Triumfalny powrót Kodeksu Hammurabiego

Coraz częściej spotykam kogoś, kto pragnie porządku, niektórzy nawet za wszelką cenę. Pewien taksówkarz oświadczył, że lubi Hitlera, bo ten potrafił zaprowadzić porządek. Jasne, transporty odchodziły punktualnie, a i piece też buzowały, jak trzeba. Takich ortodoksów nie ma wielu, ale fakt, że wszyscy tęsknią do poczucia bezpieczeństwa. „Czy pamięta pani, żeby takie rzeczy działy się w stanie wojennym?”, pyta mnie krucha staruszka, napadnięta przez króla siłowni. Nie dość, że wyrwał jej portmonetkę z małą szkodliwością społeczną, bo było tam tylko sto złotych, więc i tak nic mu nie groziło, to jeszcze dołożył w splot słoneczny tak, że zobaczyła gwiazdy. Na policję nie poszła, bo: „Czy to wiadomo, na kogo się trafi?”. Chodzi o policyjne kontakty towarzyskie i zawodowe z przestępczością zorganizowaną, jakich coraz więcej się ujawnia.
Tłumaczę tej pani, że policja oczyszcza się z elementu, co jest dobre, ale ona już w nic nie wierzy, oprócz Papieża i Pana Boga. W tej kolejności, bo Papież jest bliżej i jak kto miał szczęście, to mógł go dotknąć lub jeszcze lepiej, mógł zostać pogłaskany, jak Katarzyna Kolenda, której teraz, jako namaszczonej, nikt z TV nie ruszy.
Czytam w „Rzepie” o okradaniu nocnych pociągów przez bandy. Jakich rad udziela w tej sprawie nadkomisarz Gabriela Sikora? „Siadać w przedziale z osobami budzącymi zaufanie, unikać pasażerów bez bagażu i zawiadamiać obsługę o niepokojących zdarzeniach”. Toż to kpina i alienacja! Wiadomo, że obsługa jest zastraszona i dekuje się, by nikt jej nie znalazł, a nawet jeśli siądziesz obok nobliwej damy z czwórką dzieci, to bandziory prysną gazem i opędzlują cię z dobytku. Policja nie może nic zrobić, o czym mówi kolejny komisarz, bo nie wiadomo, gdzie cię człowieku skroili, a sprawą musi się zająć ten komisariat, na którego terenie doszło i tak dalej, zaś pociąg na ogół jedzie, mija granice, każdy może więc powiedzieć: to nie ja, to kolega.
Strach oraz poczucie, że nic nie można zrobić, jest groźne i koroduje nasze umysły jak rdza kłódkę na zapomnianej sławojce. Zwłaszcza gdy dowiadujemy się, że policja jest słaba. Z jednej strony, rodzi się poczucie bezradności obywatelskiej, z drugiej, stajemy się okrutni i żądni krwi. Pojawia się marzenie, by znalazł się jakiś rodzimy Terminator lub Rambo, który załatwi za nas to i owo. Okrucieństwo stało się chlebem powszednim we wszystkich mediach. I to nie tylko okrucieństwo psychopatycznych bandytów czyniących zło, ale i normalnych ludzi, którzy chcieliby temu zapobiec.
Wszyscy słyszeliśmy o tym, jak trzech bandziorów wzięło na nocną przejażdżkę parę dzieciaków, czternastolatkę i szesnastolatka. Dlaczego, jeżeli mieli ochotę „się zabawić”, nie poszli do agencji towarzyskiej, nie wiadomo. Dziewczynkę wielokrotnie, ze szczególnym okrucieństwem gwałcili na oczach chłopaka, zmuszonego, by na to patrzył: „Zobacz, jak twoja lalunia się sypie”, mówił Wojciech Ś.
Przypomina mi to notatkę z „GW” – otóż w Zimbabwe gwałci się córki przeciwników prezydenta Mugabe, tego patriotycznego obowiązku podejmują się weterani wojenni. Ostatnio sześciu mężczyzn gwałciło dwunastolatkę, a jej matka i siostry musiały na to patrzeć i śpiewać pieśni pochwalne na cześć prezydenta. To jest news na dalszą stronę, nie robi się z tego wielkiej sprawy, nie uznaje za zbrodnię przeciw ludzkości. Te systematyczne gwałty na małych dziewczynkach i kobietach to za mała skala, by zajęli się nią wielcy politycy, oni zajmują się swoimi cholernymi wielkimi sprawami!
Nasza rodzima historia skończyła się tak, że trzej nieludzie dziewczynkę zamordowali. Myśleli, że Piotra M., jej przyjaciela, też, bo skatowali go fachowo, przysypali ziemią, ale nadludzko odporny chłopak przetrzymał, więc bandytów szybko odnaleziono. Pili piwo. Jeden ma żonę i troje dzieci, czwarte w drodze.
Ci bandyci, zgodnie z prawami człowieka, mają prawo do obrony. Linia obrony prawie zawsze idzie w stronę imputowania ofierze, że sama chciała, nosiła krótką sukienkę, a Wioleta D. takie lubiła, co już odnotowano, no więc prowokowała. Para nastolatków sama wsiadła w nocy do samochodu, bo jednego z facetów Wioleta znała. Wsiadła, czyli sama sobie winna.
Czytałam wyniki sondaży przeprowadzonych wśród adwokatów, policjantów oraz innych urzędników sądowych. Przerażające, bo oni tak właśnie uważają, że pójście do domu mężczyzny lub krótka sukienka już usprawiedliwiają gwałt. Znam też wiele starych ciotek, które tak myślą. A wiecie dlaczego? Bo znają męską naturę i wiedzą, że w męskiej naturze leżą gwałt i agresja. Bezgraniczna, jeśli nadarzy się okazja.
Nie wiem, jak w męskich, ale w kobiecych głowach powstaje w takich przypadkach plan zemsty. Gdy przeczytałam, że gwałciciel dziewczynki, postrzelony podczas ucieczki, leży w szpitalu, od razu pomyślałam, że trzeba tam podjechać na chwilkę i załatwić sprawę od ręki. Może zrobią to lekarze? Wstydzę się swoich myśli, ale tylko trochę. Uważam, że prawa człowieka należą się ludziom. Jak pomyślę o procesie i adwokatach, którzy udowodnią, że to ofiara sprowokowała oprawców, a zamordowanie jej było wypadkiem przy pracy, to zaczynam rozumieć policjanta z Leszna, który mówi: „Już tam w pierdlu na nich czekają. Za to, co zrobili, będą mieli przesrane. Gwałciciel i pedofil pod celą nie ma życia. I wiecie co? Nie żal mi ich”. Tytuł w „GW”: „Już tam na nich czekają” ma odpowiedzieć na społeczne zapotrzebowanie na zemstę, więc cieszymy się wszyscy, ale czy naprawdę o to chodzi?

Wydanie: 2002, 35/2002

Kategorie: Felietony

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy