Kulisy akcji humanitarnej ONZ w Iraku Dr Wojciech Wilk – prezes Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej, niegdyś pracownik, obecnie ekspert Organizacji Narodów Zjednoczonych. Uczestniczył w 19 operacjach humanitarnych. Nadzoruje największy polski program pomocy dla uchodźców syryjskich, realizowany od 2012 r. przez PCPM w Libanie. Kieruje także medycznym zespołem szybkiego reagowania PCPM, działającym w ramach systemu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Do Iraku trafiłeś w sierpniu 2003 r. jako pracownik oenzetowskiego OCHA, Biura ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej. – 4 sierpnia wylądowałem w Bagdadzie. Do siedziby ONZ w dawnym hotelu Canal dotarliśmy ekspresowymi trasami, zbudowanymi w latach 70. i 80. przez Polaków z Budimeksu. U nas tak dobrych dróg było wtedy tyle co kot napłakał – wzdychałem więc i śmiałem się na zmianę. Lecz samo miasto wydawało mi się bardzo chaotyczne. W hotelu Canal urzędowała przed wojną ekipa z programu „Ropa za żywność”. – Uruchomiono go jako sposób na złagodzenie sankcji, które objęły Irak w 1990 r. Po inwazji na Kuwejt i później, gdy Saddam jednak utrzymał się przy władzy, Bagdad wyrugowano z wolnego rynku sprzedaży ropy. Ale bez środków finansowych uzyskiwanych z tego źródła krajowi groziła zapaść gospodarcza, a ludziom bieda i głód. Stąd inicjatywa ONZ, którą w 1995 r. zaakceptował iracki rząd. Program polegał na tym, że Irak sprzedawał ustaloną z góry ilość ropy, za co przekazywano mu co miesiąc tzw. koszyki żywnościowe, przeznaczone dla mieszkańców. Zawierały one podstawowe produkty żywnościowe, leki i chemię gospodarczą. Dystrybucja odbywała się przez sieć sklepów i pozostawała pod kontrolą pracowników ONZ. „Ropa za żywność” była największym finansowo przedsięwzięciem ONZ. Jednocześnie wokół programu narosła gigantyczna korupcja. – Dotyczyła zarówno władz irackich, jak i współpracowników ONZ. Sprzedaż ropy na czarno, malwersacje, ustawione przetargi – sporo tego było. Program podkopał też poczucie dumy zwykłych Irakijczyków. Spadek ich poziomu życia zaczął się wcześniej, podczas wojny iracko-irańskiej w latach 80., ale w latach 90. negatywna tendencja utrwaliła się na dobre. Przedstawiciele kultury liczącej 4 tys. lat zostali zmuszeni do życia z paczek żywnościowych. To było ogromne upokorzenie. Wróćmy do hotelu. Obstawiali go amerykańscy żołnierze? – Tak, przed budynkiem stały wozy opancerzone, a w środku oenzetowscy strażnicy. Jeszcze tego samego dnia dowiedziałem się, że na autostradzie między Bagdadem a Al-Hillą ostrzelano auto Czerwonego Krzyża. Któryś z moich przełożonych uznał, że przejazd jest czasowo niebezpieczny i z założeniem biura terenowego ONZ w Al-Hilli trzeba poczekać. Musiałem więc znaleźć sobie robotę na miejscu. I tak trafiłem do innego pokoju niż ten, do którego mnie początkowo przydzielono. Canal znajdował się w zielonej strefie? – Nie. Był na wschodnim brzegu Tygrysu, tuż przy biegnącym do rzeki kanale – stąd nazwa. Jako że cały budynek zajęły biura różnych oenzetowskich programów, spaliśmy w ośmioosobowych namiotach na parkingu. Nie czułem się tam komfortowo, bo równie dobrze mógłbym spać na dachu – czego akurat nie wolno było mi robić. Co noc z Miasta as-Sadra – gigantycznej dzielnicy zamieszkanej przez szyicką biedotę – dobiegały nas odgłosy strzelanin i wybuchów granatów moździerzowych. Zdarzało się, że kule i pociski lądowały na dachach, że ktoś przy tej okazji zginął lub został ranny. Nasi przełożeni o tym wiedzieli i dlatego zabronili nam sypiać na dachu budynku. W sumie zabawne, bo przecież brezentowa płachta nie stanowiła dla nas żadnego zabezpieczenia. Upadek Saddama wyzwolił falę przemocy w całym Iraku. – Podczas jednego z wyjazdów terenowych dotarłem do miejscowości Chanakin. Przed wojną za sprawą polityki migracyjnej Saddama napłynęła tam ludność arabska. Zwykle zubożali mieszkańcy południa kraju, z jednej strony przymusowo przesiedleni, z drugiej zachęceni do osiedlania się przez rząd iracki, który dawał im domy i ziemię należące wcześniej do wypędzonych Kurdów. Ale ci zaczęli wracać. Aktów bezpośredniej przemocy nie odnotowano wiele. Gdy rozmawiałem z szyickimi osiedleńcami, raczej mówili o presji, a nie represji. Ale ta była na tyle silna, że coraz więcej Arabów opuszczało domy, zwalniając je dla Kurdów. Ilu osób dotyczyło to zjawisko? – Chodziło o dziesiątki tysięcy. Chanakin to przykład – kurdyjskie powroty miały miejsce w ogromnym pasie, rozciągającym się od granicy
Tagi:
Al-Kaida, Amman, Arabowie, Bagdad, Bliski Wschód, Chanakin, geopolityka, Irak, Jugosławia, Kongo, korupcja, kryzysy humanitarne, Kurdowie, Kurdystan, ludobójstwo, misje pokojowe, ONZ, Partia Baas, pomoc humanitarna, ropa naftowa, Saddam Husajn, Sudan, Sudan Południowy, terroryzm, USA, wojna, wojna w Iraku, zbrodnie










