Towarem jest ciało

Towarem jest ciało

W Warszawie tylko w Alejach Jerozolimskich jest 57 agencji towarzyskich

Comment ca va, mon cheri – to znaczy: jak się masz, kochanie – powtarza za głosem z magnetofonowej taśmy z miną pilnej uczennicy Agata. Siedzi w kuchni trzypokojowego mieszkania w Alejach Jerozolimskich w Warszawie. Mieszka tu i pracuje. Do stolicy przyjechała trzy miesiące temu z podkoszalińskiej wsi. Ładna, filigranowa 18-latka w okularach. Bardziej bezbronne dziecko niż rozkwitająca kobieta. Agata jest prostytutką. Każdej nocy ma przynajmniej sześciu klientów. Pracę w agencji towarzyskiej wybrała świadomie. – Ojciec jest alkoholikiem. W domu zostało sześcioro rodzeństwa. Miałam dość patrzenia, jak matka walczy, byśmy nie umarli z głodu. Ona nie wie, co robię. Napisałam, że pracuję jako kelnerka w dobrym lokalu. Pomagam im i nie narzekam. Będę zdawać na psychologię. Następne wakacje spędzę w Paryżu. Kiedyś tam zamieszkam z mężem Francuzem. Ale zanim to się stanie, muszę tak zarabiać na życie. To ciężka praca – mówi Agata.
Podobnych do niej dziewczyn w Warszawie są tysiące. W samych Alejach Jerozolimskich jest 57 agencji towarzyskich. Centrum to prostytucyjne zagłębie w każdym mieście. Są różne kategorie tego typu lokali, podobnie jak różne są okoliczności, w których dziewczyny decydują się na takie zajęcie. Niektórym udaje się zdobyć fortunę, inne kończą na ulicy. Jeśli są cudzoziemkami, chłopcy z mafii mogą wywieźć je na wieś. Czasami zakopują martwe w lesie. Nikt oprócz koleżanek z agencji nie zauważy zniknięcia cudzoziemki bez paszportu. Ale te będą milczeć, bo wiedzą, że mogą być następne.

