Tag "Theresa May"

Powrót na stronę główną
Świat

Zima brexitowego niezadowolenia

Wielką Brytanię zalewa największa fala strajków od prawie 40 lat Pomiędzy końcówką listopada a początkiem stycznia w Wielkiej Brytanii od stanowisk pracy odeszło tylu różnych fachowców, że telewizje na Wyspach zaczęły publikować specjalne kalendarze. Każdy strajk oznaczany był na nich kółkiem w innym kolorze, przypisanym odpowiednio: pielęgniarkom, pocztowcom, kolejarzom, wykładowcom akademickim i nauczycielom. W niektóre dni kółek nakładało się na siebie tyle, że cała grafika przestawała być czytelna. Rekordowy był 24 grudnia, kiedy jednocześnie strajkowali pracownicy poczty, kierowcy autobusów, kolejarze, pielęgniarki, służba drogowa i instruktorzy nauki jazdy. Jak podaje „New York Times”, od grudnia ubiegłego roku do dzisiaj we wszystkich rodzajach strajków wzięło udział ok. 1,5 mln pracowników. Według szacunków brytyjskich związków zawodowych tylko w grudniu z powodu strajków gospodarka straciła ponad milion dni roboczych. Uciekające pielęgniarki Akcje protestacyjne nie zostały przeprowadzone nagle ani też nie wzięły się znikąd. Większość z nich była zapowiadana od tygodni, a nawet miesięcy. Co więcej, z punktu widzenia samych strajkujących do manifestacji ich niezadowolenia doszło zdecydowanie za późno. Doskonale ilustrują to dane dotyczące warunków pracy poszczególnych profesji. Na przykład pielęgniarek, których 100 tys. (spośród 430

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Cyrk nie śmieszy już nikogo

Po odejściu Borisa Johnsona na Wyspach mówiono, że gorzej już być nie może. Liz Truss dowiodła, że może 45 dni – zaledwie tyle wytrwała na stanowisku szefowej brytyjskiego rządu Liz Truss. Władzę obejmowała 6 września, niesiona wstydliwą, ale mimo wszystko zauważalną falą optymizmu wewnątrz Partii Konserwatywnej. Poprzedzające tygodnie spędziła pracowicie, prowadząc kampanię w wewnętrznych wyborach na przewodniczącego torysów. Pokonała w nich Rishiego Sunaka, polityka znacznie bardziej kojarzonego z establishmentem, bez wątpienia też postać większego formatu niż Truss. I być może właśnie to, w połączeniu z bagażem w postaci współuczestnictwa w skandalach ekipy Borisa Johnsona, ostatecznie zabiło kandydaturę Sunaka. Nowa (wtedy) pani premier pod względem charakterologicznym była i nadal jest jego przeciwieństwem. Bardziej cicha niż wyrazista, bardziej monotonna niż charyzmatyczna. Ponad 170 tys. członków partii uczestniczących w głosowaniu uznało jednak, że tego właśnie konserwatyzm na Wsypach potrzebował. Dość festiwalu nabrzmiałych ego, liderów umieszczających siebie w samym środku życia politycznego, tak aby reszta krążyła po ich orbicie i była zależna od ich grawitacji. Czas na kogoś, kto wyciszy spory, nie zwracając jednocześnie na siebie zbytniej uwagi. Do tego, przynajmniej w teorii, Liz Truss nadawała

