Terror w imię nędzarzy

Terror w imię nędzarzy

Wielkie powstanie maoistowskich partyzantów ogarnia Indie jak pożar Zabijają policjantów, palą banki, wysadzają w powietrze pociągi. Wojowniczy maoiści szerzą w Indiach terror i zniszczenie. Są coraz potężniejsi, operują w 20 z 28 stanów kraju. Kontrolują rozległe obszary dżungli, tworzą prawdziwe państwo w państwie, w ciągu ostatnich sześciu lat trzykrotnie zwiększyli zasięg swego działania. Premier Manmohan Singh uznał powstanie czerwonych partyzantów za najpoważniejsze zagrożenie dla bezpieczeństwa wewnętrznego państwa. Rebelianci rosną w siłę, ponieważ zdobyli poparcie wielu spośród nędzarzy wykluczonych ze społeczeństwa – dalitów, niedotykalnych, czyli członków najniższych kast, oraz adivasi, żyjących w skrajnie prymitywnych warunkach w gęstych tropikalnych lasach pierwotnych mieszkańców Indii. Maoiści twierdzą, że walczą za sprawę uciskanych, zapowiadają zwycięstwo. Przywódca czerwonych buntowników Mupalla Laxman Rao określił premiera i ministra Indii jako terrorystów i oświadczył butnie: „Ludzie pod naszym kierownictwem runą przez ten kraj jak huragan i przepędzą reakcyjne, pijące krew wampiry, które teraz rządzą Indiami. Rekiny w rządzie chcą tylko wyzyskiwać obywateli i wypędzić pierwotnych mieszkańców z ich terytoriów plemiennych”. W maju i czerwcu siły bezpieczeństwa przeprowadziły największą do tej pory ofensywę przeciwko maoistom. Wzięło w niej udział prawie 50 tys. policjantów federalnych i stanowych, funkcjonariuszy z oddziałów paramilitarnych oraz komandosów z jednostek specjalnych Cobra, Scorpion i Greyhound. Regularne wojska nie biorą udziału w akcji, ponieważ rząd pragnie uniknąć wrażenia, że w kraju toczy się wojna domowa. Władze wolą mówić o „konfrontacji”. Po zaciekłych walkach zdobyto osiem obozów partyzanckich. Bitwa wokół obozu położonego na wzgórzu na pograniczu stanów Orissa i Jharkhand wrzała przez 16 godzin. W zdobytym obozie znaleziono generatory prądu, motocykle, miny, materiały wybuchowe, komputer, worki z ryżem i zapasy suszonej ryby, ale żadnych zwłok. Maoiści sprawnie zniknęli w gęstwinie dżungli. Partyzanci zwani są także naksalitami, ponieważ pierwsze powstanie chłopskie wybuchło w 1967 r. we wsi Naxalbari w Zachodnim Bengalu. Zostało stłumione przez policję, jednak rozpalały się nowe bunty. Rebelia pochłonęła do tej pory ok. 6 tys. istnień ludzkich. Tylko w 2009 r. w walkach i zamachach straciło życie prawie tysiąc osób. 6 kwietnia 2010 r. w Chintalnar doszło do prawdziwej masakry. W zasadzkę maoistów wpadła kompania policji. Najpierw eksplodowała mina, potem na przerażonych stróżów prawa posypał się grad kul. 76 funkcjonariuszy poległo, ocalało tylko pięciu. Ta krwawa łaźnia wstrząsnęła ogromnym krajem, władze zapowiedziały srogi odwet. Przez ostatnie lata partyzanci stworzyli tzw. czerwony korytarz obejmujący północne i wschodnie stany: Jharkhand, Zachodni Bengal, Orissę, Bihar, Chhattisgarh i Andhra Pradesh. Korytarz sięga także do stanów Uttar Pradesh i Karnataka. Matecznikiem naksalitów jest owiany posępną sławą Dandakaranya, czyli Las Demonów, ogromny pas dżungli rozciągający się na terytorium czterech stanów, mający powierzchnię 92 tys. km kw. Tylko jedną trzecią powierzchni Lasu Demonów kontrolują jeszcze siły bezpieczeństwa, przeważnie skoncentrowane wzdłuż linii komunikacyjnych. W głębi tropikalnej gęstwiny maoiści utworzyli strefę specjalną, w której działają maoistowski rząd ludowy oraz sądy ludowe, bojownicy, uzbrojeni w kałasznikowy i prymitywne pistolety własnej roboty, chodzą w mundurach. Helikoptery sił bezpieczeństwa, które latają nad strefą, są ostrzeliwane z karabinów maszynowych. Z terenów opanowanych przez siły rewolucji uciekają urzędnicy państwowi i nauczyciele, których maoiści zmuszają do płacenia haraczu. Według indyjskich służb specjalnych zdelegalizowana w czerwcu ub.r. Komunistyczna Partia Indii-Maoiści ma od 10 do 20 tys. uzbrojonych partyzantów oraz do 50 tys. milicjantów ludowych, którzy niekiedy biorą też udział w akcjach zbrojnych, atakują pociągi nawet kamieniami i strzałami z łuków, podkładają miny. We wrześniu 2009 r. premier Singh przyznał, że państwo przegrywa bitwę z rebeliantami. Istnieją obawy, że buntownicy sprzymierzą się z muzułmańskimi separatystami w Kaszmirze, rebeliantami na Sri Lance i maoistami z Nepalu. Sukcesy rebeliantów wynikają jednak przede wszystkim ze straszliwej biedy i kontrastów społecznych na subkontynencie indyjskim. Indie to ogromny kraj, mający 1,2 mld mieszkańców, 23 języki urzędowe i tysiąc dialektów. Wzrost gospodarczy wynosi imponujące 7% rocznie. Indie zamierzają stać się globalnym ekonomicznym, ale także

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2010, 25/2010

Kategorie: Świat