcji i ochrony lojalistów. Ale czy tylko?
„Ułaskawienie (…) to akt dobroczynności udzielany w dyskrecji przez władzę wykonawczą (…) i nie winien być traktowany jako wymierzanie kary, ale korekta ewentualnie zbyt rygorystycznych praw”, pisał w 1788 r. Alexander Hamilton, jeden z ojców założycieli Stanów Zjednoczonych, uczestnicząc na łamach ówczesnej prasy w publicznej debacie na temat prac nad konstytucją. Konstytucja weszła oficjalnie w życie rok później, a prawo prezydenckiej łaski zostało w niej opisane w art. II jako „prawo do udzielania odroczeń i ułaskawień za przestępstwa przeciwko Stanom Zjednoczonym, z wyjątkiem przypadków impeachmentu”.
Pierwszego ułaskawienia dokonał już Jerzy Waszyngton, stwarzając ważny precedens, który nada prezydenckiemu miłosierdziu specyficzny charakter – w 1794 r. przebaczył winy liderom ruchu oporu przeciwko wyższym podatkom na whisky. Nowo powstałe, ale bardzo zadłużone po wojnie niepodległościowej państwo chciało w ten sposób podreperować swój budżet. Choć do stłumienia „rebelii o whisky” Waszyngton potrzebował aż 13 tys. żołnierzy i tym samym stał się jedynym w historii USA urzędującym prezydentem udzielającym się na polu bitwy, użył prawa łaski, by zasygnalizować, że w nowoczesnym państwie szanującym prawa człowieka każdy zasługuje na drugą szansę.
Ta sama myśl przyświecała 30 lat później Andrew Jacksonowi, gdy ułaskawił seryjnego rabusia pocztylionów skazanego na karę śmierci. Co ciekawe, złodziej nie przyjął jego aktu łaski, tworząc z kolei precedens, że prezydenckie ułaskawienie musi być zaakceptowane przez adresata, by nabrało mocy prawnej.
W myśl idei o drugiej szansie Andrew Johnson ułaskawił w 1865 r. wszystkich ocalałych z wojny żołnierzy armii konfederackich, a Barack Obama – setki przestępców, głównie kolorowych, odbywających wyroki za pomniejsze przewinienia związane z kradzieżą i posiadaniem narkotyków.
Łaska pod lupą
Przez większą część dziejów Amerykanie bardzo uważnie patrzyli jednak prezydentom na ręce i nie wahali się ich krytykować, gdy stwierdzali, że sprawy posunęły się za daleko. Tak było w przypadku łaski dla Richarda Nixona, skazanego za aferę Water-gate (nielegalne podsłuchiwanie opozycji), któremu pomógł jego
Drugie po Bogu
Za rok Donald Trump ponownie stanie do wyborów prezydenckich. Czy na karcie do głosowania będzie mu towarzyszyć kobieta? W sprzyjającej byłemu prezydentowi frakcji antysystemowo-konserwatywnej ławka zawsze była krótka, ale teraz wydaje się, jakby w ogóle jej nie było. Osiem lat temu republikanie nie do końca zdawali sobie sprawę z kataklizmu, który w ich szeregach wywoła wybór Trumpa na prezydenta. Wtedy całkiem jeszcze liczne grono partyjnych weteranów uważało, że uda się go spacyfikować, a niektórzy nawet śmiało zakładali, że będzie sterowalny
Fort Trump Budapeszt
Od półtora roku amerykańska altprawica buduje przyczółek na Węgrzech. Po co? O wzajemnym zafascynowaniu europejskich narodowych populistów i doradców Donalda Trumpa wiadomo od lat. Jego dowodem były liczne wizyty oraz inspiracje polityczne. Na byłym amerykańskim prezydencie wzorował się Matteo Salvini, pierwszy europejski polityk, który, choć sprawował władzę (jako wicepremier i szef MSW), robił to w ciągłym trybie kampanijnym. Trumpa chwalił w przemówieniach Viktor Orbán, zakochany w sposobie prowadzenia za oceanem polityki tożsamościowej. Trumpiści tę miłość
Lustro amerykańskiej demokracji
Komisja w sprawie ataku na Kapitol pokazuje działania ekstremistów ze strony Trumpa Korespondencja z USA Po co Amerykanom specjalna komisja ds. wydarzeń z 6 stycznia? Zależy kogo pytamy. Po to, by dojść prawdy i ukarać winnych. Po to, by wrobić niewinnych i zniszczyć amerykańskie wartości. Po to, by dalej zniesławiać najlepszego prezydenta w historii USA. Cynicy głoszą, że po to, by Amerykanie wreszcie wyzbyli się złudzeń, bo co najmniej połowa ich klasy politycznej to tchórze uprawiający wyłącznie efekciarski catering pod gusta swojej bazy wyborczej.
Nie mamy Mike’a Pence’a
Tytuł tego felietonu miał początkowo brzmieć: „Jestem prorokiem”. Wszak w pierwszym tegorocznym numerze PRZEGLĄDU przewidywałem, że Donald Trump wykorzysta proceder certyfikacji głosów elektorskich do unieważnienia wyniku wyborów i że do tego może posłużyć przewodniczący tej ceremonii, wiceprezydent Mike Pence. Na podorędziu zaś miałem jeszcze lepszy tytuł: „Donald Trump czyta PRZEGLĄD”. Wszak – jeżeli brać mój felieton na poważnie – można go było potraktować nieledwie jako instrukcję i 6 stycznia Trump zdawał się
Wojna o suwerenność w czasach cyfrowej rewolucji
Korporacje internetowe zarabiają miliardy dolarów, ale płacą groszowe podatki Robi wszystko, co każą Amerykanie, chętniej łupi zwykłych obywateli niż wielkie korporacje, a do tego wypina się na wszystkich europejskich partnerów – tak skrótowo przedstawia się obraz polityki polskiej prawicy w oczach jej krytyków. Jak to stereotyp – malowany jest grubą kreską i bywa niesprawiedliwy. Ale zdarzają się sytuacje, gdy prawda przerasta karykaturę. I nawet wyrozumiali i nieszukający dziury w całym obserwatorzy zdziwieni rozkładają ręce.









