Tajne plany Sztabu Generalnego – rozmowa z gen. dyw. Franciszkiem Puchałą
Podobnie jak inni w Układzie Warszawskim i w NATO nie planowaliśmy wojny, ale wymuszony w niej udział Służył pan w Sztabie Generalnym ponad 20 lat. Teraz napisał pan książkę* o jego sekretach. – Tu dopiero zdobywało się wiedzę i umiejętności, których nie można było zdobyć w pułku czy dywizji. Chociaż wiedza i nawyki tam nabyte były bardzo przydatne w Sztabie Generalnym. Było też odwrotnie – oficerowie po praktyce w SG WP bardzo dobrze radzili sobie „w linii”. Dlaczego? – Chociażby dlatego, że pułk był podstawową jednostką organizacyjną, w której widać było autentyczne, codzienne życie wojska. Jednak tu przychodził rozkaz, co zrobić, jak zrobić, ile na to jest środków… W dywizji, a nawet w okręgu wojskowym – podobnie. W Sztabie Generalnym zaś dostawało się problemy do rozwiązania. Wymagało to znacznego doświadczenia i wysiłku intelektualnego. Procesy decyzyjne były tu wielostronnie uwarunkowane – Sejm, Rada Państwa, rząd, Komitet Obrony Kraju, Sztab Zjednoczonych Sił Zbrojnych UW, polityka obronna, polityka zagraniczna, gospodarka narodowa, budżet, nauka itp. No i praca w zespołach. Tu nie było miejsca na indywidualne popisy. Dlaczego nie wybuchła wojna jądrowa W planach przyszłej wojny Sztab Generalny zakładał, że będzie to wojna jądrowa, że to nieuniknione. – Trzeba to traktować jako proces podlegający zmianom pod wpływem różnych czynników, m.in. rozwoju naukowo-technicznego i sztuki wojennej. Znany jest wariant, w którym wojna miała się rozpoczynać bez użycia broni jądrowej, dopiero po jakimś czasie, w określonej sytuacji mogła ona być użyta. Jednak rozpatrywano też wariant jej zastosowania od samego początku działań wojennych. Wierzyliście, że tak będzie? – Nie bardzo. Wielcy tego świata, jak często nazywano mocarstwa atomowe, zdawali sobie sprawę z tego, że w takiej wojnie nie będzie wygranych. Ważne było, żeby uderzyć jako pierwszy? Bo liczyło się każde pięć minut. – Przy istniejących potencjałach i technologiach nie było ważne, kto pierwszy odpali. Zna pan zapewne pojęcie „martwej ręki”? Kto odpaliłby pierwszy, też by zginął, chociaż jako drugi. Rakiety by się minęły i osiągnęły wyznaczone im cele. O scenariuszu, w którym wygrywa uderzający jako pierwszy, można było mówić wtedy, gdy tylko Amerykanie mieli bombę i tylko oni mieli środki, czyli samoloty strategiczne, by przenieść ją na terytorium przeciwnika. Początkowo było ich jednak zbyt mało. A ZSRR? Kiedy Korolowa wypuszczono z łagru i wziął się do konstruowania rakiet, kiedy w 1954 r. pojawiły się dane, że ZSRR też ma broń jądrową, a w 1957 r. wystrzelono tam pierwszy sputnik, rozpoczęła się era „równowagi strachu”. Gdyby jej nie było, gdyby którakolwiek strona nie obawiała się takiej wojny i jej skutków, nie siadano by co rusz do stołu rokowań na temat ograniczenia broni jądrowej, a zwłaszcza strategicznej. Któraś by odpaliła… – Wcale tak nie twierdzę. Mamy natomiast przykłady funkcjonowania tej równowagi. Chociażby kryzys berliński – czołgi amerykańskie i radzieckie stały naprzeciw siebie, a jednak się rozeszły. Kuba, 1962 r. Po ostrym proteście USA ZSRR nie zainstalował rakiet na wyspie. Trzeba było siadać do stołu rokowań. No i Chruszczow rakiety wycofał. Ale również amerykańskie wycofano z Turcji. Z wielu źródeł wynika, że i w Stanach Zjednoczonych, i w Związku Radzieckim zdawano sobie sprawę, że wojna jądrowa nie miałaby sensu. Wy również? – Tak, mieliśmy duże wątpliwości. Ale ją planowaliście. – To pewne nadużycie. Bo niby z kim i czym taką wojnę miała Polska prowadzić, a do tego wygrać? Takie plany mogły snuć tylko mocarstwa atomowe. Podobnie jak inni w UW i w NATO nie planowaliśmy wojny, ale wymuszony w niej udział. A co ważniejsze, opracowywano koncepcje i ćwiczono likwidację skutków uderzeń jądrowych nie tylko na wojska, ale i na terytorium naszego kraju. To tylko studenci opowiadali dowcipy o nakrywaniu się białym prześcieradłem i czołganiu do najbliższego cmentarza! Sztaby jednostek wojskowych, a już na pewno Sztab Generalny, nie zajmowały się planowaniem zbierania jagód czy grzybów – to nie była „nasza wojna”. Na mapach i poligonach ćwiczyliśmy zarówno działania z użyciem broni jądrowej, jak i różne sposoby zachowań po jej użyciu przez przeciwnika. Organizowało się likwidację skutków uderzeń jądrowych i odtwarzanie tzw. zdolności bojowej wojsk po takich uderzeniach. A co to znaczyło? – Fala uderzeniowa, promieniowanie świetlne zabijają lub ranią, ale promieniowanie przenikliwe działa stopniowo. Zakładaliśmy więc znaczne









