Tempo dyktują politycy

Tempo dyktują politycy

To nie polska gospodarka będzie hamulcem naszego wejścia do Unii Europejskiej Rozmowa z Janem Truszczyńskim, podsekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta RP, byłym ambasadorem RP w Unii Europejskiej – Ostatnie informacje na temat postępów naszych negocjacji z Unią Europejską są dosyć niepokojące. Nie spieszą się Szwedzi, którzy przewodniczą w tym półroczu Unii, my także zwolniliśmy tempo. Mówi się, że zamiast zapowiadanych jedenastu tzw. tematów negocjacyjnych, uzgodnimy do czerwca raptem trzy albo cztery? – Praca rzeczywiście nie idzie tak szybko, jak by się chciało. Dotyczy to i Komisji Europejskiej w Brukseli, i Szwecji, sprawującej tzw. prezydencję. Ale jestem większym optymistą niż inni. Wydaje się, że nie skończy się na trzech, czterech rozdziałach. Wynegocjujemy więcej. – Jedenastu tematów jednak nie zamkniemy? – To prawda. Ale nigdy nie uważałem, by to było możliwe. Obserwuję od lat postawę naszych unijnych partnerów i jasne było, że w aż tylu kwestiach porozumienia szybko nie znajdziemy. – Czego nie załatwimy na pewno? – Tzw. zasad konkurencji, przy czym wina – jeśli tak to można określić – leży po stronie Unii, która nie jest gotowa do tych rozmów. Trudnym tematem jest ochrona środowiska… – Tu mówi się głównie o winie po naszej stronie? – Rzeczywiście doszło w ostatnich latach do poślizgu w realizacji zobowiązań z naszej strony. W roku ubiegłym nie przekazaliśmy Brukseli obiecanych informacji. A poziom wymagań Unii Europejskiej w zakresie ochrony środowiska jest wysoki. – Co z przepływem siły roboczej? – Piętnastka na pewno zaproponuje nam czasowe ograniczenie dostępu do europejskiego rynku pracy. Na jak długo? Trudno to dzisiaj przesądzić. SZTUKA NEGOCJACJI – Kraje Unii podjęły już strategiczną decyzję, że Polska zostanie do Unii przyjęta. Ale to przyjęcie pilotują brukselscy urzędnicy, którzy zwracają uwagę na szczegóły. I to powoduje, że negocjacje się przedłużają. – To nie wina urzędników. Negocjacje trwają długo dlatego, że towarzyszy im proces dostosowania krajów kandydackich do dobrego funkcjonowania w poszerzonej Europie. To musi trwać. Przedwczesne wejście do Unii, z niewłaściwym przygotowaniem gospodarki i społeczeństwa, mogłoby rodzić napięcia i problemy. Pamiętajmy, rozmowy prowadzą państwa członkowskie, Komisja Europejska działa w ich imieniu, urzędnicy działają na podstawie instrukcji i na zlecenie swoich szefów politycznych. Tempo dyktują politycy. – Patrząc na kryteria członkostwa w Unii, nasuwa się pytanie: czy może się zdarzyć, że Polska nigdy nie będzie gotowa do wstąpienia do Unii? Jest kryterium kopenhaskie – wymóg adekwatnej wydolności instytucjonalnej, czyli np. sprawność działania sądownictwa… Jest też kryterium ekonomiczne, czyli zdolność do skutecznego stawienia czoła konkurencyjności. Nasza gospodarka, nawet w porównaniu z najsłabszymi krajami UE, nie wytrzymuje konkurencji… – Przypominam ubiegłoroczny raport Komisji Europejskiej na temat krajów kandydackich. Tam Polska, jeśli chodzi o jej wydolność konkurencyjną, jakość funkcjonowania gospodarki rynkowej, została sklasyfikowana relatywnie wysoko, na równi z Estonią i Węgrami. Uznano nas za kraj, który w krótkim czasie będzie w stanie dać sobie radę na rynku poszerzonej Unii. – Raport był jednak kwestionowany. – Owszem, byli tacy, którzy się zastanawiali, jak to jest możliwe, że Polska znajduje się tak wysoko. A gdzie Czechy, gdzie Słowenia? – pytali. Jak się porówna tzw. wskaźniki strukturalne, podstawowe, dzisiejszej Polski z podobnymi wskaźnikami państw takich jak Portugalia, Grecja czy Hiszpania z początku lat 90., to, na przykład, stopień otwartości naszej gospodarki, łączny udział eksportu i importu w stosunku do produktu krajowego brutto jest wyższy u nas, niż w Portugalii, Grecji czy Hiszpanii z tamtych czasów. Udział rolnictwa – porównywalny, udział przemysłu również. Tę listę można ciągnąć. Generalny wniosek jest taki: nie mamy się czego obawiać, jeśli idzie o naszą gospodarkę. To nie ona będzie hamulcem naszego wejścia do Unii. – A polskie kulawe rolnictwo? – Musimy dopasować jego kształt do Wspólnej Polityki Rolnej, w zakresie norm higieniczno-sanitarnych, statystyki rolnej, systemu administracji i kontroli w gospodarstwach rolnych, w zakresie instytucji obsługi rynku, organizacji poszczególnych rynków. I to już robimy. Ale jest i druga strona medalu – jeśli mamy ponieść ciężar całości obowiązków związanych z uczestnictwem we Wspólnej Polityce Rolnej, to należy się nam i całość uprawnień, jakie istnieją w Unii. – W środowiskach PSL panuje opinia,

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 13/2001, 2001

Kategorie: Wywiady