Tendencyjny „Mikrokosmos”

Tendencyjny „Mikrokosmos”

Polemika z książką prof. Normana Daviesa o Wrocławiu Jakimi wartościami kieruje się historyk z tytułem naukowym, który bezkrytycznie firmuje swoim nazwiskiem materiały tendencyjnie dobrane przez politycznych zleceniodawców do książki „Mikrokosmos” (rozdział „Feniks z popiołów – Wrocław”). Mimo że poraził mnie duch unoszący się z połowy twarzy Hitlera zamieszczonej na tablicy reklamującej tę książkę, kupiłam ją i przeczytałam. Interesowała mnie głównie historia powojenna, gdyż jestem kombatantką 27. Wołyńskiej Dywizji AK, 2. Armii WP i mieszkanką tego miasta, która jeszcze w 1953 r. czyściła cegły z budynku leżącego w gruzach obok głównego gmachu mojego miejsca pracy. Należę do pokolenia, które zastało tu ruiny zwane miastem Wrocław. Wrócę do reklamy: czy mógłby Pan pozwolić sobie na doradzanie wywieszania billboardu z Hitlerem w Londynie? Z pewnością nie pozwoliłaby na to królowa Elżbieta II, która w tamtym czasie nałożyła mundur wojskowy, jak tysiące kobiet na obu frontach. Wymierzył Pan cios nie tylko w tych wszystkich, którzy walczyli, ale i w tych, którzy pamiętają tego zbrodniarza, od którego odcięli się Niemcy. Rozdział od „godziny 0” zawiera wiele nieścisłości i sprzecznych wniosków. Opisane wydarzenia i oceny są niczym innym jak uległością wobec lobby niemieckiego, które przy określaniu terytorialnej podstawy niemieckiej przynależności państwowej odsyła do granic z 1937 r. Cel został osiągnięty. Tamtą wiktorię należy skwapliwie zacierać, rangę umniejszyć, kompromitować pierwsze polskie władze Wrocławia, pisać o odwecie na ludności niemieckiej, nieudolności milicji itd. Przykładowo komentarz: „Można domyślać się, jaki element rekrutowała władza komunistyczna”. Czy historyk może opierać się na domysłach? Po drugie, czy może polską grupę pierwszego prezydenta, dr. F. Bolesława Drobnera, która w 9 maja przejęła miasto, nazywać „samozwańczymi administratorami”? Ich obecność w tamtym dniu była dla Pana „rzeczą dziwną”. Pan doskonale wie, że w lutym 1945 r. w Jałcie postanowiono, że Polska ma otrzymać „poważny” (w angielskim tekście substantial) przyrost terytorium na północy i na zachodzie, a więc kosztem Niemiec. Wyniki konferencji jałtańskiej nie były tajemnicą – nam, żołnierzom, mówiono o upatrywaniu miejsc przyszłego osiedlania się. Niemcy kapitulując bezwarunkowo w maju 1945 r., musiały się liczyć z owym substantial, a więc utratą poważnej części terytorium, natomiast Polacy z uzyskaniem mniej więcej tego, co odebrano im na Wschodzie. Układ poczdamski w sierpniu 1945 r. miał w tym zakresie charakter tylko wykonawczy w stosunku do jałtańskiego. Wstępnie wschodnią granicę Polski określono już w Teheranie w 1943 r., a zachodnia miała być przesunięta daleko na zachód. Co do tego byli zgodni przedstawiciele trzech wielkich mocarstw. Przy omawianiu granic Polski w powojennej Europie nie bez znaczenia był fakt, iż Wojsko Polskie walczyło w koalicji na froncie wschodnim i zachodnim. Stanowiło co do wielkości czwartą siłę bojową. Polacy w tej wojnie uczestniczyli najdłużej – 2078 dni nocy czego Pan Profesor nie był uprzejmy zauważyć. Sugeruje Pan, iż dr B. Drobner miał czekać na decyzje rządu emigracyjnego, z którym, jak wiadomo, po śmierci gen. Sikorskiego Churchill już nie prowadził konstruktywnych rozmów. Rozdział „Feniks z popiołów” budzi zaniepokojenie, jakiej historii uczyć się będą młodzi wrocławianie. Dominuje w nim polityka, totalna krytyka PRL i gloryfikowanie etosu roku 1989, którego przedstawicielami są zleceniodawcy. Zmiany po wprowadzeniu w sposób podstępny kapitalizmu są zbyt podkolorowane. Wreszcie odzyskaliśmy wolność i dopiero można było wydawać „Rocznik Wrocławski”, a prawda jest taka, że wydawnictwo Ossolineum „Rocznik Wrocławski” wydawało od 1958 r. Autorzy (współautorem jest Roger Moorhouse – red.) zaprzeczają temu, co na ten temat napisali wcześniej, i tak na przykład „teza, że Breslau został kompletnie zniszczony podczas oblężenia, była powojenną fikcją”, a później, że w maju 1945 trudno było sobie wyobrazić, że kwiat Europy kiedyś zakwitnie”. Dotyczy to także fragmentu, w którym napisano, że w latach 60. gospodarka wrocławska została unowocześniona i że na początku lat 70. wytwarzała 2,8% polskiego PKB – dwukrotnie więcej, niż to wynikałoby z liczby mieszkańców, a pod koniec lat 70. zwiększyła się do 600 tys. Natomiast na stronie 524. tak skomentowano osiągnięcia PRL: „Naprawianie spustoszeń poczynionych przez komunizm…” (którego w Polsce nie było – moja uwaga) „…może trwać długo, jak samo dzieło niszczenia”. Aby dojść do takiego wniosku, trzeba być ślepym i cierpieć na polityczną amnezję. Chciałabym

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2005, 41/2005

Kategorie: Opinie