Toruń – miasto zamknięte

Toruń – miasto zamknięte

To było nieuniknione. Mamy w Polsce ptasią grypę Specjaliści wiedzieli, że ptasia grypa kiedyś do nas przyjdzie, ale i tak choroba zaskoczyła. Nie wypełzła na bezludnych rozlewiskach Odry, gdzie się jej spodziewano. Uderzyła prawie w centrum kraju. W serce Torunia. Teraz zabija łabędzie i straszy ludzi. Naprawdę jest w Polsce od dawna. Od miesięcy, a może dłużej. Opinia ornitologów jest zgodna. Zarazę przyniosły wędrowne ptaki. Poprzednia migracja to późna jesień minionego roku. Prawdopodobnie wtedy to się stało. Być może jeszcze wcześniej. Jednak spisana historia choroby zaczęła się w pierwszą marcową sobotę. W dniu, gdy laboratorium Państwowego Instytutu Weterynarii w Puławach znalazło wirusa H5 w szczątkach toruńskiego łabędzia. – Informację drogą służbową dostał powiatowy lekarz weterynarii i powiadomił szefa wydziału ochrony ludności w ratuszu – wspomina prezydent Torunia, Michał Zaleski. – Za godzinę, mimo weekendu, obradował już sztab kryzysowy. Weterynarze mieli swoje instrukcje, ale nerwy spore. Na pewno wiedzieliśmy jedno: jesteśmy pierwsi w Polsce. Czy mogę otworzyć okno? Ptaki dwa dni wcześniej znalazł nad Wisłą fotoreporter miejscowej gazety. Dwa łabędzie na przystani wioślarskiej AZS. Jeden w agonii, drugi już martwy. Dziennikarz wezwał policję i straż miejską. Zadziałały procedury. Ptaki pojechały na sekcję do Zakładu Higieny Weterynaryjnej w Bydgoszczy. Stamtąd do Puław. Specjalnie nikt się tym nie przejął. Koniec zimy to czas ptasich śmierci. Województwo w tych dniach wysyłało dziennie po kilka takich przesyłek. I nagle szok: jest grypa! Laboratorium w Puławach potwierdziło swój wynik w sobotę późnym wieczorem. Sztab nie wszczynał alarmu w mieście. Czekał na komunikat Głównego Lekarza Weterynarii. Toruń spał i nic nie wiedział. W niedzielę, wczesnym rankiem, wiadomość przechwyciły centralne media. Gdy policja zamykała nadwiślańskie bulwary, do grodu Kopernika mknęły wozy satelitarne największych stacji telewizyjnych i radiowych. Pierwszy poranek najtrudniejszy. Zamknięty Bulwar Filadelfijski. Śliczna przyrzeczna promenada, a przy tym trakt ważny jak Wisłostrada dla Warszawy. Piloci pierwszych w tym dniu wycieczek nie mogli zrozumieć, dlaczego nie mogą zostawić autokarów na popularnym parkingu pod mostem. Przystań AZS otoczyła policja. Wszystkie ulice wiodące do rzeki zostały zamknięte, poblokowane radiowozami. W środku policjanci i strażnicy miejscy w maskach i w kompletnie nieznanych w mieście jednorazowych ochronnych kombinezonach. A TVN 24 trąbi: „Ptasia grypa w Toruniu! Co robić? Apokalipsa! Uciekać? Zostać?”. Reporter dyżurny lokalnego radia odbiera w ciągu godziny dziesiątki telefonów: – Gdzie rozdają maski? Czy można bez maski wyjść na ulicę? – Mogę wyprowadzić psa, czy mam go trzymać cały czas w domu? – Mieszkamy nad samą Wisłą, można otworzyć okno? Sztab kryzysowy milczy. Pierwszy komunikat głosi, że… następny będzie dopiero o godz. 13, po konferencji głównego lekarza weterynarii. Dziennikarze okupujący sztabowe korytarze mają natychmiast opuścić budynek. Opornych wyrzuca straż miejska, grożąc użyciem siły. Do obiadu nikt nic nie wie. Tego dnia w Toruniu niejeden niedzielny rosół ląduje w sedesie. To tylko H5 Całe miasto przed telewizorem. Na żywo leci konferencja krajowego weterynarza. Jest wirus! Na szczęście tylko H5, dobrotliwy. Główny lekarz weterynarii, Krzysztof Jażdżewski, nic nie mówi o tym morowym, o H5N1. Ster przejmuje powiatowy lekarz weterynarii, Dorota Stankiewicz. Zakreśla strefę zapowietrzoną. Słowo brzmi groźnie, ale to termin z ustawy. Obszar w promieniu 3 km od przystani AZS. Jednak to turystyczne centrum starówki. Pomnik Kopernika, ratusz staromiejski, gotyckie kamieniczki. Są wreszcie pierwsze wieści dla ludu: – Nie będzie żadnej ewakuacji Torunia. Dziennik, który to podał, rozsiewa nonsensy – uspokaja prezydent, Michał Zaleski. – Ludziom nic nie grozi. Wystarczy nie dotykać ptaków, zwłaszcza martwych, dobrze myć sprzęty kuchenne po sprawianiu drobiu i, na Boga, nie siejmy paniki ! Są też pierwsze zakazy. Nie wolno wyprowadzać psów i kotów bez smyczy. Tereny nad Wisłą zamknięte dla spacerowiczów. Kaczki i kury w szczelnych kurnikach. Ten ostatni rygor wcale nie jest księżycowy. W ścisłym centrum Torunia weterynarze naliczyli prawie 40 przydomowych hodowli. Ludzie, jak przed wojną, trzymają tam kury, kaczki, a nawet perliczki.

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 11/2006, 2006

Kategorie: Kraj