Tag "obozy koncentracyjne"
Ukryte ślady zbrodni
Żydzi z Olkusza byli jednymi z pierwszych, którzy zginęli w nowo powstałej komorze gazowej w KL Auschwitz II-Birkenau
W czerwcu 1942 r. Żydzi z Olkusza zostali przez niemieckich nazistów wywiezieni na śmierć. Byli jednymi z pierwszych, którzy zginęli w Czerwonym Domku, pierwszej komorze gazowej w KL Auschwitz II-Birkenau. W dwóch transportach kolejowych 13 i 15 czerwca wywieziono z olkuskiego getta ok. 3 tys. mężczyzn, kobiet i dzieci. Byli wśród nich także liczni Żydzi z Chorzowa, przesiedleni do Olkusza w czerwcu 1940 r.
Od kilku lat na terenie dawnego obozu Birkenau, w miejscu, gdzie znajdował się Czerwony Domek, w którym masowo zabijano ludzi cyklonem B, czczona jest pamięć olkuskich Żydów zamordowanych 83 lata temu. 13 czerwca 2025 r., w przeddzień obchodów Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Niemieckich Nazistowskich Obozów Koncentracyjnych i Obozów Zagłady, odbyła się uroczystość upamiętniająca pierwszy transport do Auschwitz, który wyruszył 14 czerwca 1940 r. z więzienia w Tarnowie.
Nazista na dworcu
Zachowały się zdjęcia Żydów oczekujących na pociąg, którym mieli pojechać z dworca w Olkuszu do Oświęcimia. Razem z Żydami, pilnowanymi przez umundurowanych Niemców i żydowskich policjantów, sfotografowany został niejaki Friedrich Kuczynski. Na jednym ze zdjęć stoi w mundurze, podparty lewą ręką pod bok, w prawej trzyma pałkę. Przygląda się Żydom, których wcześniej selekcjonował w olkuskim getcie i posłał na śmierć – jako tych, którzy nie nadają się do obozów pracy.
Friedrich Kuczynski był Niemcem, urodził się w 1914 r. w rumuńskiej Suczawie. Z zawodu był nauczycielem gimnazjalnym, władał francuskim i rumuńskim. Podczas wojny został pracownikiem urzędu, który w roku 1940 utworzył Reichsführer SS Heinrich Himmler – powołując specjalnego pełnomocnika Reichsführera SS i szefa Niemieckiej Policji ds. Zatrudniania Obcych Narodowości na Górnym Śląsku. Funkcję owego pełnomocnika powierzono SS-Oberführerowi Albrechtowi Szmeltowi, prezydentowi policji we Wrocławiu. Kierownikiem mieszczącego się w Sosnowcu Wydziału „J” (ds. żydowskich) w tym urzędzie został zaś wspomniany Kuczynski, mający wówczas 26 lat. Po wojnie został osądzony i stracony w więzieniu w Sosnowcu 22 lutego 1949 r.
Dwa pociągi, których odjazd nadzorował Kuczynski, najprawdopodobniej przez Szczakową i Mysłowice, w dwudniowych odstępach zawiozły olkuskich Żydów na dworzec towarowy w Oświęcimiu. W jego obrębie w 1942 r. uruchomiono Alte Judenrampe (starą rampę żydowską) między obozami Auschwitz i Birkenau. Tu przybywała większość pociągów z Żydami od wiosny 1942 r. do maja 1944 r.
Czerwony Domek
Olkuskich Żydów, gdy już pozostawili na rampie bagaże, zaprowadzono, przypuszczalnie pieszo, do nowo powstałej komory gazowej, pierwszej w Birkenau. Znajdowała się ona w odległości ok. 2 km, za brzozowym lasem, poza aktualnymi granicami byłego obozu. Stał tam dom, należący wcześniej do polskiej rodziny, kiedyś mieszkającej w wysiedlonej przez Niemców wsi Brzezinka. Niemcy dom zarekwirowali i wczesną wiosną 1942 r. zaadaptowali na komorę gazową. Od koloru ścian z czerwonej cegły zwany był Czerwonym Domkiem lub bunkrem nr 1.
Na drzwiach domu, którego okna zamurowano, umieszczony został napis „Do łaźni”. Na powierzchni ok. 90 m kw., podzielonej na dwie części, w latach 1942-1943 naziści zamordowali dziesiątki tysięcy Żydów. Po szczelnym zamknięciu drzwi esesmani wrzucali przez otwory w ścianach kryształki cyklonu B, z których wydzielał się cyjanowodór.