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Obrotowa

Politycznie Liz Truss była już wszędzie, ale dopiero teraz weszła na szczyt Przez ostatnie tygodnie w brytyjskich mediach społecznościowych popularność zyskiwała anegdota o niezwykle skutecznej młodej działaczce politycznej. Rzecz działa się podczas Freshers’ Fair, jednego z najważniejszych elementów początku roku akademickiego na brytyjskich uczelniach. W czasie tych swoistych targów kół i stowarzyszeń studenckich pierwszoroczniacy mają szansę zapoznać się z uczelnianą ofertą sportową, naukową i polityczną. Smutni i sfrustrowani przedstawiciele oksfordzkiej młodzieżówki Partii Pracy narzekali, że nikt nie odwiedza ich stoiska, z wściekłością patrząc na sąsiedni stolik Liberalnych Demokratów. Tam z kolei waliły tłumy, a przyciągała je przewodnicząca młodzieżówki, obiecując, że jeśli jej partia wygra wybory, doprowadzi do legalizacji marihuany na Wyspach. Ową przewodniczącą była Liz Truss, od ubiegłego tygodnia nowa szefowa Partii Konserwatywnej i trzecia kobieta w historii na stanowisku premiera Wielkiej Brytanii. Choć dzisiaj wszyscy widzą w niej uwspółcześnioną kopię Margaret Thatcher, zdecydowanie bardziej adekwatne byłoby zestawienie jej z Jamesem Stromem Thurmondem. Ten mało znany amerykański senator po raz pierwszy wybrany został do Kongresu w 1954 r. jako kandydat niezależny. Dwa lata później, już w trakcie kadencji, przeszedł do Partii Demokratycznej, z członkostwa w której zrezygnował

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Irlandzka noc jedności

Sinn Féin, partia wyklęta, przejmuje władzę w Irlandii Północnej. A może i na całej wyspie Jak na kraj niespełna pięciomilionowy Irlandia zawsze cechowała się wręcz nadprodukcją geniuszu literackiego. W jakiejkolwiek formie by się on manifestował, zawsze jednak zahaczał o politykę. Czy to w Joyce’owskim strumieniu świadomości, służącym do przedstawiania mieszczańskiego życia Dublina w monumentalnym „Ulissesie”, czy też w prostocie noblowskich wierszy Seamusa Heaneya. Ten drugi, choć dorobek zgromadził ogromny i wielowarstwowy, sporą część twórczości poświęcił życiu na wyspie w cieniu The Troubles – rozpoczętego w 1968 r. okresu realnej wojny cywilnej protestantów i katolików na północy kraju. W najbardziej znanym utworze z tego czasu, który Patrick Radden Keefe wykorzystał później w tytule głośnej książki o irlandzkim terroryzmie z tamtych lat, Heaney w ascetycznej niemal formie zawarł wszystko, czym Irlandia wtedy oddychała. Lęk, przemoc, konspiracja, bratobójstwo, milczenie wyrażone zostały w jednym zdaniu: Cokolwiek powiesz, nic nie mów. Partia wyklęta Dziś Irlandia – jedna i druga, również ta północna – w niewielkim stopniu przypomina tamte naznaczone śmiercią czasy. Inną twarz ma też irlandzka literatura, teraz popularna przede wszystkim dzięki Sally Rooney, autorce najgłośniejszej książki ostatnich lat, „Normalni ludzie”.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Fortuna odwraca się od konserwatystów

W wyborach samorządowych Brytyjczycy okazali nieufność wobec władzy, która łamie prawo i kłamie W majowych wyborach samorządowych na Wyspach do obsadzenia było w sumie ponad 6,8 tys. mandatów. Każda siedziba władz lokalnych w Szkocji, Walii i dzielnicach Londynu była do wzięcia; razem z pozostałymi częściami Anglii głosowano w 200 okręgach. W wielu ostatnie wybory odbyły się w 2017 i 2018 r., kiedy Wielka Brytania należała do Unii Europejskiej, premierem była Theresa May, a Partii Pracy przewodził Jeremy Corbyn. Krajobraz polityczny Wielkiej Brytanii przeszedł od tamtego czasu ogromne przeobrażenia, ale większość kwestii lokalnych pozostaje niezmieniona. Należą do nich terminy opróżniania pojemników na śmieci, stan parków i chodników, dostęp do szpitali i bibliotek. Tegoroczne wybory to jednocześnie werdykt dla czołowych postaci polityki – lidera konserwatystów, premiera Borisa Johnsona, i lidera Partii Pracy, sir Keira Starmera. Armagedonu nie było Komentatorzy przewidywali, że afera nazwana Partygate oraz kryzys wywołany rosnącymi kosztami utrzymania pogrążą partię rządzącą. Spodziewano się utraty przez nią nawet 800 mandatów radnych. Obawiano się również, że niedawne skandale w Westminsterze – zarówno łamanie reguł covidowych przez pracowników Downing Street, jak i afery obyczajowe przypisywane członkom Partii Konserwatywnej

