Tag "Zofia Nałkowska"

Powrót na stronę główną
Historia

Drugiego „cudu nad Wisłą” nie było

Powstanie warszawskie w dziennikach MOTTO: Zofia Nałkowska: Co ich pcha, że (…) idą w śmierć. I wloką za sobą całe to milionowe miasto, które „idzie z dymem” w powietrze. 1 sierpnia to dzień, w którym co roku władze państwowe i media – żyjące na co dzień bieżącymi wydarzeniami – przypominają sobie o historii. Ale pamiętać to jedno, a myśleć i wyciągać wnioski – drugie. Polityczno-medialny obraz powstania warszawskiego każe postrzegać tamte 63 dni jako jeden z najważniejszych momentów naszych dziejów. Co roku

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Światło i mrok

Chyba już po raz czwarty czytam „Dzienniki czasu wojny” Zofii Nałkowskiej, z takim zainteresowaniem, jakbym je czytał po raz pierwszy. Pisarka notowała swoje życie od wczesnej młodości do śmierci, ale lata wojny są chyba najciekawsze. Ten dziennik byłby jeszcze lepszy, gdyby się nie bała, że wpadnie on w ręce gestapo. Dlatego pomijała wiele tematów. Ale znakomicie opisuje Wrzesień ‘39, tułaczkę po Polsce; natomiast gdy jest już w Warszawie, unika opisów terroru hitlerowskiego, skupia się na wątku życia codziennego,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Kraj

Pająk

Alfred Łaszowski był przed wojną działaczem Obozu Narodowo-Radykalnego i krytykiem literackim, który współpracował z czasopismem „Prosto z mostu”. Podobno nawet uczestniczył w antyżydowskich pogromach. Napisał sensacyjną powieść o szefie warszawskiego gestapo, który wszedł w sieć powiązań z pewnym Polakiem. Okazuje się, że powieść nie jest czystą fikcją. W odnalezionych niedawno w archiwum Stasi aktach Alfreda Spilkera, szefa niemieckiego wywiadu, odpowiedzialnego za rozbicie wielu warszawskich struktur AK, Łaszowski wymieniany jest jako cenny agent gestapo. Ojciec znał

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Nie tylko Marzec

W poprzednim moim felietonie nie było słowa na temat żydowski, co uznałem za sukces. Teraz nie dam rady, również dlatego, że po dziennikach Zofii Nałkowskiej czytam dzienniki Marii Dąbrowskiej, jej koleżanki nie tylko po piórze. Ten dziennik, podobnie jak Nałkowskiej, niezwykły jest też rozpiętością lat, jakie obejmuje. Obie pisarki tworzyły dzienniki od wczesnej młodości aż do śmierci. Obie były do siebie jakoś podobne, równie utalentowane, a jednak bardzo odmienne. W Dąbrowskiej o wiele więcej jest jadu, ale dzięki niemu

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.

Felietony Tomasz Jastrun

Kto bardziej umęczony

Na początku okupacji Zofia Nałkowska notuje w dzienniku: „Człowiek trzeźwy, czy choćby rozsądny, od razu jest złym Polakiem. (…) Gdy ci, co dotąd rządzili, skompromitowali się bezpowrotnie, wystarczy parę tysięcy zorganizowanych ludzi, by wziąć w ręce władzę, znieść demokrację i zrobić z Polski państwo totalistyczne (…)”. Czy to nie aktualne? Nałkowska była niezwykle krytyczna wobec sanacji, a na endecję miała uczulenie, jak zresztą niemal cała polska inteligencja. Podobnie dzieje się teraz, przecież PiS to neoendecja. Do wczoraj

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.