Pani prezes tańczy przy rurze

– Jak płacą, trzeba brać. Ale nie robię tego dla pieniędzy. Lubię zmieniać partnerów. Mąż nie ma pojęcia o moim podwójnym życiu. Dzwonię i informuję go, że mam konferencję albo posiedzenie zarządu – mówi Anna. Zajmuje eksponowane stanowisko prezesa w firmie liczącej się na finansowym rynku. W swoim gabinecie trzyma dyżurny zestaw peruk i bieliźnianych rekwizytów. Anna jest droga. Za godzinę bierze 300 zł. Lubi tańczyć przy rurze. Gdy występuje publicznie, zawsze zakłada czarną maseczkę. Kiedy uprawia seks z klientami, za kamuflaż wystarczy peruka. Takich bogatych, atrakcyjnych kobiet jest wśród warszawskich prostytutek kilkadziesiąt. Są niezależne. Chcąc się zabawić, dzwonią do agencji i oferują swą usługę.
Renacie naturalnych blond włosów, figury i biustu mogłaby pozazdrościć Pamela Anderson. Jeszcze rok temu była urzędniczką w Warszawie. – Teraz mam biuro w agencji na Mokotowie – żartuje podczas rozmowy z dziennikarzem. – Męża dawno owinęłam sobie wokół palca. Lubię mężczyzn. Pomyślałam, dlaczego nie robić tego za pieniądze. On wie, czym się zajmuję. Mam córkę. Ona też wie. Ale nie rozmawiamy o tym. Zarabiam 30 tys. zł miesięcznie. To im wystarczy. Dla sąsiadów jesteśmy przykładną rodziną. W każdą niedzielę chodzimy do kościoła – mówi Renata.
Prawdziwe pieniądze i prawdziwe kariery, czyli ekstraklasa, to takie dziewczyny jak Tania i Roksana. Tania przyjechała z Litwy. Znała angielski i niemiecki. Chciała znaleźć sponsora, który zabierze ją do USA. Zadzwoniła do agencji zatrudniającej luksusowe prostytutki. Dziewczyny znające języki obce to wciąż rzadkość w tym środowisku. Luksusowe prostytutki mają w agencjach jednoosobowe pokoje z łazienkami. Ale najczęściej pracują w hotelowych apartamentach lub willach. Honoraria inkasują w zależności od zasobów finansowych klienta. Może to być 600 zł za godzinę, może być i 1000 dol. Często honoraria to mieszkania, drogie prezenty, a bywa, że małżeństwo. Tak było w przypadku Tani. Gdy trafił się jej klient z USA, przekonała go do stałego sponsoringu. – „Dlaczego to robisz?”, spytał podczas trzeciego spotkania. Dla pieniędzy?”, odpowiedziała. Kiedy chciał się dowiedzieć, ile potrzebuje, żeby tego dnia nie spać z innym, zażyczyła sobie 1000 dol. Dostała bez problemu. To był koniec pracy w agencji. Sponsor kupił jej mieszkanie, zabierał na wycieczki zagraniczne, a gdy firma wezwała go do Stanów, zabrał ze sobą Tanię.
Roksana przyjechała do Polski z białoruskiej wsi. Przez trzy lata była wśród najdroższych. Zarobiła 100 tys. dol. – Miałam sponsora Niemca. Zakochał się. Chciał zapłacić mężowi za mnie i za naszego syna. Odmówiłam. Kocham rodzinę. Kiedy Niemiec dał mi wystarczająco dużo marek, zostawiłam go. Założę u siebie firmę handlową – zwierza się ze swych planów Roksana. – Jest oszczędna. Tylko takim udaje się w tym fachu – twierdzi jej współlokatorka z wynajmowanego dwupokojowego mieszkania. Kiedyś pracowała z nimi Marlena. – Kiedy przyjechała do Warszawy, mówiła dziewczynom, że może „to” robić z każdym, byle dali jej jeść i ubrali. Taka była nędza. Szybko wyrosła na gwiazdę. Ale i szybko padła – wspomina współlokatorka Roksany. Marlenę zgubiła miłość. W krótkim czasie stać ją było na wydawanie jednorazowo 6 tys. zł na kosmetyki. Miała klientów z najlepszych hoteli. Wtedy pojawił się Darek. Mógł zawrócić w głowie każdej kobiecie. Miał doskonałą pracę i mnóstwo pieniędzy. Ale miał też rodzinę, ustabilizowane życie i nieposzlakowaną opinię. Chciał dawać pieniądze, ale nie chciał rozpoczynać nowego życia. Zaczęła unikać klientów, kazała śledzić Darka, piła. Kiedy klient zorientował się w sytuacji, powiadomił szefa. Marlena straciła pracę, dostała wilczy bilet do stołecznych agencji. Pieniądze szybko się skończyły. Trafiła najpierw do barakowozu na Ursynowie, gdzie zamieszkała z robotnikiem budowlanym. Utrzymywała go. Kiedy bez uprzedzenia wyjechał za granicę, straciła dach na głową. Sporo ćpała. Wreszcie zaczęła koczować na Dworcu Centralnym. – Wróciła na ulicę – tak twierdzą jej koleżanki.

