Tracimy punkty w Unii

Tracimy punkty w Unii

Nie umiemy współpracować z innymi państwami. Najpierw się upieramy, choć to nic nam nie daje, a potem i tak ustępujemy Prof. Genowefa Grabowska jest prawnikiem, kieruje Katedrą Prawa Międzynarodowego i Europejskiego Uniwersytetu Śląskiego. W 2001 r. została wybrana do Senatu, a w 2004 r. do Parlamentu Europejskiego. Należy do socjalistycznej grupy parlamentarnej. – Jak po tych już ponad dwóch latach obecności jesteśmy widziani w Unii Europejskiej? – Na ogół dobrze, ale czasem trochę jak… dziecko specjalnej troski. Polska oceniana jest przez pryzmat naszej zdolności do współpracy. Jeśli za często mówimy „nie”, to tam, gdzie wymagana jest jednomyślność, polski głos odgrywa rolę decydującą, ale pozostałe państwa będą na nas wściekłe i odbiją to sobie w sprawach, w których przesądza większość. Nasze zbyt często powtarzane „nie” staje się puste, a siła polskiego głosu spada. Niedawno np. Polska upierała się, żeby nie przedłużyć Wielkiej Brytanii ulgi w VAT, choć nam to absolutnie nic nie dawało. W końcu ulegliśmy, ale przedstawiciele innych państw, zwłaszcza Brytyjczycy, dobrze zapamiętali naszą mało racjonalną postawę. – Może były jakieś podstawy do tego? Co kierowało naszym rządem? – Może zazdrość, że Wielka Brytania przy okazji wprowadzania 6. dyrektywy dotyczącej VAT-u umiała sobie wynegocjować ulgi, a my przyjęliśmy ją bez zastrzeżeń. Nie rozumiem, dlaczego najpierw groźnie prężymy muskuły, a w końcu i tak ustępujemy. Jeżeli blokujemy, to blokujmy w jakimś celu, załatwiajmy jakąś sprawę ważną dla Polski. Występowaliśmy przeciw ulgom na budownictwo socjalne – ale sami nie stworzyliśmy dobrej definicji budownictwa socjalnego. Nasze „nie” zostało odebrane jako blokada dla innych państw, które chciały skorzystać z niższego VAT-u. A Czesi zastosowali taką interpretację budownictwa socjalnego, którą objęli mieszkania dla setek tysięcy osób. W tym przypadku w końcu też oczywiście ustąpiliśmy. Czy warto więc tak się upierać w takich sytuacjach? Trzeba pamiętać, że Unia to wielka szkoła kompromisu, którego musimy się uczyć – i zrozumieć, że jeśli my ustąpimy w jednej sprawie, to partnerzy ustąpią nam w innej. – Mieliśmy i sukcesy. Budżet unijny… – I słynne trzy razy yes premiera Marcinkiewicza. W rzeczywistości to był tylko połowiczny sukces, bo do przyjęcia budżetu obok zgody rady trzeba zgody Parlamentu Europejskiego. A ten – już w styczniu 2006 r. – zapowiedział, iż takiego budżetu nie poprze, bo jest on… za niski. W projekcie, z którego tak się cieszył premier, przewidziano bowiem za mało pieniędzy na konkurencyjność i rozwój, na badania, naukę, ochronę środowiska, wymianę młodzieży, czyli na cele tak ważne przecież dla Polski. – Czy dajemy sobie radę z wypełnianiem standardów unijnych? – Wszystkie państwa mają w tej materii jakieś zaległości. Polska generalnie spełnia unijne standardy, straszakiem prawnym jest groźba skierowania sprawy do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu. Przykładem choćby Grecja, która miała wprowadzić w życie dyrektywę o składowaniu odpadów i kiedy zwlekała, naraziła się na unijne sankcje. Procedura trwała niemiłosiernie długo, prawie 10 lat, ale w końcu ETS zasądził 20 tys. euro za każdy dzień zwłoki we wdrożeniu tej dyrektywy. Po wyroku Grecy natychmiast dostosowali swoje prawo do wymagań dyrektywy i zrobili porządek z odpadami. Procedury i postępowanie przed unijnym trybunałem trwają długo, ale naprawdę może się skończyć źle. Dla Polski jest jednak najważniejsze, byśmy unikali opóźnień w obszarze wdrażania i stosowania unijnych standardów w dziedzinie demokratyzacji życia i praw człowieka. Takie uchybienia zostają natychmiast dostrzeżone, błyskawicznie wychwycone i wytknięte. Gdy podjęto decyzję o zakazie Marszu Równości w Poznaniu, uchyloną na szczęście przez sąd, to Zieloni w Parlamencie Europejskim od razu mówili: Polska narusza standardy, trzeba będzie zastosować wobec niej sankcje z traktatu w Maastricht za łamanie praw człowieka. Ostatnio zdumienie posłów wywołał też list Ministerstwa Edukacji ostrzegający przed zapraszaniem do szkół przedstawicieli ruchów pacyfistycznych, równościowych czy ekologicznych. I nie łudźmy się, że do Brukseli, do europosłów nie docierają wiadomości o tym, co się dzieje w Polsce. Docierają natychmiast. A posłowie są wyczuleni na punkcie przestrzegania wszelkich przepisów równościowych. – Chyba nawet przeczuleni. – Zapewnienie wolności i poszanowania praw człowieka to najważniejsze zobowiązanie unijnych rządów. To trzeba zrozumieć i stosować. I pamiętać, że wchodząc do Unii, pożegnaliśmy „wschodnią” interpretację praw człowieka, a weszliśmy

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2006, 21/2006

Kategorie: Wywiady