Tag "poczucie humoru"

Powrót na stronę główną
Felietony Wojciech Kuczok

Wyjechali

Kilka dni z córką i zięciem; przyjeżdżają raz do roku na kilkudniowe wakacje do Polski i wtedy mam jedyną już raczej okazję do więcej niż incydentalnego przebywania z zetkami. I całe szczęście, bo nawet jeśli przy sporej dozie wysiłku mogę się z 20-latkami dogadać, to niestety nijak nie mogę z nimi podowcipkować, albowiem wychowanie w opresji poprawnościowej sprawiło, że w ogóle boją się śmiać, żeby kogoś nie urazić. A mnie się zbiera na żarty nieustannie, nie daję rady na serio, improwizowany wic to mój narkotyk. Nie mógłbym dzisiaj pracować na uniwersytecie (na szczęście dwie dekady wstecz przerwałem studia doktoranckie, zachciało mi się być sławnym pisarzem), bo zaimkami bym się nie przejmował, a i o tym, że uczę osoby studenckie, pewnie bym nie pamiętał, tylko gadał tu i ówdzie, jacy to zdolni są „moi studenci”.

Zetki dokonują czegoś w rodzaju permanentnego self-cancelingu, nawet jeśli im przyjdzie do głowy coś występnego, raczej zduszą pomysł w zarodku, żeby się nie narazić, są perfekcyjnie zideologizowane i równie nieznośne jak ich doskonałe przeciwieństwo – przaśny wujo z wesela, co to sypie koszarowymi dowcipami i sam z nich rechocze, zanim skończy je opowiadać.

Zabrałem ich na wycieczkę północnym zboczem Królowej Beskidów, wrócili zadowoleni, ale przepoceni, wpakowałem im rzeczy do pralki i ustawiłem optymalny program; po z górą godzinie, zamiast wyjąć pranie, włączyli pralkę raz jeszcze – zażartowałem: „Hej, puściliście drugi raz, bo przegapiliście najciekawsze momenty?”, córka odpowiedziała mi z kamienną twarzą: „To było za krótko, my pierzemy dłużej”. Kiedy zalali łazienkę po kostki, biorąc w wannie prysznic na stojąco (nie mam kabiny ani zasłony), gwizdnąłem z podziwem i powiedziałem

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Co mnie ostatnio najbardziej rozśmieszyło?

AGNIESZKA MATAN,
stand-uperka, improwizatorka, aktorka

Jechałam pociągiem linii Gdańsk-Warszawa. Wakacje, dużo ludzi, dużo dzieci. Jedna dziewczynka głośno śpiewała różne przeboje przedszkolne. Jednak jej tata, w obawie, że zostaną wykluczeni przez społeczeństwo, użył koronnego argumentu: „Bądź grzeczna, bo cię pani zabierze”. A następnie wskazał na mnie. Rozbawiło mnie to, bo nie wiem, co takiego mam w twarzy, że można mną postraszyć dziecko. To już się zdarzało wcześniej, więc szanowni rodzice, nie rzucajcie słów na wiatr, bo w końcu będę musiała tak zrobić. Przy kolejnej propozycji aby zabrać dziecko, po prostu wstanę i je wezmę. Pójdziemy sobie do Warsu, będziemy jeść wszystkie zakazane przez was rzeczy i głośno śpiewać. Aż w końcu porwane przeze mnie dziecko samo mi zagrozi, żebym się uspokoiła, bo mnie (i tutaj wskazuje na kolejnego pasażera) ktoś zabierze. Może to jakiś nowy sposób na podróżowanie?

 

ALEK ROGOZIŃSKI,
pisarz, dziennikarz

Często śmieszą mnie sytuacje w sklepach. Niedawno byłem świadkiem tego, jak dwoje ludzi, na oko w okolicach trzydziestki, robiło zakupy w sieciówce odzieżowej. Stali już przy kasie, kiedy ona nabrała wątpliwości wyrażonych słowami: „Ale tę sukienkę to chyba już kiedyś kupiłam…”. Jej partner zaproponował, żeby zrobić zdjęcie i wysłać do jej mamy, jak zrozumiałem, mieszkającej razem z nimi. Cyknęli więc fotkę, przy okazji zrobili też zdjęcia innych rzeczy, bo trochę ich nabrali. Po czym ów partner przeczytał SMS od mamy: „Sukienka wisi w szafie, ta druga różowa szmata też, a te twoje gacie właśnie uprałam!”. Trudno w takiej chwili zachować powagę. I nie współczuć państwu sklerozy.

