Upolitycznienie prokuratury jest dziś w Polsce na poziomie co najmniej takim jak w PRL, oczywiście po roku 1956 Z prof. Janem Widackim rozmawia Robert Walenciak – Czy IV RP to jeszcze państwo prawa, czy już nie? – Państwo prawa jest wtedy, kiedy prawo ma prymat nad polityką, a nie polityka nad prawem i instytucjami, które je wykonują. U nas, niestety, polityka ma już prymat nad prawem i w tym momencie kończy się państwo prawa. Ostatnim bastionem jest jeszcze Trybunał Konstytucyjny i sądy. – A co takiego się dzieje, że kończy się państwo prawa? – Mamy prokuraturę, która działa na zamówienie polityczne. Już to wystarczy. – A wcześniej nie działała? – Pan pyta o okres przed rokiem 1956? Odpowiadam – tak, zdecydowanie! W latach 1956-1989 też prokuratura działała na polityczne zamówienie, ale pewnie nie w takim zakresie jak dziś. Upolitycznienie prokuratury jest, w moim przekonaniu, na poziomie co najmniej takim jak w PRL, oczywiście po roku 1956. Co się dzieje z prokuraturą? – Mamy przykład Białegostoku, gdzie tamtejsza prokuratura de facto chroniła kandydata PiS w wyborach prezydenckich. Pisał o tym „Newsweek” – prokuratura najpierw przez prawie rok prowadziła śledztwo, a potem, przed wyborami, odstąpiła od przesłuchania kandydata, żeby o przekręcie z oczyszczalnią w czasie kampanii wyborczej nic nie mówiono. I przykład Krakowa, gdzie w czasie kampanii prokuratorzy wydali nakaz aresztowania urzędniczki z magistratu; wyprowadzano ją w kajdankach, w asyście dziennikarzy, by kilkanaście dni później po cichu wypuścić… – Z Krakowa przykładów dotyczących udziału prokuratury w wyborach samorządowych możemy podać więcej. W czasie kampanii prokuratura nagle przyspieszyła i chciano postawić zarzut Tomaszowi Szczypińskiemu, kandydatowi PO. Nie postawiono, z uwagi na immunitet. A jaki ruch był wokół prezydenta Jacka Majchrowskiego! Sam byłem przesłuchiwany – bo prokuratura nie odróżniała komitetu honorowego od sztabu wyborczego. W związku z czym wszystkich nas, członków komitetu honorowego, przesłuchano, łącznie ze Stefanem Jurczakiem, byłym senatorem „Solidarności”, na okoliczność finansów kampanii Majchrowskiego sprzed czterech lat! Takich przykładów można podawać dziesiątki. A teraz znów prokuratura szarpie Majchrowskiego – sprawę, którą prokuratura krakowska dwukrotnie umarzała, przeniesiono do Buska. Tamten prokurator ją prowadzi… – Słyszałem też, że mówi on otwartym tekstem: panowie, ja wiem, że ta sprawa powinna być umorzona, ale kazali mi ją prowadzić. I muszę… Przełożeni mu kazali. Zastanawia mnie więc, co będzie z tymi dyspozycyjnymi prokuratorami? Nie wiedzą, że jak władza się zmieni, to pójdą w kosmos? Z wilczym biletem? – Niektórzy pewnie zdają sobie z tego sprawę. Postawy są bardzo różne. Podam panu przykład pewnej sprawy, gospodarczej. Ciągnie się ona już parę lat, wszystkim oskarżonym pouchylano już dawno środki zapobiegawcze, został tylko jeden, najmniej ważny z grupy oskarżonych, który nie ma obrońcy. I dlatego, że nie ma obrońcy, nikt nie złożył w jego imieniu wniosku o uchylenie środka zapobiegawczego. On sobie w końcu to uświadomił. I na rozprawie powiedział: Wysoki Sądzie, ja paszportu nie mam, a tu wszyscy mają… Prokurator natychmiast zaooponował. Wychodzimy na przerwę, mówię mu: panie prokuratorze, on nie ma paszportu, tylko dlatego że wniosku do tej pory nie napisał… A on na to: musiałem zgłosić sprzeciw, bo jak nie, to miałbym dyscyplinarkę. Oto poziom zwasalizowania prokuratury! Prokurator prowadzący sprawę musi mieć zagwarantowane minimum swojej autonomii. – On nie jest sędzią. – Oczywiście. On nie może być niezawisły, podlega hierarchicznie, ale musi mieć margines niezależności i swobody decyzji, za które ponosi odpowiedzialność. Także w swoim sumieniu. – Mówił pan, że postawy prokuratorów są różne. To znaczy jakie? – Niektórzy starają się zachować w tym wszystkim jakąś odrobinę rozsądku i przyzwoitości. Inni starają się zachowywać tak, jak od nich władza oczekuje, bo co będzie za dwa lata, to nie wiadomo, a co jest teraz – wiadomo. Niektórzy pewnie poczuli wiatr w żaglach, pierwszy raz w życiu są tak ważni. – Czy ci prokuratorzy nie widzą, że to się dla nich marnie skończy? – Niektórzy pewnie widzą – i mają z tym problem. Pewnie gdzieś tam w aktach kontrolnych, na marginesie, notują sobie, kto i kiedy do nich dzwonił, interweniował, czego chciał… I jak zacznie się kończyć kadencja, to będą latać do przedstawicieli spodziewanej nowej władzy z informacjami i rewelacjami. – Wielu pewnie też wierzy, że PiS wygra wybory,
Tagi:
Robert Walenciak