Tag "reportaż"

Powrót na stronę główną
Kraj

Ciąża. Piąty tydzień

Za pierwszym razem w szpitalu wstydziła się, bo była najmłodsza. Miała 18 lat i rodziła pierwsze dziecko. Jak rodziła Krzysia, wstydziła się znowu. Miała 46 lat Za pierwszym razem w szpitalu wstydziła się, bo była najmłodsza na oddziale. Miała 18 lat i rodziła swoje pierwsze dziecko. A potem, jak rodziła Krzysia, wstydziła się znowu. Młodsze kobiety patrzyły na nią jak na babcię, której zdarzył się przykry wypadek. Miała 46 lat. Lekarka na obchodzie, a Krzyś urodził się w Wielki Piątek, znudzona była, jak oni wszyscy, ale jak zobaczyła datę urodzenia Agaty, aż podskoczyła. – To pani? – zapytała. – To ja – odpowiedziała Agata. Wzięła to za komplement. Widocznie nie wyglądała tak staro, skoro lekarka była zdumiona. Dla młodej-starej mamy to dobry znak. Lekarka, do której chodzi od lat – 20 lat – mówi: „Pani Agato, wchodzi pani w okres menopauzy, trzeba zmienić tryb życia. Łatwo nie będzie. Mniej stresu, więcej ruchu, dieta”. O mniej stresu trudno, bo praca stresująca, ale chodzi na spacery, je warzywa, pije wodę, bo nie chce puchnąć. Wyjeżdża odpocząć na kilka dni na Roztocze z nowym chłopakiem i przemyka jej przez głowę: może ta menopauza nie będzie taka zła. Kiedy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje Reportaż

Na Spasa

Z roku na rok na Grabarkę przyjeżdża więcej ludzi. Kiedyś modlitwa tak samo dobra była, szczera, ale chyba bardziej gorliwa niż dziś Aby dotrzeć na Świętą Górę Grabarkę, najpierw należy przejść przez kręgi piekielne. Krąg pierwszy – gmatwanina polnych dróg. Święta Góra leży za miastami i za lasami, blisko białoruskiej granicy. Na szczęście jakiś anioł umieścił na drodze prowizoryczne strzałki w kolorze niebieskim. Tylko one nie pozwalają mi zabłądzić wśród pól i sosnowych lasków, które raz po raz wyłaniają się zza zakrętów. 19 sierpnia, w dniu największego na Grabarce święta Przemienienia Pańskiego zwanego przez miejscowych Spasem, przybywają na Górę tysiące wiernych. Na śródleśnych łąkach i poletkach, na których niegdyś wypasano krowy i siano zboże, miejscowi naprędce zorganizowali wielkie parkingi dla setek samochodów. To dla nich jedyna okazja w roku, kiedy łatwo i szybko mogą zarobić na leśnych nieużytkach. Przy wjeździe zatrzymuje mnie dwóch miejscowych ubranych w służbowe drelichy i czapeczki z daszkiem. Są jednocześnie bileterami, kontrolerami, ochroniarzami i stróżami porządku. – 10 zł za wjazd – informuje mnie jeden z nich. – Ma pani czas do jutra. Następny krąg znajduje się tuż za parkingami. Na drodze do Świętej Góry wyrastają dziesiątki straganów. Z roku

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Kryminały z życia wzięte

Chodzimy po świecie, podsłuchujemy, podglądamy. Nigdy nie wiesz, kiedy znajdziesz się w powieści Katarzyna Bonda – pisarka, autorka m.in. cyklu kryminałów z psychologiem śledczym Hubertem Meyerem oraz tetralogii z profilerką Saszą Załuską. Zacznijmy od ulubionego tematu ludzi kultury, czyli od pieniędzy. W przeciwieństwie do większości osób piszących ty zarobiłaś na twórczości literackiej całkiem dobrze. Ile już zarobiłaś na pisaniu? – Zarabiam wystarczająco, by spokojnie utrzymać rodzinę. Czytelnicy kupili ponad 3 mln moich książek, a nie tysiące. Biorąc pod uwagę, że żyję z tantiem, są to tak satysfakcjonujące kwoty, że nie śniłabym o nich, pozostając w zawodzie reporterki, nawet gdybym była naczelną przodującego tytułu. Nigdy nie ukrywałam, że znajduję się wśród szczęśliwców, którzy mogą tylko pisać, bez posiłkowania się etatem lub braniem dodatkowych zleceń, ale to dla mnie miły efekt uboczny tej pracy. Zaszczytne potwierdzenie, że czytelnicy chcą wciąż zainwestować własny czas, serce i pieniądze w moje opowieści. To jest dla mnie nobilitacja. I nie zmieniło się to od lat, możesz być pewny, starczy spojrzeć na listy bestsellerów. Celem jednak nigdy nie były i nie są pieniądze. One jedynie pozwalają mi na wolność twórczą, co sobie chwalę. W końcu twoje książki wydawane są w 16 krajach i ekranizowane. – Fakt, że zagraniczni wydawcy wciąż interesują się polską autorką, jest dla mnie