 

ARKADIUSZ „JAKSA” JAKSZEWICZ,
stand-uper, animator kultury

Wybrałem się ostatnio na piękny festiwal muzyczny na starej stacji kolejowej w lesie. Jechałem przez całą Polskę, aby nad ranem dotrzeć na miejsce i załapać się jeszcze na pierwsze wspólne ognisko. Było około godziny piątej nad ranem. Dosiadł się do nas pewien człowiek po trzydziestce, z piwem w ręku. Wyglądał jak prawdziwy hipis. Powiedział, że przyjechał na festiwal rowerem. Zapytałem więc, gdzie ma ten rower. Hipis odparł, że w sumie to trzyma rower w samochodzie. Zapytałem, gdzie jest w takim razie samochód. Odparł, że auto stoi na parkingu obok. Zapytałem więc, skąd przyjechał. Odparł, że jest tutejszy, po czym stwierdził, że chce mu się spać i idzie do domu na piechotę. Mrugnąłem i zniknął.

 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Aktualne Pytanie Tygodnia

Czy Polacy potrafią śmiać się z siebie?

Dr Małgorzata Osowiecka-Szczygieł,
psycholożka z Wydziału Psychologii w Sopocie USWPS

Coraz częściej tak – zwłaszcza młodzi ludzie często dystansują się od naszego typowego narzekania i szukają narodowych przywar, śmieją się z charakterystycznego sposobu życia czy tworzą komiczne memy o życiu w Polsce. Śmiejemy się z tego, co nam nie pasuje, jest dla nas dziwne czy niechciane (np. ceny w sklepach), ale też z tego, co sami robimy (np. parawany na plaży). Warto pamiętać, że humor jest jednym z najzdrowszych mechanizmów obronnych i jak nic innego uczy dystansu, potrafi łączyć i bywa początkiem rozmowy, wyzwala pozytywne emocje i sprzyja uwolnieniu tych negatywnych. Polacy – jak każdy inny naród – potrzebują więc uśmiechu, a nieraz nawet wyszydzenia czegoś czy totalnego obśmiania rzeczywistości.

 

Krzysztof Daukszewicz,
satyryk, publicysta

Proszę mnie pytać o wszystko, tylko nie o to, czy mamy poczucie humoru na własny temat. Nas bawi wyłącznie robienie karykatury z Polski.

 

Mirosław Pawłowski,
dyrektor Biblioteki Publicznej im. Juliana Ursyna Niemcewicza w Dzielnicy Ursynów m.st. Warszawy

Podobno najlepsze poczucie humoru na własny temat mają Szkoci i Czesi, ale nie wiem, czy to prawda. Ja lubię poczucie humoru Woody’ego Allena. Jego humor jest błyskotliwy, pełen ironii i jednowierszowych puent o człowieku. A czy my, Polacy, potrafimy śmiać się z siebie? Oglądając wypełnione amfiteatry i sale koncertowe na kabaretonach, mogę powiedzieć, że kochamy dowcipy o sobie, lecz czasami mam wrażenie, że odbieramy je raczej ogólnie, czyli dowcip nie mówi o mnie, tylko o sąsiadach – i dlatego mnie śmieszy. Autoironia to już wyższy stopień poczucia humoru, bo wymaga dystansu, którego niestety nieraz nam brakuje. Żarty stają się mniej subtelne i to niestety problem, bo rubaszność nie jest czasami najwyższych lotów. Nie narzekajmy jednak – niech każdego śmieszy to, co śmieszy, bo śmiech to zdrowie.

 

Prof. Jacek Wódz,
socjolog

Powiedziałbym, że raczej nie. Istnieje jednak pewien typ humoru, który nas bawi. Śmiejemy się z przywar osób powszechnie znanych. Jesteśmy narodem z kompleksami, więc bardzo nie lubimy, jak ktoś się wyróżnia, np. jest w czymś lepszy. A jeśli ktoś zajmuje bardzo eksponowaną pozycję, cieszymy się, kiedy możemy się pośmiać z jego potknięć i wpadek. Natomiast nie lubimy śmiać się z własnych wad.

