Telewizja (tylko) Dworaka

Telewizja (tylko) Dworaka

Nocny zamach stanu – zawieszenie Pacławskiego oznacza, że w TVP niepodzielnie rządzi prawica

Ryszard Pacławski został zawieszony z zaskoczenia. Nocą. Porządek obrad rady nadzorczej nie przewidywał tego punktu. – To zbójectwo – komentowała następnego dnia decyzję rady szefowa Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Danuta Waniek. Dzień później, już na posiedzeniu okrojonego zarządu, wszystkie dotychczasowe kompetencje Pacławskiego przejął prezes TVP, Jan Dworak.
W ciągu kilkudziesięciu godzin w TVP dokonał się bezkrwawy zamach stanu. Układ zbudowany dziewięć miesięcy temu, zakładający równowagę w zarządzie, został rozbity. Filozofia tego układu polegała na tym, że żadna opcja polityczna nie może w TVP dominować, że decyzje mają być podejmowane na drodze szerokiego konsensusu. Układ ten kulał od początku, bo prawicowi członkowie zarządu wciąż domagali się większych wpływów i zrywali wcześniejsze ustalenia. Kulał, ale trwał.
W ubiegłym tygodniu złudzenia prysły. Niepodzielną władzę nad telewizją publiczną przejęli Jan Dworak, prywatny producent filmowy i działacz Platformy Obywatelskiej, oraz Piotr Gaweł, jeden z liderów środowiska pampersów. Ponieważ w przypadku remisu głos prezesa rozstrzyga, mogą oni zawsze przegłosować pozostałych dwóch członków zarządu, Marka Hołyńskiego i Stanisława Wójcika. Co więcej, ponieważ prawica zyskała większość w radzie nadzorczej, i jeden, i drugi mogą w każdej chwili, tak jak Pacławski, zostać zawieszeni.
W sumie to prezes Dworak pociąga obecnie za wszystkie sznurki. Tymczasem jeszcze niedawno za taki stan rzeczy krytykowano Roberta Kwiatkowskiego, zarzucając mu sprowadzenie możliwości decyzyjnych do jednej osoby.
Od minionego wtorku mamy więc Telewizję Dworaka. Ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Dwóch prezesów

Spór między Dworakiem a Pacławskim był naturalną konsekwencją systemu, który skonstruowała Rada Nadzorcza TVP. Ich kompetencje (patrz: ramka) w dużym stopniu się nakładały i krzyżowały. System wymuszał więc współpracę. W przeciwnym razie telewizji groził klincz. Tej współpracy nie było, mimo że Pacławski wciąż ustępował Dworakowi (zrezygnował ze swoich kandydatów na szefów ośrodków regionalnych, zgodził się, by szefem Jedynki został przyjaciel Dworaka, Maciej Grzywaczewski, później zgodził się oddać prezesowi część swoich kompetencji). Ostatecznie wszystko przecięło postanowienie rady nadzorczej.
Decyzja o zawieszeniu Pacławskiego zapowiadana była już od dawna. Parł do niej Jan Dworak, który nie chciał się dzielić władzą z Pacławskim, parli też dwaj członkowie rady nadzorczej – Tadeusz Kowalski i Adam Pawłowicz.
Kowalski był w tym wszystkim wręcz bolszewicko szczery – zaraz po tym gdy na prezesa został wybrany Dworak, proponował, by rada nadzorcza zmieniła zasady i ustanowiła zarząd czteroosobowy, w którym kompetencje wiceprezesa ds. programowych przypadłyby prezesowi. Na Pacławskiego polowano więc od samego początku, obwiniając go o wszystkie porażki telewizji. Także o to, że TVP przegrała z TVN batalię o pokazywanie piłki nożnej, mimo że sprawę zawalił pion nadzorowany przez Gawła.
Koncepcja Kowalskiego, by zawiesić Pacławskiego i w ten sposób oddać TVP w ręce prawicy, zaczęła się materializować na początku sierpnia. Wtedy rozbity został istniejący w radzie nadzorczej układ 3-3-3 (prawica: Pawłowicz, Knittel, Kowalski; niezdecydowani: Milewska, Pilot, Ostrowski; lewica: Garlicki, Dragan, Rowicki). Na stronę prawicy przeszli Ostrowski i Pilot. Jak?
Mówiła o tym kilka tygodni temu w wywiadzie dla „Przeglądu” Danuta Waniek: że w pionie Gawła dostała pracę córka Mariana Pilota.
– To była czysta transakcja. Pilota przeciągnięto, oferując jego córce pracę w TVP, a Ostrowskiemu obiecano (i dotrzymano słowa) dobrze płatne stanowisko w TVP 3 – wicedyrektora ds. ekonomicznych – opowiada inna z osób blisko związana z radą nadzorczą.
Co ciekawe (i smutne), i Pilot, i Ostrowski w ogóle się tego nie wstydzą. Gdy np. próbowaliśmy rozmawiać z Pilotem o posiedzeniu rady nadzorczej, ten odmówił wypowiedzi, bo opisując historię jego córki, „pomówiliśmy go”. Za to Ostrowski w ogóle nie odebrał naszego telefonu.
Jego z kolei, jak mówi nam osoba z rady nadzorczej, zdobywano na dwa tempa. Najpierw oferując mu stanowisko przewodniczącego rady, a potem dobrze płatną robotę w Trójce, w wyniku czego stał się podwładnym ludzi, których ma nadzorować.
Ostatecznie sprawa została załatwiona w Krakowie podczas kongresu mediów publicznych. – Ostrowski od dawna chodził koło tego stanowiska, ja sprawę odsuwałem – opowiada nam Pacławski. – Wreszcie, w Krakowie, przyszedł do mnie Dworak i poprosił, żebyśmy się spotkali we trójkę, ja, on i Ostrowski. Spotkaliśmy się, a on od razu do rzeczy. Rysiu, mówi do mnie, załatwmy wreszcie tę sprawę, tu jest Marek, on czeka, więc wypisz wniosek o jego zatrudnienie.
Szefowi rady nadzorczej i prezesowi, dwóm najważniejszym osobom w TVP, nie sposób odmówić. Pacławski wniosek podpisał. Kilkanaście dni później Ostrowski go odstrzelił.

Nocna rada

Nowy układ w radzie nadzorczej zmienił sposób jej postępowania. Od tej pory „strzelała ona w Pacławskiego” i broniła Dworaka. Nowy układ sił ośmielił też Dworaka do ataków na Pacławskiego, do tego, by zmienić telewizyjny status quo. Dworak zaczął się skarżyć radzie, że nie może pracować ze swoim zastępcą. Już na początku sierpnia rada wyznaczyła obu członkom zarządu miesiąc na porozumienie się, przyjmując w tym celu specjalną uchwałę. Na początku września zdecydowała też, że Zarząd TVP ma sam ocenić, jak zrealizował jej uchwałę wzywającą do zakończenia sporu. Zarząd miał również przedstawić w tej sprawie pełną dokumentację: materiały ze swoich posiedzeń i korespondencję między jego członkami. Posiedzenie rady zawieszono. Kontynuowano je dwa tygodnie później. Chociaż o odwołaniu wiceprezesa wspominano już od jakiegoś czasu, nikt się nie spodziewał, że stanie się to już tego dnia. Porządek obrad nie przewidywał rozpatrywania tej sprawy. Odpowiedni punkt wprowadzono niespodziewanie.
Za podjęciem uchwały o bezterminowym zawieszeniu Pacławskiego głosowało pięciu członków rady. Jako oficjalny powód takiej decyzji podano „opóźnienia w podejmowaniu istotnych dla TVP decyzji”. Pacławskiemu wytknięto także brak współpracy z Dworakiem. Tym samym obarczono go winą za konflikt w zarządzie. Zawieszenie Pacławskiego nie podobało się czterem członkom rady. Zgłosili oni dwa kolejne wnioski: o zawieszenie w czynnościach prezesa TVP, Jana Dworaka, oraz o odwołanie i Dworaka, i Pacławskiego. Nie uzyskały jednak one wymaganego poparcia.