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Wymiatanie spod dywanu

Kościół Anglii z 40 tys. skarg w sprawie molestowania złożonych w ciągu 30 lat tylko 13 uznał za warte dalszej uwagi W wieczór poprzedzający bierzmowanie Sue Cox została zgwałcona po raz pierwszy. Miała wtedy dziesięć lat. Przyjechała do klasztoru na letni obóz połączony z nauką katechizmu. Trzy lata później ten sam ksiądz zgwałcił Sue ponownie w jej własnej sypialni. Macocha poleciła dziewczynce modlić się za oprawcę i ofiarować cierpienie w jakiejś intencji. Sue usłyszała, że ksiądz ma „święte dłonie”. Dziś Sue mówi, że jest ateistką. Swoją historię zdołała opowiedzieć po ponad 40 latach. Jako nastolatka okaleczała się, ukrywając blizny pod ubraniami. Uciekła z domu, kiedy miała 17 lat. Weszła w związek przemocowy, zaczęła nadużywać alkoholu. W wieku 29 lat, będąc matką sześciorga dzieci, odstawiła używki i rozpoczęła bolesną drogę powrotu do normalności. Sue zeznawała przed niezależną komisją ds. przemocy seksualnej wobec dzieci w Anglii i Walii (IICSA). Gruba kreska Przesłuchania 725 świadków, analiza prawie 2,5 mln stron dokumentacji, publikacja 14 raportów – tak wygląda dotychczasowy bilans prac komisji. Bada ona liczne skargi na osobistości publiczne, w tym duchownych i polityków. Skargi te dotyczą

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Wywiady

Unia – statek w wielkich tarapatach

Jednego wyborcy nie są w stanie tolerować – traktowania ich jak głupków Prof. Jan Zielonka Czy Europa choruje na miałkich polityków? Co takiego się zdarzyło, że następcy nie dorównują poprzednikom? – Nic. Politycy zawsze byli tacy sami. Politycy, tak jak naukowcy czy dziennikarze, to zwykli ludzie, czasami z kompleksem wyższości, ale nie są ulepieni z innej gliny. Pamiętam, jak Helmut Kohl dochodził do władzy – uważano go za kompletną miernotę. Po Helmucie Schmidcie, Willym Brandcie, Ludwigu Erhardzie… Kto to był Helmut Kohl? A dzisiaj mówi się o nim jako o ojcu nowej Europy. A Margaret Thatcher? Jakaż na początku była prowincjonalna! Konserwatyści łapali się za głowę. Oczywiście są też politycy, którzy popadli w kompletne zapomnienie. Ale nie jest tak, że nasza rzeczywistość ma gorszych polityków. Pojąłem logikę Borisa Johnsona Theresa May, Boris Johnson, Nigel Farage? – Co do Theresy May to nie mam złudzeń, ona przejdzie do historii jako nieudany premier. Ale jeśli chodzi o Nigela Farage’a, byłbym ostrożny. To nie jest polityk z mojej bajki, ale czy w jakimś sensie Farage nie zmienił Wielkiej Brytanii czy nawet całej Europy? Tak samo ostrożny byłbym z Borisem Johnsonem. Spędziłem z nim dwa dni, kiedy był sekretarzem stanu. I pojąłem jego logikę. Johnson, z różnych powodów, zrozumiał –

