Tag "stosunki polsko-niemieckie"

Powrót na stronę główną
Wywiady

Legenda ginącego ludu

Historia zabrała Mazurom prawie wszystko. Zostawmy im więc mazurskość Waldemar Mierzwa – mazurski autor i wydawca książki „Zrozumieć Mazury” Co „warszawka” wie o Mazurach? – Wolałbym, abyśmy nie nazywali ludzi z dużych miast „warszawką”, bo sam, lublinianin z urodzenia, osiadłem na Mazurach po kilkuletnim pobycie w stolicy. Choć rzeczywiście czasami trudno tu do „warszawki’ się przyznawać, bo sam już na początku rozmowy nierzadko słyszę: „Dzwonię do pana ze stolicy…”. Lata lecą, a „warszawka” się nie zmienia, jest przekonana o swojej wyższości i konieczności prowadzenia misji cywilizacyjnej w mazurskich wioskach i miasteczkach. Jakoś to wytrzymujemy, bo sezon jest krótki. Wyższość jest, a co z wiedzą? – Starsi wiedzą o Mazurach niewiele, młodsi prawie nic. Oczywiście w obu grupach są wyjątki, ale większość nie tylko nie wie, ale też nie widzi potrzeby posiadania takiej wiedzy. Dla nich Mazury to lasy i jeziora, wszystko, co na północ od Nasielska i Ostrołęki oraz na wschód od Wisły. Najstarsi pamiętają jeszcze Mazurów, najmłodsi o nich nawet nie słyszeli. Książki czytają nieliczni, „Różę” Smarzowskiego obejrzało w kinach trochę ponad 400 tys. osób. To zresztą nie był film pomocny w zrozumieniu Mazur. Coś, co się dobrze ogląda, rzadko jest prawdziwe. Uczciwość nakazuje porzucić bzdurną a powszechną tezę, że Mazurzy czekali na Polskę jak na wyśnioną

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Najważniejsza jest tożsamość

Pamiętam ćwiczenia z filozofii, semestr letni 1973 r. Mieliśmy przygotować swój pogląd na jakiś zadany temat. Na ćwiczeniach zabieraliśmy głos. Wypowiedział się Andrzej, ja też się wypowiedziałem. Nasze wypowiedzi były do siebie podobne. Wypowiedział się też

Opinie

Żołnierze nierówni po śmierci

Niemcy przenieśli w Polsce swoich żołnierzy na 13 nowych cmentarzy, Polacy nie stworzyli w Niemczech miejsca gromadzącego szczątki polskich ofiar Pewne rocznice z upływem lat czy dekad odchodzą w zapomnienie. Sądzę, że nie dotknie to rocznicy zwycięstwa w II wojnie światowej nad hitlerowskimi Niemcami. Na żołnierskich cmentarzach pochylamy wówczas głowy bądź odnosimy się do tych miejsc z szacunkiem. Ten cywilizacyjny odruch nie jest u nas niestety powszechnie akceptowany. Do podjęcia powyższego tematu, medialnie dotychczas nieobecnego, zdopingował mnie fragment felietonu Bronisława Łagowskiego: „Także w Izraelu 9 Maja jest świętowany. Ordery radzieckie z dumą się nosi. W Polsce pomniki i inne symbole ku czci armii radzieckiej są niszczone, groby profanowane, wizerunki bohaterów sowieckich obalane, jak pomnik gen. Czerniachowskiego, Polaka po matce, nawiasem mówiąc” (PRZEGLĄD nr 9/2019). Sięgnąłem do oficjalnych, dostępnych w Warszawie, źródeł rosyjskich. Czerwonoarmistów poległo na ziemiach polskich ok. 600 tys. Szczątki zwłok zebrano z ok. 30 tys. miejsc i pochowano po wojnie w ponad 600 zbiorowych mogiłach bądź na cmentarzach. Największy cmentarz radziecki – w Braniewie – liczy 31 tys. mogił. Prawną podstawą pielęgnowania tych miejsc jest Umowa między Rządem Rzeczypospolitej Polskiej a Rządem Federacji Rosyjskiej o grobach

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Sprzedam pałac za złotówkę

W Trzebiechowie czuje się oddech niezwykłej historii i wpisany w nią los książęcej rodziny von Reuss – „A jeśli pani umrze, to jak będą panią znosili z tej góry?”, zapytała szeptem podczas mszy mieszkanka Trzebiechowa. Śmiałam się przez całe nabożeństwo, nie mogłam się skupić – opowiada Izabella Staszak, wójt gminy już drugą kadencję. Pani wójt zajmuje dwa pokoje, malutką łazienkę i kuchnię w słynnym trzebiechowskim pałacu, na samej górze, pod wieżyczką. Po wojnie rezydencja została ograbiona i popadała w ruinę, ale z czasem władze odbudowały obiekt, dziś mieści się w nim szkoła i przedszkole. Pałac to duma, ale i problem miasta. Nie wiadomo zresztą, czy gmina Trzebiechów w Lubuskiem jest biedna, czy bogata. Izabella Staszak mówi, że biedna. Pani wójt pochodzi stąd, 16 lat była sekretarzem w powiecie sulechowskim, 16 lat sekretarzem gminy, więc wie, jakie są zasoby finansowe miejscowych. Na terenie gminy w 11 wsiach mieszka 3,5 tys. osób. Roczny dochód od mieszkańców wynosi 2,5 mln zł. Nie ma tu wielkich zakładów. Największym jest Bomadek – zatrudnia 400 osób, zajmuje się hodowlą i przetwórstwem indyków. W gminie nie ma bezrobocia. Izabella Staszak, idąc ulicami Trzebiechowa, zamiast dzień dobry często

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Reportaż

Znikły granice, znikają różnice

Od lat 90. Gubin i Guben są przykładem, jak wielka może być korzyść z dobrego sąsiedztwa Wjazd samochodem z Gubina do Guben jest prawie niezauważalny. Wprawdzie trzeba przejechać przez most na Nysie, ale dziś tego miejsca nie strzegą służby graniczne, jak było jeszcze nie tak dawno. Teraz jest tu kilka przejść. W sprawie jednego, czyli kładki wiodącej do Wyspy Teatralnej, burmistrz Gubina Bartłomiej Bartczak telefonuje do burmistrza Guben Freda Mahra. – Słuchaj – mówi bezbłędną niemczyzną – na kładce prowadzone są prace remontowe. Trzeba odłączyć prąd, bo mogłoby się zdarzyć nieszczęście. Sprawa załatwiona, prąd zostaje natychmiast odłączony. Bartłomiej Bartczak, rocznik 1978, reprezentuje pokolenie, które najpełniej skorzystało ze zmian, jakie zachodziły w stosunkach polsko-niemieckich w ostatnim ćwierćwieczu. Był uczniem liceum w Gubinie, ale gdy tylko nadarzyła się okazja i po zjednoczeniu Niemiec w Guben powstała Szkoła Europejska im. Marii i Piotra Curie (Europaschule), otwarta także dla młodzieży polskiej, przeniósł się do tej szkoły. Wielu gubińskich licealistów podjęło podobną decyzję. Po II klasie polskiego liceum kontynuowali naukę w Guben i tu zdawali maturę. Stąd dla większości tych uczniów droga wiodła na studia do reaktywowanego Uniwersytetu Viadrina we Frankfurcie nad Odrą. W tej grupie znalazł się Bartłomiej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Kronika Dobrej Zmiany

Eksperyment z eksperymentem

Jeśli chodzi o polską dyplomację, to dzień jak co dzień. Ambasador RP w Islandii wywołał awanturę, pouczając tamtejszych dziennikarzy, jak powinni pisać o Marszu Niepodległości. Z roli Czarnego Piotrusia nie zamierza też rezygnować ambasador w Niemczech, Andrzej Przyłębski. Niemieckie MSZ zorganizowało konferencję „Stulecie niemieckiej polityki wobec Polski (1918-2018)”. Otwierając ją, Katharina Sorg, współprzewodnicząca polsko-niemieckiej komisji międzyrządowej, powiedziała, że niemiecki rząd za pomocą krytycznego spojrzenia w przeszłość chce zrobić Polsce prezent z okazji 100. rocznicy państwowego odrodzenia, aby „wspólnie pielęgnować kulturę pamięci”. Niemieccy oficjele dużo mówili o tym, że podejście Niemiec do wschodnich sąsiadów było przez długi czas destruktywne, ale ich kraj wyciągnął z tego wnioski i zabiega o dobre partnerstwo i sąsiedztwo. „Kto, jak nie my, Niemcy i Polacy, może utrzymać jedność Europy?”, pytał retorycznie szef niemieckiej dyplomacji, socjaldemokrata Heiko Maas. Ale strona polska potraktowała tę wyciągniętą dłoń po pisowsku. Na konferencję nie przyjechał minister Czaputowicz. Ani żaden wiceminister. Polskę reprezentował ambasador Przyłębski. Który stwierdził, że całe ostatnie 100 lat niemieckiej polityki wobec Polski było „katastrofą”. A po roku 1989 „sytuacja nie rozwinęła się tak, jak by sobie życzyła większość Polaków”. I „sąsiedztwo nie jest satysfakcjonujące”. Bach!

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

100 lat polskiej niepodległości?

Od początku stycznia 2018 cała Polska przygotowuje się do obchodów 100. rocznicy odzyskania niepodległości. Roman Dmowski i Narodowa Demokracja bojkotowali 11 listopada, między innymi dlatego, że kwestionowali zasługi Piłsudskiego. Dlaczego 11 listopada? Przypadek. W tym

Opinie

Najazdu Mongołów nie będzie

100-lecie odzyskania niepodległości Przywódcy Wielkiej Trójki stworzyli fundamenty historycznego sukcesu Polski Z okazji 100. rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę warto spojrzeć na to wydarzenie przez pryzmat losów sprawy polskiej w okresie II wojny światowej. To właśnie decyzje z lat 1943-1945 sprawiły, że Polska ostatecznie stała się dużym państwem europejskim, czego nie można powiedzieć o państwie, które odzyskało niepodległość w 1918 r. i ukształtowało się w ciągu kilku następnych lat. Wschodnia granica Polski została uznana przez państwa zachodnie 15 marca 1923 r., ale wcześniej akceptację uzyskały pozostałe linie graniczne. Odrodzone państwo było duże, ale w znacznym stopniu obejmowało niepolskie terytoria i ludność, stanowiąc część europejskiego Wschodu. Dziś z wielką korzyścią dla nas jest inaczej. Jak do tego doszło? W tajnym protokole do układu z 23 sierpnia 1939 r. o nieagresji między Związkiem Radzieckim a Niemcami strony postanowiły: „W razie przeobrażeń terytorialnych i politycznych na terenach należących do Państwa Polskiego, sfery wpływów Niemiec i ZSRR zostaną rozgraniczone w przybliżeniu wzdłuż linii rzek Narew, Wisła i San”. Nie oznaczało to, że nasze państwo miałoby całkowicie przestać istnieć, gdyż równocześnie stwierdzano: „Kwestia tego, czy pożądane jest w interesie obu stron zachowanie niepodległości Państwa Polskiego, oraz kwestia

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Od czytelników

Zwycięstwo w Moskwie

Granica Polski na Odrze i Nysie jest dziś uznawana przez cały świat, łącznie z Niemcami, jako ostateczna zachodnia granica Polski. Wielką, a przemilczaną przez prawicę polską rolę, odegrał w tym Generał Wojciech Jaruzelski. Zygmunt Broniarek Krzysztof Wasilewski

Wywiady

Nasza piękna, bezsilna Europa

Wstrząs, który spowodowało wejście kilku milionów imigrantów, nie będzie zmianą lokalną. To się nie rozejdzie po kościach Stefan Chwin – (ur. w 1949 r.) pisarz, eseista, historyk literatury, profesor Uniwersytetu Gdańskiego. Członek Rady Języka Polskiego. Ma w dorobku takie tytuły jak „Hanemann” (1995), „Esther” (1999), „Dziennik dla dorosłych” (2008), „Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni” (2010), „Panna Ferbelin” (2011), „Miłosz. Interpretacje i świadectwa” (2012), „Zwodnicze piękno” (2016), „Srebrzysko. Powieść dla dorosłych” (2016). Czy czuje pan, że zmienia się atmosfera? Studenci są inni niż 10 lat temu? – Oczywiście, że inni! Kiedy kończyłem studia w 1973 r., nie było lęku, który teraz im towarzyszy. Była pewność zatrudnienia. Natomiast teraz jest niepewność. I takie zawężenie życia, sprowadzenie go do balowania i walki o przetrwanie. Wieloosobowe, wynajmowane mieszkania, wspólnie, za jakieś grosze. I gonitwa, żeby złapać jakąś robotę, najczęściej dorywczą, chwilową. Co oczywiście wpływa na ich sposób myślenia o całej reszcie życia. Strona publiczna wydaje im się bardzo odległa od ich dotkliwego doświadczenia osobistego. Dlatego dla mnie jednym z większych zdziwień Polską było to, co się zdarzyło w zeszłym roku w lipcu, te młodzieżowe protesty w sprawie wolnych sądów. To absolutnie nie zgadzało się z moim

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.