Niepoliczone pieniądze

Prostytucja w Polsce nie jest wprawdzie zalegalizowana jak w Holandii czy w niektórych landach niemieckich, ale też nie jest karalna. Przestępstwem jest ułatwianie, nakłanianie lub czerpanie korzyści z nierządu.
– Zwalczanie prostytucji to walka z wiatrakami. My zajmujemy się przede wszystkim przestępczością okołoprostytucyjną – mówi oficer wydziału kryminalnego Komendy Stołecznej Policji. Nierząd to ocean żywej gotówki. Nieopodatkowany, trudny do oszacowania pieniądz. Stosunkowo bezpieczny. W razie policyjnego nalotu klienci i dziewczyny śpiewają zgodnym chórem, że przyszli tylko porozmawiać. Wiele agencji wypracowało sobie układy, dzięki którym są telefonicznie uprzedzane o wizycie policjantów. Dziewczyny otrzymują ze stawki godzinowej od 30% do 50%. Seksualny cennik to przeciętnie 100-300 zł za godzinę. Zarobki dziewczyn są różne. Zależą od kategorii lokalu i ich pozycji zawodowej. Średnio w agencji pracuje 10-15 dziewczyn. Dodatkowy zysk firmy to profity za sprzedaż alkoholu czy papierosów. Butelka musującego wina kupowana w hurcie kosztuje 4 zł, w agencji – 50 zł. Ale cennik może zmienić się błyskawicznie, a zawiany klient oczarowany przez panienki płaci 200 zł za butelkę.
– Pewnie, że skubię klienta, dopóki ma kasę. Jestem dobra w opróżnianiu portfeli. Dostaję za to premię – mówi dziewczyna zatrudniona w agencji. – Nikt dokładnie nie wie, jakie zyski mają właściciele agencji. Dochód w prostytucyjnym biznesie jest porównywalny do zysków z handlu narkotykami. Agencja to firma zatrudniająca nie tylko dziewczyny. Działkę za klienta dostaje taksówkarz. Sprawny roznosiciel ulotek bierze zlecenia od trzech agencji i inkasuje 150 zł dniówki. – To odpowiedzialne zajęcie. Nikt cię nie sprawdza, ale jak nie ma ruchu w interesie, wylatujesz z roboty. To my jesteśmy naganiaczami – mówi Jurek, który od pięciu lat żyje z roznoszenia ulotek. Najlepiej pracuje mu się w dni, kiedy są mecze Legii. Samym policjantom zabezpieczającym imprezę rozdaje 200-300 reklamówek. Pojawienie się w agencji z ulotką uprawnia do darmowego drinka lub piwa. Jego najpodlejszy gatunek kosztuje na miejscu 10 zł.
Nie ma agencji, która byłaby poza kontrolą grup przestępczych. Ich szefowie to zawsze osoby podstawione. Za firmowanie agencji swoim nazwiskiem otrzymują 100 zł dziennie. Prawdziwymi właścicielami są najczęściej osoby cieszące się bardzo dobrą opinią w swoim środowisku. By otworzyć w Polsce dom publiczny, wystarczy zarejestrować działalność gospodarczą, wpisując w formularzu np. usługi towarzyskie. Po otrzymaniu zezwolenia pozostaje wynajęcie mieszkania. Większość takich przybytków mieści się w blokach. Na domofonie wystarczy napis typu „Kobiety do towarzystwa”. Za trzy pokoje z kuchnią i łazienką właściciel otrzymuje nie mniej niż 1000 dol. miesięcznie.
Lokale wyższej klasy mieszczą się na peryferiach. Ich klienci nie muszą się spieszyć. Nie stawia się ich przed plutonem sześciu dziewcząt z poleceniem: „Proszę sobie wybrać”. Zabawa zaczyna się w barze. Można w nim siedzieć długo, pod warunkiem że zamawia się drinki. Godzina z panienką kosztuje minimum 250 zł. Tu przychodzi się z kasą. W takich miejscach – czasem z basenem, solarium i salami bilardowymi – panowie potrafią spędzić kilka dni.
Na agencyjnym rynku robi się coraz ciaśniej. Prostytucyjne przedsiębiorstwa łączą się w korporacje. Umożliwia to sprawniejsze zarządzanie biznesem i pełną kontrolę terenu działania. Mają własną dyskretną ochronę. Najbardziej ekskluzywne przekształcają się w kluby z telewizją przemysłową. Wstęp do nich mają jedynie stali klienci. Nowi muszą znaleźć osobę, która ich wprowadzi. Najbardziej zakonspirowane są lokale dla homoseksualistów i z nieletnimi prostytutkami. Swoje domy publiczne mają cudzoziemcy. Dotyczy to zwłaszcza diaspory wietnamskiej. Azjaci czują się swobodnie we własnym środowisku. Łatwiej też załatwiać im różne interesy. Ale obsługujący ich personel jest międzynarodowy.

W zamkniętym kręgu

Trudno dowiedzieć się, jak naprawdę wygląda życie za zamkniętymi drzwiami agencji. To, co dostrzegają klienci, jest fasadą kryjącą świat pełen brutalności i ludzkiego upodlenia. – Prostytucja jest elastycznym biznesem. Przystosowuje się błyskawicznie do ustrojów, popytu i ustawodawstwa. Ludzie z nią związani tworzą hermetyczne środowisko – twierdzi policjant zajmujący się przestępczością okołoprostytucyjną. Na naszym rynku dominują Białorusinki, Ukrainki i Bułgarki. Te ostatnie pracują przede wszystkim na poboczu szos. Cudzoziemki chętnie biorą fikcyjne śluby dla uzyskania prawa stałego pobytu. Za przysługę płacą do 2 tys. dol. Często nie zdają sobie sprawy, że zostały sprzedane. Dowiadują się o tym, gdy np. chcą wrócić po trzech miesiącach do domu. Słyszą od pryncypałów, że nic z tego, bo nie odpracowały ceny kupna. Dziewczyny obowiązuje surowy regulamin. Raz w miesiącu mają badania kontrolne. Jeśli któraś jest podejrzewana o pracę bez prezerwatywy, natychmiast jedzie do lekarza. Przy drugiej wpadce wylatuje. Muszą zgłaszać każdorazowo wyjście na zewnątrz i czas powrotu. Spóźnienie może być ukarane kilkoma dniami pracy za darmo lub zakazem wychodzenia np. przez miesiąc. W momencie zatrudnienia są informowane, co mówić podczas policyjnego nalotu. W agencji jedzą, śpią, wyprawiają imieniny i urodziny.

