W opolskich wsiach prawie nie ma mężczyzn. Wyjechali za robotą na Zachód Wygaszone okna, pustka na ulicach, czasem tylko gdzieś zaszczeka pies. W śląskich wioskach wieczorami słychać jedynie ciszę. Mężczyźni w sile wieku wyjechali pracować w Niemczech i Holandii, a kobiety wcześnie kładą spać dzieci i nie otworzą drzwi obcemu, nawet gdyby wzywał pomocy. Emeryci tym bardziej. Udają, że nie ma ich w domu. Są powody do strachu. Ostatnio w Kosorowicach noc w noc złodzieje plądrują posesje, jakby wyznaczyli sobie marszrutę według zamożności mieszkańców, a policja jakoś zawsze przyjeżdża za późno. – Z głodu, panie, ludzie teraz kradną – dowodzi Ernest Grzesik, sołtys Kadłuba Turawskiego, gdzie według meldunków powinno mieszkać 700 osób, a faktycznie jest ich niespełna 500, z czego połowa pracuje na Zachodzie. Brakujące dwie setki osiadły tam już dawno i nawet nie chciało im się zdać w gminie dowodów osobistych. – Jak człowiek głodny, a do Niemców nie jedzie, bo nie ma obywatelstwa, to chapie, co mu w ręce wpadnie – przekonuje sołtys. – Bo co ma zrobić? Powiesić się? Raz do roku śląskie wioski jaśnieją jednak niezwykłym blaskiem. Przed Bożym Narodzeniem przyozdabia się domy tysiącami światełek, w oknach pulsują kolorowe gwiazdy, w ogródkach rozbłyskują oplecione żarówkami drzewka. Iluminacja trwa do Trzech Króli. To zwyczaj zapożyczony z zachodniej Europy. Ale pulsujące gwiazdy nie wpływają kojąco na żal i złość kobiet, które oczekują na przyjazd mężów z arbajtu. Pomstują więc na wójta, wojewodę i polski rząd za to swoje czekanie. Bo gdyby robota była na miejscu, mówią, to chłop siedziałby w domu. A tak one muszą same zajmować się obejściem i wychowaniem dzieci. – Co z tych naszych szkrabów wyrośnie? – pytają i dobrze znają odpowiedź: ich dzieci już teraz zachowują się tak, jakby pochodziły z niepełnych rodzin. Nie może być inaczej, skoro widują ojców od święta. Miłość w zaniku – Mój mąż wyjechał do pracy następnego dnia po naszym ślubie i tak to już trwa siódmy rok – opowiada Sylwia z Kadłuba Turawskiego, a sołtys Grzesik radzi, żeby nie wypytywać tych kobiet o nazwiska i broń Boże nie namawiać do zdjęcia, bo one naprawdę się boją. Do domu Sylwii włamywano się już dwa razy. Wczoraj w nocy znów pies ujadał na podwórzu, bo ktoś obcy kręcił się za płotem. – Niech pan schowa ten aparat – oburza się kobieta – bo następnych gości mi pan podeśle. Jak tylko ktoś się dowie, że nasze chłopy zarabiają w euro, od razu inaczej z nami rozmawia. – Lekarze na przykład zmieniają się w jednej chwili – wtrąca jej sąsiadka Teresa, której mąż przebywa poza domem od 12 lat. – Nasza córka miała bardzo poważną operację. Kiedy chirurg dowiedział się, że utrzymujemy się z twardej waluty, od razu wymienił konkretną cenę za zdrowie mojego dziecka. Mąż Łucji pracuje w Niemczech zaledwie cztery lata, ale już zdążył wylecieć na bruk. Przyjechał do Polski na komunię chrześniaka i przedłużył pobyt o jeden dzień. Gdy wrócił na budowę pod Düsseldorfem, usłyszał, że już go nie potrzebują. Zatrudnił się u Niemca ze Śląska i teraz ma dobrze. Bo właśnie tacy Niemcy są najlepszymi pracodawcami. Czują swojego. I można się z nimi rozmówić w zrozumiałym języku. Kobiety z Kadłuba mówią o swoich rodzinach: gorzej być nie może, ale tę cenę trzeba płacić, żeby jako tako żyć. Tu chłop dostałby na rękę 700 zł, o których i tak może tylko pomarzyć, bo pracy w okolicy nie ma. Stamtąd przywozi miesięcznie przynajmniej 1000 euro. – W tym całym ambarasie najbardziej nieszczęśliwe są dzieci – mówi Teresa. – Najpierw płaczą, czekając na ojca, a ten ledwo przyjedzie, zje obiad, wyśpi się i już wyjeżdża. Nie ma czasu nawet pogadać dłużej. No to znowu płaczą, aż do następnego przyjazdu. Dobrze, że przynajmniej mężowie telefonują. Kupują u Turków takie karty do automatów, które pozwalają dłużej rozmawiać. – Wiadomo – uśmiecha się Łucja – jak dzwoni codziennie, to chyba jeszcze kocha i pewnie obce baby mu nie w głowie. – Ty się ino miarkuj – wtrąca Teresa – moja teściowa przywiozła z Niemiec ichniejszą gazetę, a tam pełno ogłoszeń Polek, które są gotowe na wszystko! Tego kobiety z opuszczonych przez mężczyzn śląskich
Tagi:
Jan Płaskoń