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Raj

Kiedyś Ozierany można było nazwać miastem, tak wielkie były. Domów ponad 60, młodzieży mnóstwo. I śmiechu, i płaczu, i ślubów, i krzyków dzieci Wysiadł z samochodu i nagle zaczął krzyczeć: „Raj! Raj!”. Zbiegli się mieszkańcy wioski, żeby zobaczyć, co się dzieje. Czy ktoś rozum postradał, zaczadzony nadmiarem świeżego powietrza, czy ktoś kogoś morduje, że tamten świat pozagrobowy zobaczył? Okazało się, że krzyczał turysta z Warszawy, który, przejeżdżając przez wioskę, nie zdołał opanować ogarniających go emocji. Warszawiak wyjaśniał, że on tu pierwszy raz, ale widzi, że oni tu w raju mieszkają. Cisza, spokój, życie sielskie, anielskie. Wieś Ozierany, gmina Krynki, powiat sokólski, województwo podlaskie. Niełatwo tu dotrzeć, odnaleźć właściwą drogę wśród tych polnych, prowadzących donikąd. Raj mogą obejrzeć tylko wybrańcy, którzy wykazali się determinacją i wytrwałością. Nagle zza pagórka dane im będzie zobaczyć słomianą strzechę starej stodoły, kilka drewnianych domów, płot chylący się ku upadkowi. Za płotem stoją słupki graniczne, za słupkami – Białoruś. Na Białorusi oprócz chaszczy i lasów – już nic. A we wsi, pośród kwitnących sadów i bzów pachnących tak, że aż kręci się w głowie, dojrzą człowieka. Żywego. Raj obwoźny Znienacka ciszę niebiańską przerywa gwałtowny dźwięk samochodowego

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kultura

Reporter nie może bać się człowieka

Reportaż w swym duchu zawsze był lewicowy, stał po stronie ludzi często trudnych do sformatowania Mariusz Szczygieł Ostatnio debaty w literaturze to głównie spory o formę. Nudzi się nam czy naprawdę już nie ma o czym gadać? – Debata o formie to haust świeżego powietrza, a nawet haust normalnego powietrza. W jednym z dawnych reportaży Hanny Krall, a były to lata 60., wypowiadała się kwiaciarka z Wrocławia, która przyjechała jako przesiedlona z Kresów. Powiedziała, że kwiaty po wojnie nie sprzedawały się w ogóle, bo ludzie mieli ważniejsze rzeczy na głowie i zupełnie niedawno zaczęli kupować kwiaty dla przyjemności. A wcześniej to tylko z okazji chrzcin, ślubów, imienin czy pogrzebów. Teraz kupują kwiaty po prostu dla samych siebie. Ja uważam, mówi kwiaciarka, że od tego momentu zaczęła się normalność, której nie było po wojnie. Jeśli sobie dyskutujemy o formie w literaturze, o literaturze, reportażu, czy reportaż jest fikcją, czy faktem, to znaczy, że trwa normalność, taką analogię bym zrobił. W książce cytujesz Hannę Krall, że „rzeczy bez formy są bezwstydne”. Dodajesz od siebie, że „forma jest jedną z głównych bohaterek reportażu”. Czy można tworzyć reportaż, w którym forma jest ważniejsza od bohatera, forma jest bohaterem? – Forma nie może być nigdy ważniejsza od bohatera, ma mu pomóc, żeby zaistniał w taki sposób, aby czytelnik go zapamiętał,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kraj

Całe tory były we krwi

Zderzenie czołowe, czyli katastrofa kolejowa pod Szczekocinami Zderzenie dwóch pociągów pod Szczekocinami 3 marca 2012 r. to największa katastrofa kolejowa w Polsce w XXI w. Choć w toku śledztwa wskazywano na dziesiątki błędów systemowych i nieprawidłowości – w szkoleniu personelu, w odbiorze urządzeń, w przepisach i procedurach bezpieczeństwa – skazani zostali tylko dyżurni pełniący wówczas służbę (Andrzej N. i Jolanta S.). Pamięć 30 marca 2012 r. pasażerowie wieczornego pociągu Berlin – Warszawa Express w kierunku stolicy Niemiec mogli być nieco zaskoczeni. Ich skład poprowadziła tego dnia lokomotywa w biało-czerwonych barwach. Tak rozpoczęła się akcja promocyjna PKP Intercity z okazji Euro 2012. (…) Elektrowóz o numerze EU44-01 oprócz grafiki w barwach narodowych i haseł promocyjnych nosił na sobie coś jeszcze. Na burcie, przy jednej z kabin, znalazł się napis: „Pamięci maszynistów: Szymon Cieślak, Radosław Pustoła. Jedziemy z Wami – w każdym z naszych pociągów”. W komunikacie prasowym przewoźnika zabrakło informacji o upamiętnieniu, ale o to chyba nikt nie miał pretensji. Natomiast o to, że na lokomotywie znalazły się tylko nazwiska zmarłych kolejarzy z PKP Intercity (z pociągu TLK „Brzechwa”), a tych z Przewozów Regionalnych już nie, niektórzy pretensje mieli. Pojawiające się tu i ówdzie głosy o solidarności,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne

Nagroda Magellana dla książki „Sprzedani. Reportaże z peryferii”

Już po raz czternasty redakcja „Magazynu Literackiego KSIĄŻKI” przyznała Nagrody Magellana. W kategorii książki reportażowej nagrodę główną otrzymała publikacja „Sprzedani. Reportaże z peryferii” autorstwa Wojciecha Ganczarka. PRZEGLĄD objął patronat medialny nad książką. Ganczarek wielokrotnie

Aktualne

Zbliżają się Targi Książki w Warszawie!

Targi Książki w Warszawie odbędą się od 26 do 29 maja br. na placu Defilad i w Pałacu Kultury i Nauki. W największym literackim wydarzeniu tego roku weźmie udział ponad 500 wystawców z 13 krajów: Polski, Norwegii, Ukrainy, a także Armenii,

Felietony Roman Kurkiewicz

Felieton balkonowy

Przedpremierowy pokaz dokumentu Pawła Łozińskiego „Film balkonowy” spadł mi z nieba. Potrzebowałem całym sobą dawki czegoś innego niż tsunami newsów, doniesień, analiz i komentarzy, wszystkich krążących wokół tego, co na wschodzie, za ukraińską granicą. Trudno to nazwać wymęczeniem, z całą pewnością nie znużeniem, ale chwila detoksu od odgłosów wojny, od obrazów wojny, od szacunków wojny była mi w tym momencie niezbędna koniecznie. Przed czterema laty uznany dokumentalista Paweł Łoziński wykoncypował sobie, że postawi na swoim balkonie na Saskiej Kępie w Warszawie kamerę i będzie obserwował, rejestrował, nagrywał, słuchał tych, którzy tamtędy przechodzą, pędzą, wloką się, biegną, jadą, krążą, zatrzymują, nocują, wędrują lub tylko spacerują. Pierwotnie nie chciał ich zagadywać, wtrącać się w ich podbalkonowe peregrynacje. Po jakimś czasie uznał, że będzie mówił chociaż dzień dobry, potem dorzucał pytania o rzeczy błahe i wielkie. O sens życia, o historie, które z sobą niosą, o dramaty, które przeżywają, o radość, którą emanują, o beznadzieję, z której usiłują się wyrwać. Najczęściej były to rozmowy lakoniczne, czasami przeradzające się w dłuższe, głębsze wymiany, świadectwa, wyznania, deklaracje (jak choćby ta kilkakrotnie wybrzmiała: „Jestem szczęśliwa”). Pod balkonem, kamerą, mikrofonem i samym reżyserem – a zarazem dźwiękowcem, operatorem i montażystą –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Obserwacje

Paragwajczyk zna się tylko na manioku

Ludzie sieją, jak popadnie. Nikt się nie zna na nowoczesnym rolnictwie. Uprawia się według starych wierzeń Korespondencja z Paragwaju – A ta wielka cebula? Skromny wybór warzyw zielenieje rozłożony w niewielkie stosiki na stole z białego plastiku. Obok piętrzą się talerzyki z sushi i bułeczkami na parze ze słodkim nadzieniem z czarnej fasoli. Mężczyzna w białym fartuchu i ze szpachelką w dłoni czyści energicznie czarną blachę do smażenia. – Cebula? – odwraca natychmiast głowę, podczas gdy jego prawa ręka nie ustaje w zeskrobywaniu resztek jedzenia przywierających do niedoskonałości metalu. – Jaka cebula, proszę pana? To drugi dzień targów organizowanych corocznie w miejscowości La Colmena, japońskiej kolonii w sercu Paragwaju. Data wydaje się sprzyjać wysokiej frekwencji: wolne dni zaraz przed Wielkanocą. Ale w tym roku intensywne deszcze pokrzyżowały plany sprzedawcom i klientów jest jak na lekarstwo. Przyjezdny, który pytał o cebulę, wskazuje palcem w kierunku długich, ciemnozielonych liści wyrastających bujnie z niewielkiej, białej główki. – To nie cebula. To por, proszę pana. Mango i chrust Niedzielny poranek, droga krajowa numer 3, która przecina departament San Pedro, rozciągając się z północy na południe i odwiedzając po drodze niewielkie Azoteý. W okolicach Cruce Libertad, a nawet nieco bardziej na północ,

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.