Transsyberyjski trans

Transsyberyjski trans

W pociągu Moskwa-Tynda pasażerowie spędzają tydzień Pociąg Moskwa-Tynda w ciągu sześciu dni pokonuje 6721 km. Początkowo jego trasa biegnie po nitce sławnej Kolei Transsyberyjskiej, by w miejscowości Tajszet zboczyć na tory Bajkalsko-Amurskej Magistrali Kolejowej. Niektórzy pasażerowie w drodze do Tyndy spędzą w pociągu aż 118 godzin. Ale to nic w porównaniu z obsługującymi skład konduktorami – ci jeżdżą pociągiem całe lata! Nina Aleksiejewna Boriatina mieszka w Tyndzie i jak sama twierdzi… w pociągu Moskwa-Tynda. – Moskwa to tutaj, gdzie wsiadamy – tłumaczy cierpliwie, gdy pociąg rusza wolno z Dworca Kazańskiego w Moskwie. – Cały świat wie, co to jest Kreml, plac Czerwony, Arbat – peroruje tonem przewodnika wycieczki. – Bo Tyndę to mało kto zna – uzupełnia. Tynda to niewielkie miasto uważane za stolicę BAM-u. – Nie byłoby Tyndy, gdyby nie żeliezna doroga – wspomina sympatyczna konduktorka. Rzeczywiście, położone na dalekim Zabajkalu miasteczko jest ważnym węzłem kolejowym. Tam właśnie z gór Zabajkala zbiegają tory BAM-u i wiodą dalej, hen, ku Morzu Ochockiemu, aż do Sowieckiej Gawani. Z Tyndy nasyp biegnie do odległej Jakucji i w przeciwnym kierunku, na południe, do Skoworodina. Ale najważniejsze i najbardziej znane tam tory kolejowe to te, które górami Zabajkala, brzegiem Bajkału, mokradłami nizin syberyjskich wiodą na zachód – do Moskwy. Na Dworzec Kazański. „Prowadnik” – Nina Aleksiejewna Nina Aleksiejewna pracuje na kolei już osiem lat i cały czas na trasie Moskwa-Tynda. Podróż na odcinku z Tyndy do Moskwy trwa sześć dni, w Moskwie konduktorzy odpoczywają jeden dzień i potem znów sześć dni spędzają w pociągu. Dwa tygodnie w domu, dwa tygodnie w pociągu. Pani Nina prawie cztery ostatnie lata spędziła w podróży. Jej syn obliczył, że tylko pociągiem przejechała 1.344.200 km. To tak, jakby 33 razy okrążyła świat po równiku. Ale prawdziwi rekordziści nawet sześć lat życia spędzili w wagonie kolejowym, pokonując tam i z powrotem ten sam odcinek z Moskwy do Tyndy. Rosyjscy konduktorzy mają więc dwa domy – ten prawdziwy i ten w wagonie. Dom, jak to na Syberii, zazwyczaj drewniany albo w bloku z przydziału, a wagon „płackartny” bądź „kupiejny”. Bo takie dwa standardy przede wszystkim oferuje RŻD (Rosijskaja Żelieznaja Doroga). Ten drugi, „kupiejny”, niczym się nie różni od polskich kuszetek, jest tylko nieco wygodniejszy. Płackarta to właściwie także wagon sypialny, ale bez ścian oddzielających nisze sypialne od korytarza. – Całe szczęście, że ich nie ma – zauważa Nina Aleksiejewna. Dzięki temu ludzie mogą się poznać, swobodnie rozmawiać i w płackartie wsiegda wiesieło. A rozmawiać trzeba, bo jak inaczej przetrwać tyle dni w podróży? Płackarta jest też dużo tańsza. Za niecałe 300 zł można nią przejechać prawie całą rosyjską część Azji. Natomiast kupe (tak nazywa się w gwarze kolejarzy wagon kupiejny) kosztuje już o połowę więcej i jest przeznaczony dla podróżnych o wyższych niż przeciętne wymaganiach. Ale podróż Koleją Transsyberyjską w zamkniętym przedziale często pustego (bo drogiego) kupe, jest czymś… przed czym należy wręcz przestrzec. – Nasz narodnyj folklor uwiditie tolko w płackartie – żartuje prowadnik z sąsiedniego wagonu. Wam dalieko? – Wam dalieko? Wy kuda? – rozbrzmiewają dookoła pierwsze pytania ludzi skazanych na kilka dni we wspólnym wagonie. Nina Aleksiejewna także zagaduje pasażerów o cel podróży. Zresztą wie o nich dużo – bilety wszystkich 50 osób jadących w płackarcie trzyma w kieszeni wzorowo wyprasowanego uniformu. Nikt nie wsiądzie i nie wysiądzie bez jej wiedzy. W wagonie nic też się nie dzieje bez zezwolenia konduktora. Rosyjskie słowo prowadnik wydaje się dużo trafniejsze dla określenia dostojnej i odpowiedzialnej funkcji, jaką pełni zasłużona pani kolejarz. Tylko ona może udzielić zezwolenia na otwarcie okna. Choć latem temperatura w wagonie przekracza 30 stopni, niektóre okna są zamknięte, jako że zimą na zewnątrz bywa dużo poniżej minus 30 stopni. Kiedy kontynentalny upał zbyt dokucza, pani Nina bierze potężny topór i zręcznie wyważa zabite gwoździami okno. Tylko prowadnik może włączyć i wyłączyć potężny samowar, który bieleje w końcu wagonu. – Samowar

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 10/2006, 2006

Kategorie: Świat