Polska scena polityczna rządzi się logiką spektaklu: jest główny bohater, zdrada i zemsta. Tylko ofiary są prawdziwe Dr hab. Ewa Marciniak – politolożka, autorka publikacji naukowych na temat m.in. komunikacji politycznej, specjalistka w dziedzinie marketingu politycznego, psychologicznych aspektów komunikacji społecznej i zachowań politycznych, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Tydzień temu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz został śmiertelnie pchnięty nożem. Zabójstwo popełnione przez niezrównoważonego człowieka czy skutek politycznej mowy nienawiści? – Ogólne nastroje w społeczeństwie nie są wolne od wpływu języka debaty publicznej, bo on służy jako katalizator różnych zachowań. Z drugiej strony zrównoważony język polityki wcale nie gwarantuje ochrony przed negatywnymi zachowaniami. Badania pokazują, że tzw. mowa nienawiści – np. publiczne używanie szyderstw czy obraźliwych słów – sprzyja aktom przemocy. Trzeba jednak pamiętać, że język stanowi ich kontekst, ale nie bezpośrednią przyczynę, to trzeba rozróżnić. Myślę, że zdarzenie z Gdańska należy interpretować w kontekście silnej polaryzacji, z którą mamy do czynienia w Polsce. Ofiara nie była przypadkowa, na co przecież wskazał sam sprawca. Oczywiście nie był on wystarczająco poinformowany, żeby wiedzieć np., że jego ofiara nie startowała w wyborach samorządowych z list PO. Wystarczyła powierzchowna wiedza, żeby uruchomić mechanizm. Jakkolwiek będziemy się starać, nie uciekniemy tu od kontekstu polityki. Zresztą politycy wszystkich opcji łagodzą teraz swój język, nawołując do empatii i do wyciągnięcia wniosków. Co charakterystyczne, mało kto bije się dzisiaj we własne piersi, wskazując raczej tę drugą stronę jako odpowiedzialną. Czy minimalizowanie swojej odpowiedzialności i podkreślanie win przeciwnika nie wpisuje się czasem w tę polaryzację, do której porzucenia się nawołuje? – Oczywiście, wpisuje się. I to apelowanie o empatię i rachunek sumienia, ale tylko do drugiej strony, ma de facto charakter wrogi. Jeśli za jakąś sytuację wini się wyłącznie drugą stronę, ta siłą rzeczy będzie za wszelką cenę bronić swojej pozycji i swoich racji, uciekając się często do identycznych metod. Tym samym konflikt będzie eskalował. Przemoc rodzi przemoc. – Ten, kto na werbalną agresję reaguje np. serdecznością, jest uważany za frajera, kogoś, kto nie umie bronić własnych racji. Tak myślą wyborcy: skoro nasz przedstawiciel nie potrafi konsekwentnie stawiać na swoim, jak będzie bronił naszych interesów? Dlatego w polityce wygrywa wyrazistość, nieustępliwość, nazywana często konsekwencją. Ale czy ktoś, kto jest głuchy na argumenty przeciwników i zupełnie wyklucza zmianę stanowiska, nie jest po prostu fanatykiem? Czy pod hasłem wyrazistości nie sprzedaje się radykalizmu? – Granica jest płynna, a czasem rzeczywiście zależy wyłącznie od nazewnictwa. Proszę zwrócić uwagę, że większość Polaków lubi postacie „wyraziste”, ale też większość Polaków nie lubi radykałów. Ta sama wypowiedź może być odebrana jako wyrazista przez zwolenników jej autora i jako radykalna przez jego przeciwników. Kompromis w polityce jest uznawany za stratę. Polityk mało „wyrazisty” zmniejsza swoje szanse na reelekcję. Na szczęście są wyborcy, którzy rozumieją, że polityka powinna być płaszczyzną kompromisu, a nie wyłącznie walki. Jednak większość nie odróżnia sporu politycznego od wrogości. O ile jest normalne, że mamy różne poglądy i o nich dyskutujemy, o tyle przejawy wrogości należy piętnować. Tymczasem na polskiej scenie politycznej coraz częściej kończy się na wyzwiskach, oszczerstwach i inwektywach. Z drugiej strony oszczerstwa i inwektywy gwarantują silne emocje – jest spektakl. W merytorycznym sporze politycznym nie ma tymczasem nic widowiskowego. Może więc wszyscy tak naprawdę liczymy na to, że będzie ostro? – To prawda, że przeciętny wyborca karmi się emocjami i tych emocji oczekuje. A to dlatego, że ogląd polityki poprzez emocje jest o wiele łatwiejszy niż odbieranie jej przez rozum. Ten drugi sposób uczestnictwa w polityce wymaga przecież wiedzy, rzeczowych argumentów czy chociażby poświęcenia czasu na doczytanie. Z kolei wytworzenie w sobie zachwytu, euforii, oburzenia czy wrogości nie wymaga żadnych dodatkowych nakładów. Poza tym jest ciekawie: zemsta, zdrada, ofiara, przeszkody, cierpienie. Trochę jak w brazylijskiej telenoweli. – Debata publiczna w Polsce rządzi się logiką spektaklu ze wszystkimi tego konsekwencjami: mamy głównego bohatera, antybohatera, nagłe zwroty akcji, dobrych i złych. Przy czym określenia dobry i zły są definiowane przez pryzmat sympatii partyjnych. I to przyciąga – wystarczy popatrzeć na programy publicystyczne, które w większości









