To była ucieczka

To była ucieczka

Warszawa 17.05.2021 r. Dr Wojciech Wilk - Prezes -Fundacja Polskie Centrum Pomocy Miedzynarodowej (PCPM). fot.Krzysztof Zuczkowski

Kulisy akcji humanitarnej ONZ w Iraku Dr Wojciech Wilk – prezes Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, niegdyś pracownik, obecnie ekspert Organizacji Narodów Zjednoczonych. Uczestniczył w 19 operacjach humanitarnych. Nadzoruje największy polski program pomocy dla uchodźców syryjskich, realizowany od 2012 r. przez PCPM w Libanie. Kieruje także medycznym zespołem szybkiego reagowania PCPM, działającym w ramach systemu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Do Iraku trafiłeś w sierpniu 2003 r. jako pracownik oenzetowskiego OCHA, Biura ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej. – 4 sierpnia wylądowałem w Bagdadzie. Do siedziby ONZ w dawnym hotelu Canal dotarliśmy ekspresowymi trasami, zbudowanymi w latach 70. i 80. przez Polaków z Budimeksu. U nas tak dobrych dróg było wtedy tyle co kot napłakał – wzdychałem więc i śmiałem się na zmianę. Lecz samo miasto wydawało mi się bardzo chaotyczne. W hotelu Canal urzędowała przed wojną ekipa z programu „Ropa za żywność”. – Uruchomiono go jako sposób na złagodzenie sankcji, które objęły Irak w 1990 r. Po inwazji na Kuwejt i później, gdy Saddam jednak utrzymał się przy władzy, Bagdad wyrugowano z wolnego rynku sprzedaży ropy. Ale bez środków finansowych uzyskiwanych z tego źródła krajowi groziła zapaść gospodarcza, a ludziom bieda i głód. Stąd inicjatywa ONZ, którą w 1995 r. zaakceptował iracki rząd. Program polegał na tym, że Irak sprzedawał ustaloną z góry ilość ropy, za co przekazywano mu co miesiąc tzw. koszyki żywnościowe, przeznaczone dla mieszkańców. Zawierały one podstawowe produkty żywnościowe, leki i chemię gospodarczą. Dystrybucja odbywała się przez sieć sklepów i pozostawała pod kontrolą pracowników ONZ. „Ropa za żywność” była największym finansowo przedsięwzięciem ONZ. Jednocześnie wokół programu narosła gigantyczna korupcja. – Dotyczyła zarówno władz irackich, jak i współpracowników ONZ. Sprzedaż ropy na czarno, malwersacje, ustawione przetargi – sporo tego było. Program podkopał też poczucie dumy zwykłych Irakijczyków. Spadek ich poziomu życia zaczął się wcześniej, podczas wojny iracko-irańskiej w latach 80., ale w latach 90. negatywna tendencja utrwaliła się na dobre. Przedstawiciele kultury liczącej 4 tys. lat zostali zmuszeni do życia z paczek żywnościowych. To było ogromne upokorzenie. Wróćmy do hotelu. Obstawiali go amerykańscy żołnierze? – Tak, przed budynkiem stały wozy opancerzone, a w środku oenzetowscy strażnicy. Jeszcze tego samego dnia dowiedziałem się, że na autostradzie między Bagdadem a Al-Hillą ostrzelano auto Czerwonego Krzyża. Któryś z moich przełożonych uznał, że przejazd jest czasowo niebezpieczny i z założeniem biura terenowego ONZ w Al-Hilli trzeba poczekać. Musiałem więc znaleźć sobie robotę na miejscu. I tak trafiłem do innego pokoju niż ten, do którego mnie początkowo przydzielono. Canal znajdował się w zielonej strefie? – Nie. Był na wschodnim brzegu Tygrysu, tuż przy biegnącym do rzeki kanale – stąd nazwa. Jako że cały budynek zajęły biura różnych oenzetowskich programów, spaliśmy w ośmioosobowych namiotach na parkingu. Nie czułem się tam komfortowo, bo równie dobrze mógłbym spać na dachu – czego akurat nie wolno było mi robić. Co noc z Miasta as-Sadra – gigantycznej dzielnicy zamieszkanej przez szyicką biedotę – dobiegały nas odgłosy strzelanin i wybuchów granatów moździerzowych. Zdarzało się, że kule i pociski lądowały na dachach, że ktoś przy tej okazji zginął lub został ranny. Nasi przełożeni o tym wiedzieli i dlatego zabronili nam sypiać na dachu budynku. W sumie zabawne, bo przecież brezentowa płachta nie stanowiła dla nas żadnego zabezpieczenia. Upadek Saddama wyzwolił falę przemocy w całym Iraku. – Podczas jednego z wyjazdów terenowych dotarłem do miejscowości Chanakin. Przed wojną za sprawą polityki migracyjnej Saddama napłynęła tam ludność arabska. Zwykle zubożali mieszkańcy południa kraju, z jednej strony przymusowo przesiedleni, z drugiej zachęceni do osiedlania się przez rząd iracki, który dawał im domy i ziemię należące wcześniej do wypędzonych Kurdów. Ale ci zaczęli wracać. Aktów bezpośredniej przemocy nie odnotowano wiele. Gdy rozmawiałem z szyickimi osiedleńcami, raczej mówili o presji, a nie represji. Ale ta była na tyle silna, że coraz więcej Arabów opuszczało domy, zwalniając je dla Kurdów. Ilu osób dotyczyło to zjawisko? – Chodziło o dziesiątki tysięcy. Chanakin to przykład – kurdyjskie powroty miały miejsce w ogromnym pasie, rozciągającym się od granicy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2021, 22/2021

Kategorie: Kraj