Tamtego roku zima znów była zimą

Tamtego roku zima znów była zimą

Fot. Shutterstock

Wieś nie jest idealna, a raj na ziemi nie istnieje. Nie ma tu też żadnej magii. Jest zwyczajne życie

Nastał najbardziej ponury moment w roku. Zmierzch zapadał już około trzeciej po południu. Kiedy kończyłam pracę, było już zupełnie ciemno. Psa wyprowadzałam na drogę tylko do miejsca, do którego docierało wątłe światło trzech latarni stojących przy szosie wiodącej ze wsi do wsi. Poza kręgiem ich światła ciemność gęsta i zupełnie nieprzenikniona, chociaż przez śnieg raczej szara niż czarna, sprawiała, że nawet pies, który może zastąpić patrzenie węszeniem i słuchaniem, nie miał odwagi, by tę granicę światła i ciemności przekroczyć. Ciągnął do domu, jakby wyczuwał, że w tej welurowej szarości czai się coś niebezpiecznego. Wolałam zaufać jego instynktowi. Chowaliśmy się szybko w cieple, chronieni bezpiecznymi ścianami. Tymczasem na zewnątrz też toczyło się życie.

Obfity śnieg i mrozy to ciężki czas dla naszych sąsiadów. Ale to też moment, w którym te dwa światy bardzo się do siebie zbliżają. Codzienne karmienie przywiązuje ptaki do miejsca i zachęca do regularnych odwiedzin w naszym sadzie. W krótkim czasie doczekaliśmy się wiernego skrzydlatego stadka korzystającego z obfitej stołówki. Na orzechy przylatują dzięcioły i sójki. Kalinę i berberys podjadają kwiczoły. Do karmników sypiemy ziarno, którym zajadają się mazurki, zięby, jery, dzwońce, grubodzioby i cała masa innych skrzydlatych stworków, które z kolei stają się pożywieniem dla drapoli. Na sikorki wpada do nas para krogulców. Pod ręką zawsze trzymam lornetkę, żebym mogła przyjrzeć się z bliska np. takiej scenie: Stanisława siedzi pod świerkiem i oskubuje. Niestety nie widzę, co złapała. Jest za daleko, schowana pod świerkiem, a zapada już zmrok. Widoczność słabnie, zacierają się kontrasty. Ale najpewniej pożera mazurka albo sikorę.

Sypaliśmy słonecznik i kukurydzę, a ptaków przylatywało coraz więcej. I nagle poszczególne ptaszydła postanowiły mi się przedstawić. Myszołów, bujający się jak sierota na gałęzi zbyt wiotkiej jak na jego ciężar, okazał się Zbyniem. Dzięcioł – Janem, krogulec – Stanisławą. Oczywiście mogłam się mylić, może była Stanisławem, ale nie miałam porównania, bo wspólnie zajrzeli do nas chyba tylko raz. A i tak wiadomo, że nie usiądą spokojnie jedno koło drugiego, żeby dać się zmierzyć. Strasznie ruchliwe są te krogulce. Wpadają do sadu nagle, nie wiadomo skąd, i nurkują w żywopłot. Gęste gałęzie nie stanowią dla nich żadnego problemu. Śmigają tak, że wzrok nie nadąża z uchwyceniem ich błyskawicznych ruchów.

Pewnego dnia pod wieczór mokry i ciężki śnieg przykrył błocko, w które zdążył się właśnie zamienić śnieg sprzed kilku dni. Zrobiło się ładniej, jaśniej, ale ptakom jeszcze ciężej. Nie nadążaliśmy z sypaniem

Fragmenty książki Doroty Filipiak Bug z tobą. Historie o życiu i śmierci na wsi podbużańskiego Podlasia, Paśny Buriat, Suwałki 2024

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 03/2025, 2025

Kategorie: Obserwacje