Następnym krokiem będzie wyprowadzenie poza TVP SA majątku i produkcji, a w końcu faktyczna jej likwidacja Przyglądając się temu, co w ciągu ostatnich kilku miesięcy zdarzyło się w Telewizji Polskiej, doszedłem do wniosku, że potrzebne są bardzo konkretne działania. Dlatego złożyłem projekt zmian w statucie TVP SA, precyzyjnie regulujący zasady powoływania, odwoływania i zawieszania członków zarządu, przywracający prawny ład i dający solidne podstawy działania statutowym organom spółki, gwarantujący, że idee pluralistycznej publicznej telewizji faktycznie wypełniającej swoją misje wobec Polaków będą miały szanse na realizację. Dlaczego? Bo kończąc moją kadencję w Krajowej Radzie Radiofonii i Telewizji, nie zamierzam zostać grabarzem Telewizji Polskiej. Chaos, bezprawie, utrata zaufania i widzów. Taki jest po dziewięciu miesiącach bilans „nowego otwarcia” w publicznej telewizji. Następnym krokiem będzie wyprowadzenie poza TVP SA majątku i produkcji, a w końcu faktyczna likwidacja „niepotrzebnej” już, nieefektywnej, nudnej telewizji publicznej. Elegancko będzie się to nazywało prywatyzacją. Mówi się, że właśnie do tego mogą prowadzić działania zarówno rady nadzorczej, jak i Zarządu TVP SA. Na pozór nieskoordynowane i przypadkowe, układają się w logiczną i zdumiewającą całość. Nowe otwarcie opierało się na szlachetnej i… naiwnej wierze, że wszystkim środowiskom politycznym i biznesowym funkcjonującym na rynku mediów zależy na rozwoju i silnej pozycji publicznego nadawcy, rzetelnym wypełnianiu przez Telewizję Polską misji wobec Polaków. Dostarczając pełnej, obiektywnej wiedzy o świecie i zachodzących w nim zmianach, publiczna telewizja służy nie jednej określonej grupie interesów, ale kształtowaniu społeczeństwa obywatelskiego i demokracji. Jest pluralistyczna i obiektywna. Tak miało być na początku otwarcia. Zamykanie otwarcia Konsensus miał gwarantować pluralistyczny, wyłoniony w drodze konkursu pięcioosobowy Zarząd TVP. Tymczasem z konkursu zrezygnowano, by na czele telewizji postawić Jana Dworaka – czynnego członka Platformy Obywatelskiej, jednego z tuzów środowiska producentów prywatnych, którzy mają interesy nie zawsze zbieżne z potrzebami publicznego nadawcy. Oczywistym i najprostszym zadaniem nałożonym przez radę nadzorczą na zarząd było opracowanie przejrzystej strategii rozwoju TVP. Jednak przez całe miesiące zarząd nie zajął się pracami nad taką strategią. Rozpoczęła się za to bezpardonowa wojna z członkiem zarządu do spraw programowych, Ryszardem Pacławskim. Dziennikarze, związki zawodowe, tzw. opiniotwórcze środowiska donosiły o konflikcie wewnątrz zarządu, rzekomym torpedowaniu przez Pacławskiego zmian w telewizji publicznej i „konserwowaniu” starego układu. Przeczyły temu fakty – zgodnie podejmowane przez zarząd uchwały, rozpisanie konkursów na najważniejsze stanowiska w spółce. Zresztą wyłącznie w pionie programowym. W marketingu i reklamie członek zarządu, Piotr Gaweł, takimi „detalami” jak konkursy się nie przejmował. Do telewizji ściągnięto jego dawnych pracowników i współpracowników, hojnie ich wynagradzając. Taka polityka kadrowa miała swój sens. Czy bowiem przypadkiem było zatrudnienie córki członka rady nadzorczej, który głosował później zgodnie z intencjami jej pracodawcy? Niektórzy członkowie rady nadzorczej nie kryli tego, że swoje stanowiska traktują jako odskocznię do dalszej telewizyjnej kariery i korzystania z pieniędzy publicznej telewizji. Szef rady nadzorczej, Marek Ostrowski, nie bacząc na przepisy prawa i dobry obyczaj, już nie dla rodziny, ale dla siebie znalazł posadę wicedyrektora TVP 3 Regionalnej. Maszynka do głosowania Bezterminowe zawieszenie członka Zarządu TVP SA z punktu widzenia kodeksów pracy i handlowego, a przede wszystkim logiki jest kuriozalne. Szczególnie kiedy wszystko wskazuje na to, że decyzja została podjęta z udziałem osoby do tego nieuprawnionej. Obejmując stanowisko wicedyrektora TVP 3 Regionalnej, przewodniczący rady nadzorczej spółki faktycznie pozbawił się bowiem prawa wykonywania mandatu. Niejasne, nieprecyzyjne i niemające podstaw są podane przez radę nadzorczą powody jej decyzji. Nazbyt czytelne są za to skutki. Czteroosobowy zarząd stał się maszynką do głosowania – koalicja Dworak-Gaweł może w nim przeforsować każdy najbardziej absurdalny pomysł. Głos prezesa liczy się przecież podwójnie. Ponadto wbrew zarzutom stawianym poprzedniemu zarządowi, a ściślej Robertowi Kwiatkowskiemu, cała władza nad programem została skupiona w rękach prezesa. Nie przyniosło to jednak rozwiązania problemów, które rzekomo były przyczynami zawieszenia Pacławskiego. Nowego szefa „Wiadomości” jak nie było, tak nie ma, nie stworzono dla Roberta Korzeniowskiego stanowiska
Tagi:
Włodzimierz Czarzasty