Dlaczego tej nocy?

Nikt nie ma złudzeń – Pacławskiego zawieszono, czepiając się pretekstów. – Nieporozumienia między Dworakiem a Pacławskim nie były w zasadzie żadnym konfliktem. To był problem, który można było spokojnie rozwiązać. Do tego jednak potrzebna było dobra wola obu stron. Tej woli Dworakowi zabrakło – mówi Leszek Rowicki. – W efekcie obciążono Pacławskiego za więcej, niż w rzeczywistości odpowiada.
– Nie znalazłam w dokumentach zarządu przesłanki, żeby był spór w zarządzie. To problem rozdmuchany. Rozumiem, że istnieją rozbieżności. Prezes zarządu nadzoruje wszystkie sprawy kompetencyjne, kadrowe. Wystarczyło więc, by ustalić zasady korporacyjne i działać według nich. Dzisiaj efektem złego rozumowania jest to, że mamy ogromne zamieszanie i coraz bardziej zdezorientowanych pracowników TVP -, zauważa Anna Milewska.
Innego zdania jest Tadeusz Kowalski. – To się nie stało nagle. Przecież wzywaliśmy zarząd do poprawnego ułożenia sobie poprawnych relacji. Usunęliśmy na chwileczkę przeszkodę i zobaczymy, co będzie dalej. To rozwiązanie doraźne – twierdzi. Jego zdaniem, doszło do konfliktu w zarządzie ponieważ podzielili kompetencje między siebie w sposób intuicyjny. – Pacławski otrzymał zbyt duży zakres decyzyjny. Proszę pamiętać, że publiczna odpowiedzialność Dworaka jest znacznie większa. Wszystko jest kwestią pewnej elastyczności. Nie da się tylko trzymać twardych reguł i czekać, co z tego wyniknie. Przecież telewizję tworzą ludzie i programy. Demokracja w instytucjach twórczych musi być de facto ograniczona. Telewizja publiczna jest co prawda republiką, ale republiką, w której dyskutuje się do momentu, do którego nie ma żadnych zgrzytów – tłumaczy Kowalski.
– Usunęliśmy istotny problem i tym samym zlikwidowaliśmy pata decyzyjnego – zaznacza Adam Pawłowicz. – I nie czyniliśmy tego, opierając się na względach osobistych czy sympatiach politycznych. A dlaczego Pacławski? Zawsze w przypadku konfliktu winę ponosi któraś ze stron.
Zdaniem Pawłowicza, sytuacja od początku był patowa. Nie ma złudzeń. – Błędem było powołanie Pacławskiego do zarządu. Przecież faworytem prezesa Dworaka był Maciej Pawlicki. Od początku prezes w delikatny sposób mówił, że nie wyobraża sobie współpracy z Pacławskim. Cóż, rada postąpiła wbrew opinii prezesa – mówi Pawłowicz.
Dziś Dworak ma pełne pole do popisu, bo to właśnie on przejął obowiązki Pacławskiego. Zapomina się przy tym wszystkim, że Pacławski próbował zażegnać konflikt w zarządzie. W liście wysłanym do Dworaka zgodził się na pewne ustępstwa, m.in. w zakresie powoływania szefów Jedynki, Dwójki i TV Polonia oraz podejmowania decyzji dotyczących zlecania produkcji i zakupu audycji. – To świadczy o daleko posuniętej odpowiedzialności Pacławskiego i wychodzeniu naprzeciw interesom spółki – podkreśla Milewska. Zarządowi nie udało się jednak dojść do porozumienia.
Co zatem sprawiło, że problemu nie udało się rozwiązać?
– Duży udział w konflikcie miały zapewne cechy charakteru Dworaka. Był przyzwyczajony do zarządzania własną firmą, gdzie miał całkowitą moc decyzyjną. W dodatku popierała go większość w radzie i tym samym stworzyła mu swoiste alibi. Do tego doszły naciski pewnych koterii. Wiedząc takie zaplecze, Dworak nie zrobił nic, by spór w zarządzie zażegnać – mówi jeden z członków rady.
Część członków rady zarzuca Dworakowi, że nie wywiązał się z podstawowego zadania, jakie przed nim postawiono. – Do końca czerwca miał on przedstawić długofalową strategię działania spółki. Ta miał porządkować zasady, tworzyć model zarządzania, wyznaczyć strategiczne cele. Mimo że drugi termin minął we wrześniu, strategii nadal nie ma – mówi Rowicki.
– Mam osobiście duży żal, bo Dworak nie położył na stole koncepcji zarządzania spółką, kontynuacji tego, co napisał w swojej ofercie konkursowej – podkreśla Anna Milewska.
– TVP chciano zmieniać przez twarze, a nie przez koncepcję. A przecież nie tak miało być. W imię jakich celów udostępniono antenę Janowi Pospieszalskiemu? Zmiany przeprowadzano intuicyjnie, nie było koncepcji poprzedzonej badaniami marketingowymi. Nie było publicznej debaty – mówi jeden z członków rady.
Zastanawia też pośpieszenie decyzji o zawieszeniu, fakt, że przeprowadzono ją w formie nocnego zamachu stanu. Najprawdopodobniej rada przyspieszyła też swoją decyzję o zawieszeniu Pacławskiego ze względu na zmiany w statucie spółki autorstwa ministra skarbu. Według nich, do zawieszenia członka zarządu potrzeba sześciu członków rady, a nie pięciu, jak dotychczas.
Minister skarbu, Jacek Socha, skrytykował zresztą zawieszenie wiceprezesa TVP, Ryszarda Pacławskiego, i uznał je za złe z punktu widzenia spółki. Jego zdaniem, taka decyzja nie porządkuje spraw zarządu TVP, a powody jej podjęcia brzmią nieprzekonująco. Zdaniem Sochy, pięciu członków, którzy głosowali za zawieszeniem Pacławskiego, szukało powodów dla uzasadnienia swojej decyzji.
Cały pośpiech zastanawia. – Przecież nawet sam inicjator wniosku o zawieszenie Pacławskiego, Tadeusz Kowalski, 18 sierpnia na wspólnym posiedzeniu z KRRiTV oraz ministrem skarbu jednoznacznie stwierdził, że zapowiedź zawieszenia kogokolwiek z zarządu jest nadinterpretacją postanowień rady nadzorczej – opowiada Danuta Waniek.

Skok na kasę – ale którą?

Jakie więc były przyczyny decyzji rady nadzorczej?
Pierwsza wersja mówi o tym, że przed dwiema przyszłorocznymi kampaniami wyborczymi – prezydencką i parlamentarną – PO chciała zapewnić sobie bezpieczny dostęp do anteny. Mając TVP, mając poparcie TVN (ta stacja bez zahamowań lansuje polityków Platformy), można „robić” politykę. Druga wersja głosi natomiast, że był to zwykły, koteryjny skok na kasę.
– Warto pamiętać, że za Dworakiem stoi środowisko producenckie. Nawet niespełna półtora roku, które zostało do końca kadencji zarządu Dworaka, to jest dla nich coś. To wszystko wygląda jak skok na kasę. Tym bardziej że zbiega się w czasie z pomysłami prywatyzacyjnymi TVP, lansowanymi przez PO – mówi jeden z naszych rozmówców.
Przewodnicząca KRRiTV, Danuta Waniek, nie wyklucza, że rada nadzorcza działała na zamówienie polityczne ugrupowań prawicowych. Jak mówi, nie chce na razie łączyć odwołania Pacławskiego z niedawnymi pomysłami polityków PO dotyczącymi prywatyzacji TVP. Ale logiczna analiza faktów może przynieść inne wnioski.
– Najpierw pojawiła się deklaracja Rokity, że jest zwolennikiem takiej koncepcji, potem dokonały się zmiany w radzie nadzorczej, potem ogłoszono koncepcję grupy ekspertów pracujących pod patronatem Rokity, a na samym końcu zawieszono Pacławskiego. Myślę, że może być to droga otwierająca przyszłe zmiany, jeżeli chodzi o sytuację mediów publicznych – uważa Danuta Waniek.
Taki scenariusz jest możliwy, tym bardziej że pracownicy już od kilku tygodni mówią, iż władze TVP zarządzają spółką w taki sposób, by ułatwić jej sprzedaż.

Co dalej?

Bezterminowe zawieszenie Pacławskiego jest rozwiązaniem doraźnym. Na razie będzie otrzymywał pensję, nie przychodząc do pracy. Choć regulamin nie określa, jak długo może trwać zawieszenie, praktyka mówi, że zazwyczaj od jednego do trzech miesięcy. Za jakiś czas problem Pacławskiego znowu powróci. Czy ma on szanse powrotu do telewizji?
– Najlepiej byłoby, gdyby pan Pacławski sam złożył rezygnację. Nie wyobrażam sobie, by ten zarząd mógł dalej współpracować z panem Pacławskim. Mało prawdopodobne jest też to, że zostanie odwieszony – prorokuje Adam Pawłowicz.
– Zawieszenie Pacławskiego jest złym rozwiązaniem. Bo to półśrodek, który destabilizuje pracę spółki. W ogóle byłam przeciwna, by ten punkt rozpatrywała rada nadzorcza. Rada ma jedno narzędzie do oceny zarządu – odwołanie jego członków. Jeżeli więc skonfliktowane są dwie osoby, obie powinny odejść. Dlatego złożyłam taki wniosek – mówi Anna Milewska.
Swoje grzechy miał też prezes Dworak. Który, jeżeli wczytamy się w dokumenty, ma problemy z podejmowaniem decyzji jeszcze większe niż Pacławski. A jego pupil, Maciej Grzywaczewski, nie spełnia formalnego warunku, jaki stawiano uczestnikom konkursu: nie posiada pełnego wykształcenia wyższego. Dla Tadeusza Kowalskiego i Adama Pawłowicza nie stanowi to jednak najmniejszego problemu. – Nie ma wykształcenia, ale proszę spojrzeć w jego życiorys – mówi Kowalski. – Działał w opozycji, kiedy inni w tym czasie robili doktoraty wątpliwej jakości – tłumaczy Pawłowicz.
Wydaje się jednak, że życiorys ma wpływ na decyzje Grzywaczewskiego. – On stworzył nowe pojęcie: rasizmu politycznego. Szybko zraził inne środowiska, mówiąc, że tylko ludzie o prawicowych poglądach mogą dobrze robić media. Uczynił z publicznej instytucji własny folwark. Mówiąc o prezenterach, stwierdził, że nie są z jego bajki. Czy TVP ma być bajką Grzywaczewskiego? – pyta pracownik telewizji.
– Zawieszenie Pacławskiego to wyraźny sygnał dla innych niewygodnych członków zarządu: uważaj, bo za swoją niesubordynację możesz zostać zawieszony. Spodziewam się, że w najbliższych dniach, póki nie ma Pacławskiego, zostanie podjętych wiele ważnych decyzji, zwłaszcza personalnych – mówi jedna z osób blisko związanych z TVP.
– Do TVP wraca słynne TKM – twierdzi jeden z członków rady.

Czas koterii

Ludzie, którzy znają telewizję i panujące tam układy, twierdzą, że dostała się ona w ręce koterii biznesowo-politycznej. Że, z jednej strony, jest to grupa prywatnych producentów, liczących, że na TVP się dorobią, a z drugiej – prawicowi politycy. Którzy dziś znajdują wspólny język z liderami PO, grają ręka w rękę.
To są wzajemne powiązania. Bardzo często nieformalne. Dlatego na przykład za szarą eminencję w TVP uważany jest Maciej Strzembosz, wspólnik Dworaka w firmach producenckich Prasa i Film oraz Studio A. Strzemboszowi pamiętają w TVP wypowiedź sprzed lat, że telewizję można doić, więc gdy odwiedza siedzibę na Woronicza, patrzą na niego nieufnie. Tym bardziej że tajemnicą poliszynela jest, iż szereg decyzji dotyczących TVP zapada w czasie towarzyskich spotkań Jana Dworaka, Piotra Gawła, Macieja Strzembosza oraz Jarosława Sellina i Adama Pawłowicza w warszawskich restauracjach.
Oni mogą triumfować, bo rządzą telewizją niepodzielnie. Podobnie jak Platforma, która – w zamian za polityczna kryszę – ma w zasadzie własną stację, no i wspaniałe połączenie kija i marchewki, którymi może machać przed nosem właścicieli telewizji komercyjnych. To wizja prywatyzacji TVP – jej sprzedaży albo zachodnim koncernom (to kij), albo rodzimym (to marchewka).
Ale na razie telewizja żyje dniem dzisiejszym. Gdy zamykaliśmy ten numer, w TVP mówiło się już o listach ludzi do zwolnienia, mieliby być na niej m.in. ci, których mianował Pacławski.
Mówi się też, że koteria, która przejęła TVP, będzie teraz chciała odstrzelić odpowiedzialnego w zarządzie za finanse Stanisława Wójcika. Bo on patrzy im na ręce. Los Wójcika będzie więc papierkiem lakmusowym tego, co się dzieje w telewizji.
Z drugiej strony, Dworak, jak się ocenia, szuka alibi, czyli namawia rozmaitych ludzi, by zastąpili Pacławskiego. Miał w tej sprawie dzwonić już do Waldemara Dubaniowskiego, byłego członka KRRiTV, i byłego wiceministra kultury, Rafała Skąpskiego. Dzwoniono też do dziennikarza „Rzeczpospolitej”, Jana Ordyńskiego. Z drugiej strony, Dworak rozmawia też z PSL-owcami, którzy lansują na członka zarządu Mariana Zalewskiego. Przy tych wszystkich propozycjach pada jeden warunek: dostajesz kasę, sekretarkę i samochód, ale z kompetencji możesz liczyć co najwyżej na nadzór nad ośrodkami terenowymi.
Na razie te propozycje spotykają się z odmową, bo nikt poważny nie zgodzi się na rolę figuranta, listka figowego. No i nie będzie wchodził w komitywę z facetami, którzy łamią wszelkie umowy, mówią jedno, robią drugie i w podejrzany sposób pozyskują ludzi w radzie nadzorczej.
Ruch więc trwa.


Historia konfliktu

Jan Dworak, prezes TVP, od początku nie akceptował kandydatury Ryszarda Pacławskiego na stanowisko wiceprezesa ds. programowych. Widział na tym miejscu Macieja Pawlickiego, byłego dyrektora telewizyjnej Jedynki za czasów tzw. ekipy pampersów i byłego szefa programowego RTL 7. Jednak wygrał Pacławski.
Po raz pierwszy spór Dworaka i Pacławskiego został upubliczniony w czasie wyboru nowego dyrektora Jedynki. Pacławski rekomendował na to stanowisko prof. Macieja Mrozowskiego z Instytutu Dziennikarstwa UW. Dworak proponował zaś Jacka Bochenka, byłego szefa TAI, który obecnie w grupie eksperckiej Jana Rokity pracuje nad projektem przewidującym m.in. prywatyzację TVP.
Ostatecznie konkurs unieważniono. W drodze pozakonkursowej Dworak przeforsował kandydaturę swojego przyjaciela – Macieja Grzywaczewskiego, producenta telewizyjnego.
Istotą konfliktu był tak naprawdę spór o podział kompetencji, czyli o władzę nad TVP. W drodze podziału kompetencji zarząd przyznał Dworakowi przewodniczenie kolegium programowemu spółki oraz nadzór nad polityką kadrową (zatwierdzał dyrektorów anten) i Centrum Strategii-Akademią Telewizyjną, odpowiedzialną przede wszystkim za przygotowywanie strategii rozwoju programowego spółki. Natomiast Pacławski miał nadzorować bieżącą działalność anten, Biura Programowego, agencji producenckich i oddziałów terenowych TVP. Kilka miesięcy po podziale kompetencji Dworak chciał odebrać Pacławskiemu bezpośredni nadzór nad Jedynką i Dwójką. Podczas jednego z posiedzeń zaproponował takie rozwiązanie zarządowi, który jednak nie poparł tego pomysłu.
Prezesa nie zadowoliła natomiast propozycja Pacławskiego, gotowego zrezygnować z części swoich uprawnień na rzecz Dworaka, m.in. w istotnej kwestii zakupu licencji i audycji oraz zlecania produkcji.


Zarzuty Rady Nadzorczej TVP wobec Ryszarda Pacławskiego

• Opóźnienia w podejmowaniu istotnych dla TVP decyzji, m.in. w sprawie wyboru dyrektora telewizyjnej Jedynki i szefa „Wiadomości”.
• Zwłoka w realizacji założeń jesiennej ramówki Programu 1, m.in. brak oprawy dla programu Moniki Olejnik i nieuruchomienie nowego studia „Wiadomości”.
• Nieprofesjonalny sposób relacjonowania wydarzeń w Osetii Północnej, dużo gorszy niż w stacjach komercyjnych.
• Brak współpracy z prezesem Dworakiem i doprowadzenie do konfliktu w zarządzie.


Oświadczenie Ryszarda Pacławskiego

Rada Nadzorcza Telewizji Polskiej 28 września 2004 r. stosunkiem głosów pięć do czterech zawiesiła mnie w czynnościach Członka Zarządu TVP SA ds. Programowych. W uzasadnieniu określono, że zrobiono to „z ważnych powodów, to jest ze względu na powodowanie opóźnień w podejmowaniu istotnych dla Spółki decyzji dotyczących w szczególności sfery programowej oraz ze względu na brak należytego współdziałania z Prezesem Zarządu TVP SA”.
Przyjmuję tę decyzję Rady Nadzorczej Telewizji Polskiej SA z należytym respektem. Nie mogę jednak zgodzić się z określonymi w Uchwale przyczynami, które stały się powodem mojego zawieszenia. W szczególności bowiem wszystkie leżące w mojej gestii decyzje merytoryczne, jak i decyzje kadrowe podejmowane były najszybciej, jak to było możliwe, bez naruszania prawa i w zgodzie z interesem Telewizji Polskiej.
Wytoczone wobec mnie przez Prezesa Zarządu TVP SA zarzuty opóźniania zmian i konserwowania sytuacji dotyczą w przeważającej większości Programu 1. Wielokrotnie jednak projekty tych zmian – dokonywane za przyzwoleniem Jana Dworaka – stały w sprzeczności z interesem Telewizji Polskiej, przepisami wewnętrznymi lub zdrowym rozsądkiem. Dowiodło tego już postępowanie konkursowe, gdzie głównym kandydatem Prezesa na Dyrektora Programu 1 był Jacek Bochenek, który jest współautorem głośniej koncepcji prywatyzacji telewizji publicznej, zaprezentowanej przez posła Jana Maria Rokitę. Aby po unieważnieniu konkursu nie tracić czasu, zgodziłem się niezwłocznie na proponowaną przez Prezesa J. Dworaka kandydaturę Macieja Grzywaczewskiego. Jak się później okazało, zostałem wprowadzony w błąd, bowiem wbrew przekazanym mi informacjom M. Grzywaczewski nie ma spełnionego podstawowego kryterium wymaganego na tym stanowisku: wyższego wykształcenia.
Niestety, działania nowego szefa Programu 1 od początku wielokrotnie wykazywały brak znajomości prawa i innych przepisów oraz procedur niezbędnych do poprawnego zarządzania tą jednostką. M.in. brak znajomości konsekwencji wynikających dla TVP z ustawy Prawo zamówień publicznych doprowadził do podania mediom przedwczesnego terminu uruchomienia nowego studia „Wiadomości”. W sposób wręcz skandaliczny, naruszający prawo pracy i kulturę korporacyjną, prowadzona była przez Macieja Grzywaczewskiego polityka kadrowa za pośrednictwem mediów, w których co kilka dni zwalniał on lub powoływał inne osoby. Wśród tych najbardziej znanych znalazł się kandydat na szefa „Wiadomości”, Maciej Wierzyński, który dzień po prasowej „nominacji”, oświadczył że nie przyjmuje propozycji. Dotyczy to także Roberta Korzeniowskiego – mistrza olimpijskiego, któremu proponowano stanowisko „szefa sportu TVP”; takiego stanowiska nie ma w strukturze Telewizji Polskiej.
Z całą stanowczością oświadczam: nie odrzucałem żadnych propozycji kadrowych, złożonych poważnie i formalnie, zgodnie z regulacjami obowiązującymi wewnątrz Spółki. Przed złożeniem podpisów na wnioskach o zatrudnieniu kierowników redakcji i odwołaniu z tą chwilą poprzedników chciałem porozmawiać z kandydatami o koncepcji ich pracy. Nie miałem sposobności spotkania się z następcą szefa Redakcji Reportażu i Filmów Dokumentalnych, Krzysztofem Talczewskim, który mieszka na stałe w Paryżu. Tymczasem Prezes Zarządu, który powinien osobiście stać na straży respektowania zasad polityki kadrowej, wymagał ode mnie jego pilnej nominacji i odwołania poprzednika, znanego polskiego dokumentalisty, Andrzeja Fidyka.
Pragnę podkreślić, że będąc powołanym w ramach konkursu ogłoszonego przez Radę Nadzorczą Spółki Telewizja Polska SA na Członka Zarządu ds. Programowych, nigdy nie przekroczyłem określonego mi przez Radę i Zarząd zakresu obowiązków. To Prezes Zarządu TVP SA od kilku miesięcy konsekwentnie domagał się rozszerzenia swoich uprawnień i ograniczenia moich. Kierując się interesem Telewizji Polskiej, aby przełamać nieufność we wzajemnej współpracy, przystałem na to, przedstawiając przed dwoma tygodniami Janowi Dworakowi kompleksową propozycję rozszerzenia wspólnego nadzoru nad programem. Objęła ona decyzje kadrowe (poprzez wspólne mianowanie kierowników redakcji w najważniejszych antenach), finansowe (poprzez wspólne decydowanie o kosztownych zakupach i produkcjach) i programowe (poprzez wspólny nadzór nad kolegiami gatunkowymi, koordynującymi bieżącą politykę programową). Moja propozycja pozostała bez odpowiedzi. Dziś widzę, że Prezesowi Zarządu szło nie o partnerską współpracę w ramach kolegialnego Zarządu, lecz o jednoosobową władzę.
Teraz, mając więcej czasu niż w ostatnich miesiącach, poświęcić go chcę głębszej refleksji programowej. Jestem bowiem przekonany, że warto nadal zabiegać o telewizję bezstronną, obiektywną i niezależną, która działa w interesie widza, nie faworyzując żadnej opcji politycznej ani grupy koleżeńskiej o określonych poglądach.
Tak się złożyło, że decyzja Rady Nadzorczej TVP SA zawieszająca mnie w czynnościach Członka Zarządu ds. Programowych zbiegła się w czasie z opublikowaniem przez TNS OBOP badań, z których wynika, że od chwili podjęcia pracy przez nowy Zarząd TVP SA, w porównaniu do lutego br., radykalnie wzrosło zaufanie do przekazywanych w TVP informacji i ich neutralności. Jeśli poprawa wizerunku TVP w oczach widzów jest naszym sukcesem, to jest to wynik pracy całego Zarządu, także pracy mojej – Członka Zarządu odpowiedzialnego za program TVP. To dla mnie największa satysfakcja.

Ryszard Pacłowski

Wydanie: 2004, 41/2004

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy