Jeśli Putin nie zdecyduje się na zmiany, będzie zmuszony wydawać coraz więcej pieniędzy na policję i areszty Choć według oficjalnych danych w wyborach prezydenckich 4 marca na Władimira Putina głosowało niemal dwie trzecie wyborców, władze przestraszyły się reakcji obywateli w czasie przejazdu przywódcy na ceremonię zaprzysiężenia na Kremlu. Centrum Moskwy zablokowały ściągnięte do miasta oddziały wojska i policji. Zamknięto kilkanaście stacji metra, wstrzymano ruch samochodowy i pieszy. Lokatorzy domów położonych przy trasie przejazdu nie mogli wychylić z nich nosa. Mercedes Putina z eskortą sunął przez kompletnie wyludnione, martwe ulice wielkiej metropolii. Ten surrealistyczny obraz przekazywały na cały kraj główne kanały telewizji, nie komentując niecodziennej sytuacji nawet jednym słowem. Robili to internauci: „Pamiętacie, jak witano Gagarina? Nawet na cześć sekretarzy generalnych KPZR tłumy wiwatowały, ludzie stali na dachach i balkonach” (z portalu Gazeta.ru). Wątroby na asfalcie Poprzedniego dnia, 6 maja, w Moskwie specjalne oddziały policji, OMON, zaatakowały pałkami na placu Błotnym uczestników tzw. marszu milionów (w rzeczywistości zgromadził on 10 tys. osób). W czasie starć ucierpiało wielu protestujących. Obrażenia mieli odnieść także policjanci. Dwa dni później, przy okazji przedstawienia w Dumie kandydatury Dmitrija Miedwiediewa na premiera, deputowany Ilja Ponomariow (wywiad z nim publikujemy obok) zapytał Dmitrija Pieskowa, rzecznika prasowego Putina, czy nie przesadził, mówiąc, że policja obeszła się z manifestującymi zbyt łagodnie. Pieskow miał odpowiedzieć: „Za jednego rannego OMON-owca należało rozmazać wątroby wiecujących na asfalcie”. Lider komunistów Giennadij Ziuganow nie mógł pojąć brutalnej reakcji władz: „Co się dzieje? Przecież w naszym kraju nie ogłoszono żadnego stanu wojennego lub wyjątkowego. Dlaczego policja chwyta ludzi na ulicach, ładuje do więźniarek i pakuje za kratki?”. Puste ulice na trasie przejazdu Putina ostro kontrastowały z gęstym szpalerem 3 tys. gości przybyłych do Wielkiego Pałacu Kremlowskiego na ceremonię zaprzysiężenia. Zaproszeni musieli się pojawić półtorej godziny przed rozpoczęciem uroczystości. W pełnych przepychu salach nie było ani jednego krzesła – wszyscy, bez względu na rangę i majątek, czekali na stojąco. Niemal natychmiast po zaprzysiężeniu opublikowano długą listę dekretów nowego-starego prezydenta, które ilustrują system władzy w Rosji. W dekrecie poświęconym polityce demograficznej Putin polecił rządowi, by do 2018 r., czyli do końca sześcioletniej kadencji prezydenta, zwiększył oczekiwaną długość życia Rosjan do 74 lat (w 2011 r. wynosiła ona 70,3) i z dokładnością do jednej tysięcznej wyznaczył współczynnik dzietności w 2018 r. – 1,753 (obecnie ok. 1,4). W dekrecie o budownictwie mieszkaniowym Putin polecił rządowi zmniejszenie do 2018 r. maksymalnej stawki kredytu hipotecznego, a także obniżenie cen budowy mieszkań o 20%. Zgodnie z innymi dekretami podpisanymi 7 maja do 2018 r. realne płace w Rosji mają wzrosnąć co najmniej o 40-50%, a w pierwszej setce rankingu najlepszych uczelni na świecie ma się znaleźć pięć rosyjskich (najwyżej sklasyfikowany obecnie Uniwersytet Petersburski zajmuje 251. miejsce). W obszernym dekrecie poświęconym polityce zagranicznej prezydent zarówno domaga się satysfakcjonującego rozwiązania sporu z USA o system obrony antyrakietowej, jak i poleca „kontynuować pracę na rzecz zachowania i rozszerzenia obecności Federacji Rosyjskiej na Antarktydzie”. Prezydent mebluje premiera Same tytuły wydanych dekretów – „O dalszym doskonaleniu służby wojskowej”, „O podstawowych kierunkach doskonalenia systemu zarządzania państwem” – przywołują uchwały Biura Politycznego. Ich treść sformułowana jest podobnie: prezydent kieruje, wyznacza cele i zadania, lecz nie ponosi odpowiedzialności za realizację. Od tego jest rząd. Putin nie tylko – zgodnie z konstytucją – decyduje, kto będzie premierem, lecz także chce mieć większy wpływ niż szef rządu na meblowanie jego gabinetu. Przed głosowaniem nad kandydaturą Dmitrija Miedwiediewa w Dumie deputowani dopytywali się o skład rządu. Miedwiediew nie mógł go ujawnić, bo sam niewiele wiedział. Nazajutrz po głosowaniu Władimir Putin poinformował przez telefon Baracka Obamę, że nie może wziąć udziału w szczycie G8 w Camp David – jak oficjalnie wytłumaczono – „w związku z koniecznością kontynuowania tworzenia rządu”. Do Camp David prezydent wysyła Miedwiediewa. Premier najwidoczniej nie musi być obecny przy dobieraniu
Tagi:
Krzysztof Pilawski