 

 

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura Wywiady

Żartować można ze wszystkiego, ale nie ze wszystkimi

Staram się być taktowna, zanim zażartuję, robię błyskawiczną ocenę sytuacji, czy w tym towarzystwie mogę sobie pozwolić na dany żart

Katarzyna Skrzynecka – (rocznik 1970) absolwentka (1994) warszawskiej PWST. Związana ze stołecznym Teatrem Powszechnym (1994-1998, m.in. Lady Macduff w „Makbecie”), współpracowała też z teatrami: Dramatycznym, Komedią (była Roksaną w „Cyranie”), Syreną, Na Woli, Studio Buffo, Bajką, Capitolem, Kamienicą i Teatrem Muzycznym w Gdyni, gdzie zagrała tytułową rolę w musicalu „Evita”. Nagrała sześć albumów studyjnych. Była uczestniczką, a potem prowadzącą program „Taniec z gwiazdami”. Wygrała, a później została jurorką w programie „Twoja twarz brzmi znajomo”. Grała w filmach Kazimierza Kutza, Leszka Wosiewicza, Jana Kidawy-Błońskiego, Macieja Dutkiewicza, Stefana Chazbijewicza, Sławomira Kryńskiego i Anny Wieczur oraz w serialach „Bulionerzy”, „Daleko od noszy”, „Na dobre i na złe”.

Po kim ma pani poczucie humoru – po mamie czy po tacie?
– Wyłącznie po mamusi. Moi rodzice wywodzą się z zupełnie różnych rodzin. Rodzina mojego taty to naukowcy nauk ścisłych. Bardzo dobrze wychowali swoje dzieci, ale w ich rodzinnej atmosferze nie było luzu, finezyjnego żartu. Tata jest inżynierem. W towarzystwie raczej cichy, woli się pośmiać z tego, co opowiadają inni. Za to mama pochodziła z rodziny ludzi otwartych, całe życie żartujących. W ich domach zawsze było pełno gości, biesiadowało się do białego rana. Ojciec mojej mamy był lwowiakiem, taką wschodnią duszą. Opowiadał mnóstwo dowcipnych historii rodzinnych, wycinał z gazet rysunki Andrzeja Mleczki i Henryka Sawki. Zebrał całą kolekcję obrazkowych historyjek z profesorem Filutkiem z „Przekroju”.

Pamięta pani jakiś dowcip charakterystyczny dla dziadka?
– Pamiętam sporo. Oto jeden z nich. Są 90. urodziny pana hrabiego, który po raz kolejny opowiada gościom tę samą historyjkę (Skrzynecka mówi starczym głosem hrabiego): „W 1927 r. polowaliśmy w Afryce na lwy. Nagle stanąłem oko w oko z szarżującą bestią. Spokojnie wycelowałem i nacisnąłem spust. Flinta nie wypaliła. Wówczas przeładowałem, ponownie wycelowałem, bestia była coraz bliżej, ale broń znowu nie wypaliła. Więc przeładowałem po raz kolejny, bestia już szykowała się do skoku i… zesrałem się”. „To zrozumiałe”, wtrącił jeden z gości. „Każdemu w takiej sytuacji mogłoby się to zdarzyć”. Na co hrabia: „Nie wtedy, teraz się zesrałem”.

Córka dziadka, czyli moja mama, też świetnie opowiadała dowcipy, nigdy ich nie paliła. W każdej życiowej sytuacji potrafiła znaleźć zabawną ripostę. W pierwszej kolejności żartowała z siebie, a potem ze wszystkiego dookoła.

Poproszę o jakiś dowcip z teki mamy.
– Mama z racji tego, że pracowała w służbie zdrowia, miała wiele żartów z galaktyki medycznej. Jeden był o pacjentce u ginekologa. Pacjentka siedzi na fotelu z rozłożonymi nogami, lekarz prowadzi badanie prawą dłonią w rękawiczce. Wtedy dzwoni telefon. Lekarz odbiera lewą ręką, nie przerywając badania. To żona doktora. Prosi: „Kochanie, czy mógłbyś mi powiedzieć, jak mam dojechać do restauracji, w której jesteśmy umówieni na kolację?”. „Ależ oczywiście, to bardzo proste. Wyjeżdżasz z domu, jedziesz cały czas prosto, aż do czwartego skrzyżowania. Na nim skręcasz w lewo. Potem znów prosto, aż do ronda. Objeżdżając rondo, skręcasz w trzecią ulicę w prawo. I na niej, po lewej stronie, zobaczysz wielki szyld włoskiej restauracji”. „Dziękuję ci, kochanie”, mówi żona. „Ależ proszę”, odpowiada mąż. „No to pa”. Odkłada telefon i zwraca się do pacjentki. „Najmocniej panią przepraszam…”. Ale ta mu przerywa i, patrząc na jego prawą rękę, mówi: „Panie doktorze, ja bym jeszcze raz poprosiła po rondzie”. (…)

Teraz znam już źródła pani poczucia humoru.
– Jest takie piękne francuskie powiedzenie, że „żartować można ze wszystkiego, ale nie ze wszystkimi”. Staram się być taktowna, zanim zażartuję, robię błyskawiczną ocenę sytuacji, czy w tym miejscu i w tym towarzystwie mogę sobie pozwolić na ten żart. Mam grono przyjaciół, z którymi pozwalamy sobie na żarty bardzo śmiałe. Do tego grona należy Piotrek Gąsowski. Inni tylko czekają na to, aż ja coś rzucę jemu albo on coś rzuci mnie, a potem będziemy sobie coraz bardziej dopiekać. Piotrek się śmieje

Fragmenty książki Jacka Szczerby Humor zza kulis, Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kultura Wywiady

Żart pisze się sam

Nasz humor ewoluuje, ale wciąż potrafimy śmiać się z siebie Olga Drenda – pisarka, dziennikarka i tłumaczka Potrafisz opowiedzieć żart nowo poznanej osobie? – Tak, zdarza mi się to dość często i zawsze zdaję sobie sprawę, że wiąże się to z pewnym ryzykiem. W końcu nie znam tego kogoś i nie wiem, czy nie trafię w czuły punkt lub nie wypowiem żartu w złą godzinę. Jestem jednak w stanie to zrobić, choćby po to, aby rozluźnić atmosferę, zwłaszcza na spotkaniu autorskim lub

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj Wywiady

Nie ma tabu, są jedynie bezbeki

Na razie na szczęście nie powstała Memoteka Narodowa, nie ma też kuratorów, galerii ani krytyków memów Dr hab. Magdalena Kamińska – badaczka mediów cyfrowych i kultury popularnej. Pracowniczka naukowa Instytutu Kulturoznawstwa UAM, autorka książek „Niecne memy. Dwanaście wykładów o kulturze internetu” oraz „Memosfera. Wprowadzenie do cyberkulturoznawstwa”. Czego socjolog, etnograf czy kulturoznawca może się dowiedzieć z memów? – Może je potraktować jak każdy inny tekst kultury i np. próbować z nich wyczytać, jakie wartości dominują w społeczeństwie. Kryje

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Przebłyski Z dnia na dzień

Nadesłane do „Szkła kontaktowego”

Jerzy Iwaszkiewicz wybrał dla „Vivy!” SMS-y nadesłane do „Szkła kontaktowego” w TVN24. Oto mała próbka poczucia humoru telewidzów. „Zanim wrzucisz głos do urny, przetrzyj oczka jak Lichocka”. „Prezydent Duda jest dobry na odległość, sterowany na pilota”. „Pełnia idzie, premier Morawiecki znowu będzie coś obiecywał”. „Puszcza PiS-ka domaga się zmiany nazwy”. „Tato, a premier powiedział, że jego szef powiedział…”. „Jak się Jaki pomyli, to też powie prawdę”. „Policja nosi

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Wojciech Kuczok

Brecht przez łzy

„Nieznośnie jest żyć w kraju, w którym nie ma poczucia humoru, ale jeszcze nieznośniej jest tam, gdzie poczucie humoru jest do życia niezbędne”, powiadał Bertolt Brecht. Ha, nie słyszał dowcipu Andrzeja Dudy. Najnieznośniej jest tam, gdzie poczucie humoru odbiera chęć do życia. Kaczyści nigdy nie są bardziej zabawni niż wtedy, gdy robią srogie minki i z psychopatriotyczną powagą plotą tromtadrackie banialuki. Ale kiedy usiłują żartować, robi się przeraźliwie smutno. Ja mam wtedy ataki śmiechu jokerowskiego –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Świat

Humor smutny jak brexit

Cześć. Jestem z Brytanii. Tej, która dała się oszukać autobusowi O stanie psychiki Brytyjczyków w reakcji na próby opuszczenia Unii Europejskiej najwięcej mówi to, że autorką najlepszego dowcipu związanego z brexitem jest francuska minister do spraw europejskich. Nathalie Loiseau nazwała swojego kota Brexit. Zapytana dlaczego, odparła, że ten ma w zwyczaju każdego ranka głośno miauczeć pod drzwiami, prosząc, żeby je otworzyć i go wypuścić, ale kiedy się to zrobi, nie wychodzi. – Zamiast tego siedzi i brzydko na mnie patrzy –

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.