Afera podsłuchowa – kto kierował Markiem Falentą, kto ma nagrania, kto ich użyje Afera taśmowa, zwana waitergate, miała być, jak obiecywał swego czasu Donald Tusk, wyjaśniona do końca wakacji 2014 r. Teraz prokurator generalny Andrzej Seremet mówi, że chciałby ją zamknąć w czerwcu 2015 r., czyli rok po rozpoczęciu śledztwa. Tak, by móc przesłać do sądu akt oskarżenia. I zaraz się zastrzega: „Z tego, co możemy zaobserwować, istnieje gdzieś tam, w przestrzeni informatycznej, jakiś zestaw informacji, najprawdopodobniej także nagrań, który przez ludzi, o których częściowo wiemy, a częściowo pozostają oni jeszcze niezidentyfikowani, jest wykorzystywany co jakiś czas – mówił w radiu TOK FM. – Może pojawią się jakieś inne nagrania. Tego nie możemy całkowicie wykluczyć”. Co to oznacza? Ni mniej, ni więcej, tylko to, że po wielu miesiącach śledztwa prokuratura ma rozeznanie zaledwie we fragmencie sprawy. Co wie prokuratura? Prokuratorzy znają już mechanizm zakładania podsłuchów. Wiadomo, że robili to kelnerzy Łukasz N. i Konrad L. na polecenie biznesmena Marka Falenty. Działali dla pieniędzy. W sumie otrzymali ok. 120 tys. zł. Sprzęt podsłuchowy instalowali tuż przed spotkaniem, więc sale, w których umawiali się biznesmeni i politycy, teoretycznie były czyste. Pendrive’y ukrywano w różnych miejscach, także w pilocie przywołującym kelnerów. Rozmowa wyglądała wtedy tak: „Panie ministrze, wszystko czyste, sprawdzone. Zamykamy? A jakbyście panowie chcieli wołać kelnera, to tu jest pilot, proszę go wcisnąć”. I w tym pilocie była pluskwa. Prokuratorzy wiedzą też, kto był podsłuchiwany. A to dlatego, że kelnerzy prowadzili dokładną dokumentację. Każdą rozmowę przesłuchiwali, nagrywali na komputer i sporządzali krótką notatkę – podając w niej nazwiska rozmówców i poruszane tematy. Prokuratura ma ten notes i zeznania kelnerów. Wiadomo więc, że nagrano ponad 70 rozmów. Wiadomo, kogo nagrano – polityków PO i PSL, a także Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego oraz prezesów spółek giełdowych, zarówno państwowych, jak i prywatnych. Wiadomo też, o czym nagrywani rozmawiali. I na tym koniec. Bo samych nagrań prokuratura ma tylko 20. Gdy afera wybuchła, w czerwcu 2014 r., kelnerzy zniszczyli pendrive’y, laptopy i twarde dyski, na których przechowywali nagrane rozmowy. Zniszczyli je mechanicznie, a potem wyrzucili na śmietnik bądź utopili w Wiśle. Prokuratura ten sprzęt odzyskała, ale jej specjaliści nie są w stanie odtworzyć nagrań. Taka przynajmniej jest oficjalna wersja. Prokuratura dysponuje zatem 20 nagraniami. Sześć pochodzi z redakcji „Wprost”, 11 przesłało Centralne Biuro Antykorupcyjne, twierdząc, że zdobyło je „operacyjnie”, trzy odtworzono z wyrzuconego sprzętu. Czyli opinia publiczna nie poznała 14 rozmów, których zapisy są w posiadaniu prokuratury. Ale to nie znaczy, że nie ujrzą one światła dziennego, podobnie jak pozostałe… Tajemnice Marka F. Wiemy, że Marek Falenta wyposażył kelnerów w dość nowoczesny sprzęt, nauczył ich obsługiwania go oraz archiwizowania nagrań. Wiemy też, że odbierał je od kelnerów. A co działo się dalej? Kelnerzy zeznali w prokuraturze, że słyszeli od niego, że „mając informacje, można dokonywać dili ze służbami”. Rzeczywiście tych „dili” dokonywał. Jak podały media, Falenta był współpracownikiem wrocławskiej delegatury CBA. Służył tamtejszym oficerom informacjami, także uzyskanymi z podsłuchów. On sam twierdzi, że informował CBA o swoich podejrzeniach z obywatelskiego obowiązku – mniej więcej na to samo wychodzi, w CBA był traktowany jako osobowe źródło informacji (OŹI) pod kryptonimem „Prefekt”. W tym momencie sprawa staje się dziwna – otóż według mediów, oficerowie CBA, którzy rozmawiali z Falentą, nie wiedzieli, że te informacje pochodzą z podsłuchu. W dodatku o tej współpracy nie wiedziała centrala w Warszawie. Czy to możliwe? „Mogło tak się zdarzyć, ale jest to bardzo mało prawdopodobne – oceniają ludzie ze służb, z którymi rozmawialiśmy. – Oficer zawsze interesuje się, skąd agent ma informacje. Choćby po to, żeby ocenić ich przydatność, ewentualnie lepiej wykorzystać źródło”. Zdaniem naszych rozmówców, w CBA w notatkach z rozmów z Falentą muszą być informacje na temat źródeł jego wiedzy. A to oznacza, że CBA wiedziało o nagraniach, czyli także o miejscu, w którym ich dokonywano. Nawiasem mówiąc, przynajmniej część była dla tej instytucji bardzo interesująca i przydatna… Nasi rozmówcy wątpią również w wersję, że wiedza Falenty pozostawała we Wrocławiu, że żadne informacje nie trafiały do Warszawy. Wyjaśnienie tej sprawy jest