Tam właśnie zostali zaprowadzeni Żydzi z Olkusza. Najpierw do sąsiadujących
Austriackie ugory niepamięci
Niewielu chce pamiętać, że w Dolnej Austrii był kobiecy podobóz KZ Mauthausen. Niepamięć i miliony euro wygrywają z historią ponad 400 kobiet, w tym 95 z Polski
„Co to za numery, mamo?”, John Bloomfield jako dziecko pytał, co oznaczają wytatuowane na jej przedramieniu cyfry: 82 148. Miał 12 lat, kiedy ojciec przyniósł do domu książkę o obozie koncentracyjnym w Auschwitz – to tam więźniom tatuowano numery, golono głowy, kazano nosić pasiaki. Umberta wtedy przyznała: „Ja też tak wyglądałam”.
21-letnią Włoszkę Umbertę Cappellari aresztowano w Trieście w 1944 r., wywieziono do Auschwitz, potem do obozu koncentracyjnego Mauthausen, stamtąd do podobozu w Hirtenbergu w Dolnej Austrii. Prócz niej trafiło tam z KL Auschwitz ponad 400 kobiet. Struktura KZ Mauthausen liczyła ponad 40 podobozów satelickich. Ich ofiary upamiętnia się w Austrii dopiero od niedawna, stanęły ledwie trzy obeliski. Gospodarze owych miejsc twierdzą, że taka pamięć nie idzie w parze z handlem ziemią i dobrym dla biznesu wizerunkiem miejscowości.
2 kwietnia 1945 r., kiedy „niebo było już całkowicie czerwone od pobliskich walk”, jak pisała jedna z kobiet we wspomnieniach, więźniarki podobozu Hirtenberg wyruszyły w marszu śmierci do Mauthausen. Wiele nie przeżyło 170-kilometrowego marszu, siedem zastrzelono. Uciec udało się 48 kobietom. 58-letnia Polka była najstarszą więźniarką tego podobozu. KZ Mauthausen wyzwoliły 5 maja 1945 r. wojska amerykańskie.
Ciężko chorej Umbercie lekarze nie dawali szans, a jednak poślubiła brytyjskiego pułkownika, mieszkała z rodziną w Anglii aż do śmierci w wieku 95 lat. „Nigdy nie mówiła o swoich doświadczeniach w Hirtenbergu”, wspomina jej syn John. 80 lat później dzięki aktywistom i dziennikarzom jako pierwszy z rodzin ofiar tego podobozu odwiedził miejsce, w którym jego matka doświadczyła cierpienia i pracowała niewolniczo w pobliskiej fabryce amunicji.
Przeciw horrorowi i chciwości
Przed szkołą średnią w Hirtenbergu od kwietnia 2024 r. znajduje się stela pamiątkowa, taka jak przy dwóch innych byłych podobozach KZ Mauthausen. Stanęła dzięki uporowi lokalnych aktywistów na rzecz pamięci z Initiative KZ-Gedenkstätte Mauthausen-Außenlager Außenlager Hirtenberg, Ericha Strobla i Gerharda Kainedera. To ze 3 km od lokalizacji dawnego drugiego, największego w Austrii kobiecego podobozu KZ Mauthausen, ale tam steli postawić nie można. Aktualny właściciel nieużytków z obozową przeszłością zgodził się ledwie na położenie bukietu kwiatów w 80. rocznicę zakończenia wojny – ale mogły tam leżeć tylko do wieczora. Około 150 osób, w tym Willi Mernyi, przewodniczący Komitetu Mauthausen, John Bloomfield i Barbara Glück, dyrektorka Miejsca Pamięci Mauthausen, spotkało się po raz pierwszy na terenie tej byłej filii obozu kobiecego.
Syn dawnej więźniarki mówił: „Nigdy nie możemy zapomnieć o tych okrucieństwach. Musimy je upamiętnić w znaczący, wymowny i publicznie widoczny sposób, aby przyszłe pokolenia zrozumiały, czego nigdy nam nie wolno robić naszym bliźnim”. Poruszony Bloomfield apelował o „miejsce, park dla społeczności, z którego każdy będzie mógł korzystać w celu cichej kontemplacji i refleksji, miejsce pełne szacunku, które wyprze wspomnienia horroru i chciwości”.
