Telefon do Wałęsy

Telefon do Wałęsy

Kulisy negocjacji, które doprowadziły do Okrągłego Stołu 15 lat temu oczy świata zwrócone były na Polskę, jednak nie ze względu na strajki czy demonstracje, jak było to w zwyczaju, lecz na zgoła coś odmiennego. 6 lutego w Pałacu Namiestnikowskim w Warszawie zebrali się przedstawiciele wszystkich liczących się sił, aby zbudować nowy ład. Obok przedstawicieli PZPR i OPZZ, ugrupowań sojuszniczych, znaleźli się tam ludzie „Solidarności” i księża katoliccy. Odsunięto na bok krzywdy i uprzedzenia. Postanowiono rozmawiać, a nie walczyć. Jak to się stało, że w kraju, w którym najlepiej wychodziły strajki i demonstracje, postanowiono zmienić „tradycję”. Początków należy szukać w połowie lat 80. Opozycja słabła, nieliczne strajki i demonstracje kończyły się niepowodzeniem. Dawni działacze „Solidarności” byli zniechęceni i wątpili w powodzenie swoich działań. Z drugiej strony, wielu liberalnych działaczy partyjnych dochodziło do wniosku, że kryzys gospodarczy i stagnacja prowadzą donikąd. Szumnie zapowiadane próby ratowania gospodarki spełzły na niczym, rosła inflacja, kłopoty zaopatrzeniowe stały się chlebem codziennym. Pierwszym krokiem była amnestia dla więźniów politycznych ogłoszona w lipcu 1986 r. Było to spełnienie podstawowego postulatu opozycji. Jednakże następne lata nie przyniosły zmiany sytuacji. Wreszcie nadszedł rok 1988. W Związku Radzieckim pierestrojka Gorbaczowa nabierała tempa. W Polsce natomiast pojawiały się coraz wyraźniejsze symptomy kryzysu gospodarczego. Dla budżetu coraz większym obciążeniem były ogromne dotacje dla najsłabszych przedsiębiorstw, podtrzymujące ich działanie mimo nierentowności i nieefektywności. Gospodarka nie radziła sobie także z obsługą zadłużenia, które wysysało znaczną część dochodu narodowego. Pomimo wysiłków państwo nie było w stanie wywiązać się z zobowiązań płatniczych. Rozmowy z Międzynarodowym Funduszem Walutowym i Bankiem Światowym znalazły się w impasie. W przeprowadzonych na przełomie kwietnia i maja badaniach socjologicznych wśród robotników aż 85% ankietowanych oceniło sytuację w kraju jako złą i bez wielkich perspektyw na poprawę, mniej więcej tyle samo osób uznało, że w najbliższym czasie ich warunki życia pogorszą się. Takie nastroje społeczne zwiastowały bliski wybuch. Nastąpił on na przełomie kwietnia i maja. Wszystko zaczęło się dość niewinnie. W kwietniu w dość niejasnych okolicznościach warszawskie MPK, jako jedyne w kraju, dostało podwyżkę pensji. Wieść rozeszła się szybko po kraju i na skutki tego ruchu nie trzeba było długo czekać. 24 kwietnia autobusy zablokowały bramę wyjazdową Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Bydgoszczy, a pracownicy pierwszej zmiany ogłosili strajk, żądając od dyrekcji podwyżki płac. Po kilkugodzinnym zamieszaniu na czele strajku stanęła zakładowa organizacja związkowa, należąca zresztą do OPZZ. Wieczorem zawarto porozumienie i wicewojewoda bydgoski zgodził się na podwyżkę płac. Strajk miał charakter ekonomiczny, prawie od początku był prowadzony przez oficjalny Związek Zawodowy Pracowników WPK w Bydgoszczy i stanowił spore zaskoczenie dla „Solidarności”. Jak miało jednak się okazać, ten z pozoru błahy epizod dał początek dramatycznym wydarzeniom. 26 kwietnia zastrajkowała Huta im. Lenina, a 2 maja Stocznia Gdańska i kilka następnych zakładów pracy. W tym przypadku robotnicy żądali nie tylko podwyżki płac, ale także reaktywowania „Solidarności”. Jak się wydaję, władza spanikowała – zamiast pozwolić na powolne negocjacje i wygasanie strajków, zdecydowała się użyć siły. Strajki zostały zdławione, lecz władza nabrała przekonania, że jest to droga donikąd. 13 czerwca 1988 r. gen. Jaruzelski na posiedzeniu Plenum KC PZPR wystosował znamienne zaproszenie. Powiedział m.in.: „Wobec środowisk i grup zainteresowanych stowarzyszeniową formą pluralizmu w PRL występujemy z ofertą podjęcia rzeczowej dyskusji nad kształtem konkretnych rozwiązań. Uważamy za celowe spotkanie przy „okrągłym stole” reprezentantów szerokiej gamy istniejących i inicjowanych stowarzyszeń”. Po raz pierwszy padło sformułowanie „okrągły stół”. Zaproszenie do rozmów wywołało konsternację opozycji, ale dopiero po kilku miesiącach, w obliczu kolejnych, sierpniowych strajków doszło do pierwszych rozmów. Andrzej Stelmachowski tak relacjonował te negocjacje: „Zatelefonowałem do sekretariatu sekretarza Czyrka. Odpowiedź była: „Szefa nie ma”. Za parę godzin zadzwoniłem po raz drugi: „Szefa nie ma”. Nie wiedziałem, czy nie ma go rzeczywiście, czy też dlatego, że nie chce rozmawiać. Powiedzieliśmy sobie: do trzech razy sztuka i zadzwoniliśmy jeszcze raz. „Szefa nie ma”. Poprosiłem, żeby powiedzieć, że dzwonił

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 05/2004, 2004

Kategorie: Historia