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Jak pokonać Nigela Farage’a

Tylko Boris Johnson jako następca Theresy May ma szansę powalczyć z Partią Brexitu W piątek premier Wielkiej Brytanii Theresa May zrezygnowała ze stanowiska lidera Partii Konserwatywnej. Sprawami kraju będzie kierować do czasu wybrania nowego przywódcy torysów. Komentatorzy żegnają ją, pisząc o „najgorszej premier w historii”. Sondaże pokazują, że Brytyjczycy całkowicie stracili do niej zaufanie, a krytyki nie szczędzą jej także partyjni koledzy. Nie może to dziwić, bo Theresa May nie ma praktycznie żadnych argumentów na swoją obronę. A skalę problemów, które za sobą zostawia, dobrze pokazują najnowsze sondaże z Wysp. Te przynoszą sensacyjne wyniki. W sondażu pracowni Opinium, który przygotowano dla „Observera”, po raz pierwszy w historii badań jako partię, która wygrałaby wybory, wskazano Brexit Party Nigela Farage’a. Gdyby Brytyjczycy zagłosowali tak, jak zadeklarowali, jej posłowie dostaliby w parlamencie 306 miejsc. Konserwatyści, którzy rządzą Wielką Brytanią, mogliby liczyć na wygraną w zaledwie 26 okręgach. W procentach różnica nie jest tak duża, bo Brexit Party dostała 26% głosów, a torysi – 17%. Jednak większościowy system wyborczy, który dotąd raczej bronił status quo, wielu torysów może wysłać poza parlament. Laburzyści radzą sobie lepiej od torysów, ale także notują straty. Sondaż daje im 22%

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Aktualne Przebłyski

May z paciorkami

Uśmiechom i zachwytom nie było końca. Premier Theresa May potraktowała nas po wielkopańsku. Wzorem Trumpa wygłosiła tak lubianą przez Polaków formułkę: „Nigdy nie zapomnimy o waszych żołnierzach, o polskich pilotach, którzy broniąc naszego nieba…” itd. Szkoda, że May nie skorzystała z okazji. Bo mogła przeprosić i za wrzesień ’39, i za to, co Wielka Brytania zrobiła polskim żołnierzom. Za to, że po wojnie polscy generałowie byli w jej kraju portierami, stróżami i barmanami. A zwykli żołnierze nawet tego nie dostali. PiS już wstało z kolan i tego nie widzi. Na szczęście nie każdego Polaka można kupić za paciorki.

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.

Świat

Ciężki czerwiec pani May

Wybory w Wielkiej Brytanii przyniosły zawieszony parlament Dzień przed wyborami brytyjskie gazety głosiły: ostatnie sondaże pokazują, że torysi wygrają z największą przewagą od czasów Margaret Thatcher. Internet odpowiedział, żeby w to nie wierzyć i iść głosować. „Chodzi o to, żebyście pomyśleli, że Corbyn nie ma szans”, napisali admini popularnej strony Evolve Politics. Trochę później ludzie zaczęli wykupywać nakłady tabloidów wspierających torysów, wrzucać je do koszy na śmieci i podpalać. Zdjęcia tych ognisk wpuszczali do sieci, a jeden z nich napisał: „W ten sposób na nowo rozpalam brytyjskiego ducha”. Zaraz potem serwisy doniosły, że zdecydowana większość Brytyjczyków, którzy w dniu wyborów zajrzeli do bukmachera, postawiła na Jeremy’ego Corbyna. To naturalne, że po takiej wizycie poszli na niego zagłosować. Nie wszyscy, to jasne. Jednak zdecydowanie więcej, niż przewidywano na początku kampanii. Wystarczająco dużo, by ogłosić sukces Labour Party, i prawdopodobnie wystarczająco dużo, by w przewidywalnej perspektywie pozbawić Theresę May stanowiska. Taki jest skutek wyborów, które zostały rozpisane tylko po to, by wzmocnić mandat rządzącej partii. Warto przypomnieć, że kiedy decyzja została podjęta, pytano głównie, o ile zwiększy się konserwatywna większość w parlamencie. Jeszcze 20 maja Theresa May tweetowała: „Jeżeli stracę choćby sześć miejsc, to przegram wybory i Jeremy

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji „Przeglądu”, która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.