Nie można by trafniej odnieść się do aktualnej sytuacji terenów po dawnym podobozie kobiecym. Dziś nieużytek, czasami nazywany łąką Winnetou, formalnie przeznaczony jest pod zabudowę, to teren gminy Leobersdorf. Realizacja kontrowersyjnych planów budowy obiektów komercyjnych na fundamentach obozu staje się realna dzięki aktywności jej burmistrza.
Burmistrz Leobersdorfu rządzi
Temu wielomilionowemu interesowi przyjrzały się najstarszy austriacki dziennik „Wiener Zeitung” i tygodnik „Falter” w wielomiesięcznym śledztwie dziennikarskim.
Pod koniec 2024 r. firma zajmująca się nieruchomościami, własność Andreasa Ramhartera, burmistrza, sprzedała dawne poobozowe grunty, które były jej własnością, w formie pojedynczych działek. Wtedy lista Ramhartera miała absolutną większość w radzie gminy, dlatego mógł przeprowadzić zmianę klasyfikacji ziemi na terenie byłego obozu koncentracyjnego, a gmina doprowadziła mu kanalizację, oświetlenie i światłowód do granicy terenu. Grunt zyskał na atrakcyjności, czyli na cenie. Gminę kosztowało to ponad 1,4 mln euro.
Firma Ramhartera nabyła kilka lat temu duże tereny w gminie w korzystnej cenie 10,5 mln euro – teren obozu koncentracyjnego jest ich częścią. Wcześniej te 16,5 ha (wielkość 24 boisk piłkarskich) należało do Republiki Austrii, pod koniec lat 80. państwo sprywatyzowało 350 ha w Kotlinie Wiedeńskiej, w tym ziemię w Leobersdorfie. Kupił ją szwajcarski miliarder Martin Ebner jako spółka zajmującą się handlem nieruchomościami w Austrii. Choć już od początku lat 90. ostrzegano przed „spekulacyjnymi transakcjami” byłymi publicznymi gruntami, Szwajcar zarobił na lasach, łąkach i nieużytkach. W Leobersdorfie interes się nie udał – centrum handlowe Leoville położone
Auschwitz wyzwoliła Armia Czerwona
Zamiast słowa wyzwolenie obecnie w mediach, a nawet już w publikacjach naukowych, używa się określenia zajęcie przez Armię Czerwoną lub przez Sowietów
27 stycznia 1945 r. żołnierze Armii Czerwonej przekroczyli bramę z napisem „Arbeit macht frei” prowadzącą do Konzentrationslager Auschwitz i przynieśli wolność 7 tys. więźniów, głównie chorych, którzy nie zostali ewakuowani przez Niemców w marszu śmierci. Tak dobiegła końca historia KL Auschwitz, rozpoczęta ponad cztery i pół roku wcześniej, kiedy na polecenie Himmlera w pobliżu wcielonego do Rzeszy polskiego miasta Oświęcim utworzony został nowy obóz koncentracyjny. 14 czerwca 1940 r. z więzienia w Tarnowie przywieziono do niego pierwszy transport 728 więźniów politycznych. Byli to w większości młodzi Polacy zmierzający do wojska polskiego we Francji, ujęci podczas próby przejścia na Słowację. Do KL Auschwitz przywieziono ich akurat w dniu kapitulacji Paryża, który Francuzi poddali bez walki, a o który Polacy chcieli walczyć.
Polscy więźniowie polityczni – głównie żołnierze podziemia i ofiary terroru niemieckiego – byli kierowani do Auschwitz prawie przez cały czas jego istnienia. Ostatnie duże transporty Polaków przybyły tu w sierpniu i we wrześniu 1944 r., z objętej powstaniem Warszawy. Ponadto Auschwitz stało się miejscem zagłady kolejno: radzieckich jeńców wojennych, Żydów kierowanych z wielu krajów Europy i Romów. Ogółem życie w obozie i ośrodku zagłady straciło 1,1 mln ofiar, głównie Żydów, ale także ok. 70 tys. Polaków, 21 tys. Romów, 15 tys. jeńców radzieckich i tysiące więźniów innych narodowości (Białorusinów, Czechów, Francuzów, Jugosłowian, Niemców, Rosjan, Ukraińców i innych). Już podczas II wojny światowej słowo Auschwitz stało się najbardziej rozpoznawalnym symbolem niemiecko-nazistowskiego barbarzyństwa.
Ostatnim aktem dramatu KL Auschwitz była jego ewakuacja i likwidacja. Pierwsza faza tych działań rozpoczęła się w połowie 1944 r. w związku z letnią ofensywą Armii Czerwonej, która przesunęła linię frontu na odległość ok. 200 km od Oświęcimia. W ramach wstępnej ewakuacji, trwającej od końca czerwca 1944 r. do połowy stycznia 1945 r., przeniesiono ok. 65 tys. więźniów do obozów koncentracyjnych w głębi Rzeszy. Były to: Buchenwald, Dachau, Flossenbürg, Gross-Rosen, Mauthausen, Mittelbau-Dora, Natzweiler-Struthof, Neuengamme, Ravensbrück i Sachsenhausen. Wielu więźniów tam zginęło, zwłaszcza podczas ewakuacyjnych marszów śmierci. Ostatnich ok. 400 więźniów Auschwitz (przeniesionych lub ewakuowanych do innych obozów) zginęło 3 maja 1945 r. w wyniku omyłkowego ataku brytyjskiego lotnictwa na statki „Cap Arcona” i „Thielbek” w Zatoce Lubeckiej. Esesmani zgromadzili na nich ok. 7 tys. więźniów ewakuowanych głównie z KL Neuengamme i uniemożliwili ich kapitanom wywieszenie białych flag, co sprowokowało atak brytyjski.
Ostateczna ewakuacja
W połowie stycznia 1945 r. w KL Auschwitz przebywało jeszcze 67 tys. więźniów – ponad 31 tys. w obozie macierzystym KL Auschwitz I oraz w obozie KL Auschwitz II-Birkenau, ponad 35 tys. w podobozach znajdujących się w prowincji górnośląskiej, a ok. 600 w trzech podobozach funkcjonujących na Morawach.
12 stycznia 1945 r. rozpoczęła się zimowa ofensywa Armii Czerwonej. Jej szybkie postępy spowodowały, że wyższy dowódca SS i policji we Wrocławiu, SS-Obergruppenführer Ernst-Heinrich Schmauser, wydał rozkaz ostatecznej ewakuacji KL Auschwitz. Ogółem w dniach 17-23 stycznia objęto ewakuacją, głównie pieszą, ponad 58 tys. więźniów z obozu macierzystego KL Auschwitz I, obozu Birkenau i 29 podobozów. W dwóch głównych obozach oświęcimskich i kilku podobozach pozostało niecałe 9 tys. więźniów, przeważnie krańcowo wyczerpanych fizycznie oraz ciężko chorych, a także członków więźniarskiego personelu szpitali obozowych.
Ostateczna ewakuacja więźniów stanowiła jeden z najtragiczniejszych rozdziałów historii KL Auschwitz. Przemarsze kolumn ewakuacyjnych przez Górny i Dolny Śląsk nazwano marszami śmierci. Zaśnieżone i oblodzone drogi zostały usłane zwłokami zmarłych z wyczerpania i na skutek przemarznięcia, a w jeszcze większej liczbie zastrzelonych przez esesmanów konwojujących więźniów. Większość pędzonych ludzi skierowano dwiema głównymi trasami. Pierwsza, 63-kilometrowa, wiodła z Oświęcimia do Wodzisławia Śląskiego. Ewakuowano nią ok. 25 tys. więźniów. Druga – o długości 55 km – prowadziła z Oświęcimia przez Mikołów do Gliwic. Przeszło nią co najmniej 17 tys. więźniów. Ci, którzy dotarli do Wodzisławia Śląskiego i Gliwic, zostali odprawieni transportami kolejowymi do obozów koncentracyjnych w głębi Rzeszy. Jedną z najdłuższych tras, 250-kilometrową, przebyło 3,2 tys. więźniów z podobozu oświęcimskiego Neu-Dachs w Jaworznie, których przeprowadzono w pieszym marszu do KL Gross-Rosen na Dolnym Śląsku. Ogółem ewakuacja KL Auschwitz w styczniu 1945 r. pochłonęła życie od 9 tys. do 15 tys. więźniów.
20 stycznia 1945 r. esesmani wysadzili
Teraźniejszość przeszłości
Przywrócić pamięć o zapomnianym, a młodym nie narzucać, co mają czuć. Polsko-niemiecko-czeskie debaty w Ravensbrück
Nie będę szukała lepszego tytułu, naukowe i nauczycielskie głowy polskie, czeskie i niemieckie wymyśliły go wcześniej i nie potrzebuje ulepszania. „Teraźniejszość przeszłości w muzeach i miejscach pamięci” – tak dokładnie brzmiał temat konferencji, która odbyła się w Berlinie, a w kolejnych dwóch dniach na terenie Muzeum i Miejsca Pamięci Ravensbrück.
Ten dzień dzisiejszy przeszłości to budulec dla jutra pamięci i tego, jak rozmowa o przeszłości, historii wygląda i jak może wyglądać – czego w niej brakuje, co w niej gubimy z różnych przyczyn. Pojęcie „edukacja” jest ostatnimi laty mocno nadużywane, ale to właśnie edukacja poprzez sposoby nauczania i traktowanie uczniów jako podmioty, a nie przedmioty bez prawa głosu, wiele wnosi do teraźniejszości przeszłości. Podobnie wiele mówią ekspozycje muzealne, ich charakter – i ich upolitycznianie. Nad tym wszystkim zastanawiano się w Ravensbrück, nad sielankowym jeziorem z uroczymi zabudowaniami widocznymi na drugim brzegu. Na tym dawnym obozowym brzegu stoi pełen bólu, oskarżenia pomnik więźniarek obozu – jedna z drugą w ramionach, pieta. To tu wsypywano do jeziora prochy z pobliskiego krematorium. Dziś na taflę rzucane są kwiaty. I jest to strefa tabu, gdzie nikt nie ośmieli się wejść do wody z szacunku dla prochów ofiar.
Gospodarzem konferencji była Polsko-Niemiecka Komisja Podręcznikowa, pracująca nad materiałami do nauki historii w duchu akceptowalnym dla Polski i Niemiec. Dużo młodszą siostrą jest podobna wspólna komisja czesko-niemiecka. To ciała naukowo-praktyczne, które próbują pogodzić różne spojrzenia na historię, tę samą, ale nie taką samą, bo z odmiennymi czułymi punktami, na które trzeba zwrócić uwagę.
Chwasty niepamięci
Organizator konferencji, Instytut Leibniza ds. Mediów Edukacyjnych | Instytut im. Georga Eckerta w Brunszwiku, wspólnie z obydwiema komisjami prowadzi innowacyjny, opierający się na współpracy projekt na rzecz rewizji podręczników europejskich. Celem jest otwarta, szczera dyskusja i wspólne tworzenie materiałów edukacyjnych zorientowanych na porozumienie.
Innym ważnym elementem spotkania były miejsca niepamięci – a takich jest wiele. Mógł nim się stać także teren obozu Ravensbrück, który przecież znajdował się na terenie wschodnich Niemiec, w pięknej Brandenburgii. Jego obecność nie pasowała do napisanej w NRD antyfaszystowskiej historii i wojny, która powinna była obciążać tylko RFN. Wieloletnia obecność wojsk radzieckich, zniszczenie materialnej tkanki obozu, formalnie miejsca pamięci od 1959 r., ale użytkowanego jako koszary aż do 1977 r.
Bardzo długo nie było możliwości stworzenia godnego miejsca pamięci osadzonych tam przez reżim III Rzeszy i zamordowanych kobiet, młodzieży i mężczyzn. Polki, największa grupa więźniarek w Ravensbrück, ofiary eksperymentów pseudomedycznych, dopiero w 1996 r. mogły umieścić na murze swoją tablicę upamiętniającą tysiące zamordowanych kobiet, władze tego miejsca nie chciały się na to zgodzić rok wcześniej, w 50. rocznicę wyzwolenia obozu. Ofiary odzyskują nazwiska, narodowości, przynależność do grup mniejszościowych, ten obóz już nie jest miejscem niepamięci, raczej przypomina o każdym, o kogo można się upomnieć. Także w formie róż, specjalnie wyhodowanej we Francji odmiany Zmartwychwstanie, sadzonych tam na dawnym masowym grobie. Ta specjalna odmiana upamiętniająca więźniarki, „róża z Ravensbrück”, ma już 50 lat.
Żeby po prostu żyć po swojemu
Historie o szczęściu, zmianie i wyborze.
Patrzyłam na ojca i brata i wiedziałam, że więcej ich nie zobaczę.
Ciężarówka zniknęła mi z pola widzenia po kilku chwilach. Wtedy jeszcze nie rozumiałam, co to oznacza, ale już potrafiłam poczuć stratę. Miałam cztery lata i mama tuliła mnie do piersi, aż mnie żebra bolały. Nas nie wywieziono do obozu, do dziś nie rozumiem dlaczego.
Wojna minęła. Poszłam do szkoły i każdego dnia, kiedy z niej wracałam, widziałam moją zapłakaną matkę. Nie takiego dzieciństwa chciałam. Tym bardziej że co noc słyszałam, jak wołała imię mojego brata: „Wojtuś! Wojtuś!”. W pewnym momencie wręcz go nienawidziłam, bo wydawało mi się, że mama kocha go bardziej ode mnie. A miałyśmy tylko siebie. Cała rodzina zginęła. Kiedy trochę podrosłam, zaczęłam rozumieć tęsknotę matki za mężem i synem. Mnie niespecjalnie brakowało ojca, bo prawie go nie pamiętałam. Poza jednym zdjęciem, na którym mam roczek, a on trzyma mnie pod pachami siedzącą na jego kolanach. Uśmiecha się szeroko. No i te plecy na pace ciężarówki. Zaczęłam pytać mamę o niego, potem o brata. Był starszy ode mnie o cztery lata. „Nie mógł przeżyć”, mówiła matka, ale ciągle wysyłała listy do Czerwonego Krzyża. Ciągle ich obu szukała.
Informacja o ojcu przyszła dwa dni po moich 18. urodzinach. Zamordowany w obozie w Buchenwaldzie w 1943 r. O Wojtku ani słowa. Jakby się rozpłynął w powietrzu gdzieś po drodze. Mama zamknęła twarz w dłoniach i widziałam tylko jej drgające ramiona. Przytuliłam i poczułam nagle, jak łzy toczą mi się po policzkach, a po nich ogarnął mnie taki gniew, wiedziałam, że muszę w coś go zamienić. Obiecałam sobie, że i ja nie spocznę, dopóki go nie odnajdę. Zajęło mi to 20 następnych lat. Traciłam już nadzieję. Wróciłam z pracy w archiwum i jak zwykle otworzyłam skrzynkę pocztową. Leżał tam list. „Panu Wojciechowi T. zmieniono nazwisko na A. Został adoptowany przez rodzinę kanadyjską, która zgodziła się z Panią skontaktować. Proszę o odpowiedź na adres…”.
Zastanawiałam się, dlaczego Wojtek sam nas nie szukał. Byłam nawet trochę na niego zła. Wyjaśnienie pojawiło się, kiedy wylądował w Warszawie. Podczas pobytu w obozie przeszedł ostre zapalenie opon mózgowych – cud, że przeżył, ale już do końca życia miał mieć problemy z pamięcią.
Mama stała w hali lotniska, wypatrując dziecka, które zniknęło na pace ciężarówki. Zza drzwi sali przylotów wyszedł bardzo wysoki mężczyzna, już lekko siwiejący, który – kiedy tylko ujrzał mamę – od razu do niej podbiegł. Ten moment, ta chwila ich mocnego uścisku już nigdy się nie powtórzyła. Jednorazowe odczucie pełni szczęścia.
Halina, 85 lat
„Przygoda”, myślałem sobie, kiedy kolega powiedział mi, że można się zaciągnąć do Legii Cudzoziemskiej. Miałem wtedy niecałe 18 lat, musiałem poczekać jeszcze dwa miesiące do pełnoletniości. Nie powiedziałem nic rodzicom. Zresztą nie wiem, czy i tak by coś zauważyli. Ciągle byli w procesie trzeźwienia. Były wakacje, więc tylko rzuciłem im na dzień przed wyjazdem do Francji, że jadę z kumplami i nie wiem, kiedy wrócę. Od ojca dostałem nawet 100 zł. To wtedy było dużo. W Aubagne nazajutrz po przyjeździe do Legii zaczęła się ostra harówka fizyczna. Niby wiedziałem, że przejdę szkolenie, ale nie sądziłem, że będzie aż tak ciężko. W moim rodzinnym mieście chadzałem na siłownię, więc byłem dość wytrzymały fizycznie. A tu po ośmiu godzinach różnorodnego treningu trzęsło mi się całe ciało. Myślałem, że nie wytrzymam. Ale kumpel się trzymał, więc i ja musiałem.
Po trzech miesiącach szkolenia przyjęto mnie do Legii. Z radości spiłem się do nieprzytomności i spałem na plaży w Marsylii. Port w Marsylii znany jest zresztą z podobnych widoków. Chłopaki z Legii i marynarze jakoś muszą odreagować albo misję, w której biorą udział, albo daleki rejs i mordęgę na statku. Wieczorem lepiej się tam nie zapuszczać, bo można stracić nie tylko zęby, ale nawet życie. Po każdym kontrakcie – a to w Gujanie Francuskiej, a to w Czadzie – wracałem i praktycznie nie trzeźwiałem. Zdarzały się też narkotyki – najlepszej jakości, przemycane przez marynarzy.
Wydawało mi się, że jestem nie do zdarcia. A potem przyszła wojna na Bałkanach. Wysłali nas do Sarajewa jako obserwatorów pokojowych, mieliśmy ewentualnie reagować, jeśli któraś ze stron naruszyłaby konwencję genewską. Wtedy nawet nie pomyślałem, że sama wojna to już jest jej naruszenie, jeśli ktokolwiek – szczególnie kobiety, dzieci i starsi ludzie – w niej ginie, zostaje zamordowany czy zastrzelony przez snajperów. Jeździliśmy po mieście opancerzonymi wozami i wypatrywaliśmy luf w rozbitych oknach, bo co rusz ktoś padał na ulicy i nie mogliśmy dostrzec, w którym miejscu ukrywa się snajper.
Fragmenty książki Izy Klementowskiej, Szczęście i inne przypadki. Mikroreportaże, Marginesy, Warszawa 2024
Pospolici esesmani
Kim byli uczestnicy bestialskiego procederu zagłady w Auschwitz „Strefa interesów” nie jest kolejnym filmem o obozie Auschwitz, mówi o prywatnym życiu komendanta tego obozu i jego rodziny. Przeznaczona jest dla widzów, którzy mają choćby ogólną świadomość tego, czym był obóz zagłady Auschwitz. W przeciwnym razie fabuła filmu staje się banałem, wyrywkową opowieścią o życiu prywatnym jakiejś niemieckiej rodziny w okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej. Przy okazji warto sobie uświadomić,
Szura
Czteroletnia więźniarka obozu Auschwitz II-Birkenau W połowie stycznia 1945 r. Niemcy rozpoczęli ostateczną likwidację KL Auschwitz-Birkenau i jego podobozów, skąd od 17 do 21 stycznia wyprowadzono łącznie ok. 58 tys. osób. Kolumny ewakuacyjne więźniów i więźniarek pod strażą esesmanów kierowane były przede wszystkim do Wodzisławia Śląskiego i Gliwic, skąd dopiero wywożono konwojowanych, koleją, w otwartych wagonach towarowych, w głąb III Rzeszy – do Mauthausen, Buchenwaldu i innych niemieckich obozów koncentracyjnych. Kiedy 27 stycznia
KL Dachau był wzorcem
Z Dachau pochodziły kadry SS dla nowych obozów koncentracyjnych, tam zdobywał „doświadczenie” pierwszy komendant Auschwitz Rudolf Höss 21 marca 1933 r. SS-Reichsführer Heinrich Himmler, wówczas prezydent policji w Bawarii, wydał rozkaz utworzenia obozu koncentracyjnego w Dachau koło Monachium. Już następnego dnia na teren byłej fabryki amunicji, gdzie obóz urządzono, przybył transport więźniów. Początkowo obóz znajdował się pod zarządem bawarskiej policji krajowej. 11 kwietnia 1933 r. władzę nad nim
Cyjanek i profesor z Pittsburgha
Jako narzędzie zbrodni trucizna ta łączona jest z najgorszymi zagładami w historii Najsłynniejsza trucizna Cyjanek jest jedną z najlepiej znanych trucizn. Złą sławę zyskał za sprawą powieści szpiegowskich i seriali kryminalnych jako substancja, która powoduje niemal natychmiastową śmierć. Królowa kryminału Agatha Christie dobrze znała skutki działania cyjanku. Uśmierciła za jego pomocą 18 postaci w swoich książkach. Twórca czarnego kryminału Raymond Chandler w swojej najsłynniejszej powieści, „Głęboki sen”, wykorzystał whisky z dodatkiem