Dobry klient

– Dobry klient to taki, który płaci za godzinę, a w 15 minut robi swoje. Zakłada spodnie i wraca do domu – twierdzi Ludmiła. Zapewnia, że miała w łóżku przedstawicieli wszystkich grup zawodowych. Również bezdomnych z dworca. Wystarczyło, że płacili. Jeden z nich jest do dziś bohaterem krążącej po warszawskich agencjach opowieści. – Jestem menelem z Centralnego, czy mogę u was wypić kawę? – tak upewnił się telefonicznie przed złożeniem wizyty. Kiedy wszedł, nie wzbudził entuzjazmu. Miał czyste ubranie, ale śmierdział dworcowym brudem. W ręku trzymał reklamówkę, z której wystawała flanelowa koszula. Zażyczył sobie panienki, ale propozycja nie spotkała się z zainteresowaniem. Wreszcie znalazła się desperatka. – Proszę pokój na tydzień – oznajmił, wysypując z reklamówki banderolowane paczki banknotów.
Chłopcy z miasta i klienci na telefon to specyficzna kategoria. Pierwsi rezerwują dla siebie lokal i dobrze płacą. Ale biada panience, która pozwoli sobie na zbyt wiele. Ulka pracująca nadal w jednej z agencji pożyczyła od chłopaka 100 zł. Miała oddać za dwa dni. Naćpała się i wpadła w tygodniowy trans. Dzień po powrocie do pracy przyjechali chłopcy. Zabrali dziewczynę na podwarszawską wieś i gwałcili w stojącej na uboczu chałupie przez tydzień.
Marta z wizyty na telefon wróciła do agencji nago. Klient przystawił jej pistolet do głowy i zażyczył wyjątkowo perwersyjnych usług. Skorzystała z jego nieuwagi. Wybiła oknem krzesło i wyskoczyła. Uratował ją kierowca, któremu wpadła na maskę, przebiegając przez ulicę. Nie powiadomiła policji.

Wierna żona

Niewielu dziewczynom udaje się wrócić do normalnego życia. Nawet te, które się dorobiły, to na ogół bogate alkoholiczki. Ale czasami zdarza się prawdziwa miłość. Tak było w przypadku Wiery, łagodnej brunetki o klasycznych rysach twarzy. Przyjechała z Ukrainy z koleżanką. Wiera odpowiedziała na ogłoszenie, z którego wynikało, że potrzebna jest kobieta do sprzątania. – Facet zawiózł mnie do mieszkania w Alejach Jerozolimskich. Zabrali mi paszport. Dowiedziałam się, że muszę spłacić 500 dol., bo za tyle sprzedano mnie do pracy w Polsce. Miałam 10-15 klientów dziennie. Zastanawiałam się, czy podciąć sobie żyły, czy wyskoczyć przez okno. Pomógł mi Marek, mój stały klient. Po ponad miesiącu znajomości dał mi domowy adres i kazał przyjść. Skorzystałam z okazji, kiedy szef był pijany i uciekłam – mówi o swych przeżyciach Wiera. Marek znalazł jej pracę. Zaproponował małżeństwo. Są szczęśliwą, spokojną parą. Prostytutka to najwierniejsza żona. Doświadczona kochanka w łóżku i troskliwa opiekunka domowego ogniska. Przeszła swoje i nie szuka wrażeń. – Dziwka potrafi kochać tak samo jak każda kobieta – twierdzi Wiera. Jej historii wysłuchałem w wieżowcu na Ursynowie. Naszej rozmowie przysłuchiwał się pełniący rolę gospodarza domu mąż Marek. O pracy żony rozmawiali po raz pierwszy od pięciu lat.


W ubiegłym roku stwierdzono w Polsce 4652 przestępstw przeciwko obyczajowości. W tym:
– zmuszanie do prostytucji – 63
– stręczycielstwo i sutenerstwo – 317
– sutenerstwo wobec osoby małoletniej – 45
– uprowadzenie w celu uprawiania prostytucji za granicą – 2
– molestowanie seksualne 139
– molestowanie nieletnich – 1453
– pornografia z udziałem nieletnich – 32
– kazirodztwo – 37
– rozpowszechnianie pornografii – 14
– gwałty – 2345, w tym 257 ze szczególnym okrucieństwem
– wykorzystanie seksualne osób niepoczytalnych – 107

Wydanie: 14/2003, 2003

Kategorie: Obserwacje

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy