Terrorem w gangi

Terrorem w gangi

Rozbiciem gangów z Modlina i Marek oraz ujęciem zabójców słynnego malarza Zbigniewa Beksińskiego i 12-latki z Góry Kalwarii kończą rok stołeczni policjanci

Bandyci nie okazali swoim ofiarom nawet odrobiny litości. Artura Z. i Małgorzatę R. porwali wprost z domu, udając policjantów. Wywieźli ich na teren twierdzy Modlin i zamordowali. Mężczyznę, któremu wcześniej kazali wykopać grób, zastrzelili; jego narzeczoną, mimo iż była w ciąży – zakłuli bagnetem. Był sierpień 2005 roku…
22 listopada br., Piotr K., „Kopniak”, i Rafał M., „Globus” – zdaniem policji, sprawcy opisanej zbrodni – wpadli w ręce wymiaru sprawiedliwości. Ich ujęcie było częścią szerszej akcji, mającej na celu rozbicie gangu modlińskiego, a właściwie jego dwóch zwalczających się frakcji. W operacji wzięło udział ponad stu funkcjonariuszy Komendy Stołecznej Policji (KSP), którzy tego dnia nad ranem weszli do kilkunastu domów na terenie Nowego Dworu Mazowieckiego i okolic. Poza wspomnianymi mężczyznami zatrzymano także trzy inne osoby, w tym dwie kobiety. Jeden z aresztowanych, Krzysztof Ł., na widok policyjnych antyterrorystów… zsikał się w spodnie. Bezwzględnie wykorzystała to jedna z bulwarówek, dając na czołówkę zbliżenie wilgotnego krocza i tytuł „Mafia leje ze strachu”.
Modlińscy gangsterzy terroryzowali Nowy Dwór i okolice od lat, bezlitośnie łupiąc lokalnych przedsiębiorców. „Biznes” robili również na narkotykach – gang posiadał własne laboratoria i sieć dilerów – oraz na wyłudzaniu kredytów bankowych. Skoczyli sobie do gardeł w ubiegłym roku, gdy wypuszczono z aresztu dawnego przywódcę grupy, Dariusza K., „Karego”. Pod nieobecność „Karego” jego dawny podwładny, Rafał Ł., „Zwierzak”, przejął kierownictwo nad gangiem, a po wyjściu szefa ani myślał wrócić do dawnej roli. Doszło do podziału grupy i konfliktu, w którym zginęło co najmniej pięć osób (w tym wspomniana para: Artur Z. miał być stronnikiem „Karego”, jego narzeczona – niewygodnym świadkiem), a jedna przepadła bez wieści.
Nie były to zresztą jedyne ofiary gangsterskiej bezwzględności – we wrześniu tego roku zamordowano kobietę i jej syna, którzy mieli być świadkami w procesie „Karego”.
Ten, na razie, wymknął się policji, podobnie zresztą jak jego przeciwnik, „Zwierzak”. Jednak ujęcie obydwu bossów to kwestia najbliższej przyszłości – zapewnia policja. Osaczeni, nie są w stanie prowadzić dalszej działalności, więc nowodworzanie i mieszkańcy Mińska Mazowieckiego, części Legionowa, Łomianek i warszawskiego Żoliborza – gdzie również sięgały macki gangu – już dziś mogą spać spokojniej.

Przejęcie interesów

Huk wpadających do mieszkania drzwi obudził śpiącego mężczyznę. Nim ten jednak zdołał się zorientować, o co chodzi, leżał już na podłodze, skuty przez policyjnych antyterrorystów. W takich okolicznościach, w wynajętym mieszkaniu w Warszawie, w policyjne ręce dostał się Andrzej P., „Salaput”, szef gangu markowskiego. Tego samego ranka policjanci zatrzymali jeszcze dwóch innych członków grupy: Krzysztofa K., „Lochę”, i Zdzisława J., „Klemensa”. Był styczeń 2005 roku…
Andrzej P. w bandyckim półświatku pojawił się przed wieloma laty. Już w 1989 r. za brutalny napad rabunkowy na rodzinę mieszkającą w jednej z podwarszawskich willi trafił do więzienia. „Urwał się” po kilkunastu miesiącach, nie wracając z przepustki. Trafił wówczas pod skrzydła niejakiego „Kikira”, szefa bandy z podstołecznych Marek. W 1994 r., gdy w najlepsze trwała wojna „markowskich” z grupą Henryka N., „Dziada”, z rąk „Salaputa” zginął Paweł Ch., przyjaciel synów szefa „Wołomina”. Nasłanych przez nich killerów ubiegła policja – Andrzej P. znów wylądował w więzieniu, z którego wyszedł latem ub.r.
Niedługo później z warszawskiej Pragi zaczęli znikać dotychczasowi dilerzy. Okazało się, że „Salaput” ani myślał o zerwaniu z dawnym życiem – stanął na czele gangu markowskiego, a jego ambicją stało się zapanowanie nad stołecznym półświatkiem po tym, jak policja wyeliminowała z gry Andrzeja H., „Korka”, przywódcę grupy mokotowskiej.
„Salaput” nie zamierzał ograniczać się tylko do narkotyków – w ciągu kilkunastu tygodni od wyjścia z więzienia sterroryzował znaczną część przedsiębiorców z Marek i Sulejówka. Tych, którzy odmawiali płacenia haraczu, ludzie Andrzeja P. „przekonywali” biciem i podpaleniami. Jednak zyski z tego rodzaju przedsięwzięć najwyraźniej nie były zadawalające, „Salaput” bowiem postanowił rozszerzyć działalność gangu o porwania. Na początku tego roku jego ludzie uprowadzili dwóch biznesmenów – Krzysztofa B. i Adama K. Za pierwszego z nich gangsterzy zażądali miliona złotych, za drugiego – 100 tys. dol. Jak się później okazało, pieniądze z okupów miały zostać wykorzystane na „cele inwestycyjne” – przygotowanie i przeprowadzenie kolejnych porwań…
Adama K., po negocjacjach, wypuścili sami gangsterzy. Krzysztof B. został odbity przez antyterrorystów. Zaraz potem ruszyła policyjna kontrofensywa, w wyniku której ujęto „Salaputa” i jego najbliższych współpracowników.

Sprawa honoru

Bandyckie struktury, o których piszemy, zostały rozbite przez Wydział do Walki z Terrorem Kryminalnym i Zabójstw KSP. Ale jednostka ta sprawdza się nie tylko w konfrontacji ze zorganizowanym podziemiem – ujęcie zabójców słynnego malarza Zbigniewa Beksińskiego to również zasługa stołecznego „Terroru”. Podobnie jak rozwikłanie zagadkowej śmierci Anny M., 12-latki z Góry Kalwarii.
Przypomnijmy – w styczniu 2004 r. do jednego z kalwaryjskich bloków została wezwana straż pożarna. W płonącym mieszkaniu państwa M. strażacy odnaleźli zwłoki córki – dziewczynka, w nadpalonym ubraniu, miała na szyi założoną pętlę, a nogi związane kablem. Później wyszły na jaw kolejne szokujące okoliczności śmierci dziecka – dziewczynka nim zmarła, przez wiele godzin był torturowana, w tym także zgwałcona.
– Rozwikłanie tej zagadki to dla nas kwestia honoru – składał oficjalne deklaracje ówczesny szef KSP, gen. Ryszard Siewierski. I policjanci słowa dotrzymali – w lutym br., po ponadrocznym śledztwie, zatrzymano 23-letniego Piotra M. Mężczyzna okazał się bliskim sąsiadem rodziny M., a zbrodni ponoć nie planował. Początkowo zamierzał okraść sąsiadów; o gwałcie i zabójstwie zadecydował później, gdy okazało się, że Ania była w tym czasie w mieszkaniu…
Jak wynika z danych KSP, w mijającym roku funkcjonariusze „Terroru” zatrzymali 206 osób, z których 80 zostało tymczasowo aresztowanych, a 17 objętych dozorem policyjnym. Dla porównania w 2003 r. tymczasowo aresztowano 59 podejrzanych, a w 2004 r. – 68.
Warto o tym pisać, bo choć stołeczny wydział uchodzi za jedną z najlepszych policyjnych jednostek w kraju, ostatnio nie ma najlepszej prasy. Przy okazji niedawno zaczętego procesu Andrzeja H., „Korka”, przypomniano, że został on aresztowany przez funkcjonariuszy z Trójmiasta. Wcześniej przez wiele lat wykazywał się zadziwiającą bezkarnością, warszawscy policjanci zaś – nie mniej intrygującą bezradnością wobec jego poczynań (ów zakamuflowany zarzut formułowany jest nie tylko wobec „zwykłych” policjantów, ale również tych z CBŚ). Tymczasem tajemnicą poliszynela jest, że swoją pozycję – umożliwiającą brylowanie na stołecznych salonach – „Korek” zawdzięczał nie tyle skorumpowanym policjantom, ile niejasnym powiązaniom ze służbami specjalnymi i prokuraturą.
Kolejny kłopot to proces trojga oficerów, w tym Grażyny Biskupskiej, dawnej naczelnik „Terroru” – zdaniem ostrołęckiej prokuratury – odpowiedzialnych za fatalny przebieg akcji w Magdalence. Bo choć wiele wskazuje na to, że postawieni przed sądem funkcjonariusze odgrywają rolę kozłów ofiarnych, atmosfera wokół procesu wydziałowi nie służy.
– Poprawia za to humory wszystkim tym, których zapudłowaliśmy – ponuro zauważa jeden z policjantów. Zaraz jednak dodaje nieco bardziej optymistycznie: – Ale my i tak robimy swoje.
Wkrótce przekonamy się o tym, czytając i oglądając kolejne newsy.

 

Wydanie: 2005, 50/2005

Kategorie: Kraj

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy