Źle się dzieje na uczelniach prywatnych. Właściciele gonią za pieniądzem Teraz widać to jak na dłoni, bo zaczęła się rekrutacja i wszędzie pełno ulotek dla maturzystów. Rektoraty niepaństwowych uczelni w miarę rozrastania się szkoły coraz mniej troszczą się o poziom nauczania. Powód? Chodzi o pieniądze. Dlatego, o ile początkowo przeważały tam studia dzienne, z czasem zaczęły dominować – wystarczy uważnie wczytać się w informatory – systemy nauki zaocznej, wieczorowej i eksternistycznej. W ubiegłym roku akademickim studenci dzienni w szkołach niepaństwowych stanowili już tylko 20% ogółu uczących się. Było to niezgodne zarówno ze statutem tych szkół, zatwierdzonym przez MEN, jak i odpowiednimi ustawami. Tak działo się np. w Bałtyckiej Wyższej Szkole Humanistycznej w Koszalinie, gdzie studentów dziennych doliczono się 749, natomiast zaocznych – 18.123. Profesor zwerbowany Większość prywatnych uczelni wykładowców ze stopniem naukowym werbuje w szkołach państwowych. W niektórych dyscyplinach wyczerpują się już rezerwy specjalistów z tytułem profesora i doktora habilitowanego (dotyczy to np. zarządzania i marketingu) i właściciele kompletują kadrę przypadkową, z byle jakimi kwalifikacjami. Na administracji przeważają specjaliści z zakresu wojskowości, ekonomii, cywilistyki, germanistyki i kulturoznawstwa. W stwarzaniu pozorów szacownej alma mater najdalej posunął się rektor Wyższej Szkoły Hotelarstwa i Gastronomii w Poznaniu, zatrudniając na stanowiskach profesorskich również osoby w ogóle bez stopni naukowych. Niezbędnego minimum kadrowego – ustanawia je MEN – nie spełniała również Bałtycka Wyższa Szkoła Humanistyczna. Dane dla ministerstwa fałszowała: np. w przypadku jednego z doktorów habilitowanych wykazano pensum dydaktyczne 120 godzin, podczas gdy faktycznie wynosiło ono 25 godzin, u innego – wielkości te były odpowiednio: 130 i 60 godzin. Za katedrą często stawali (a raczej siadali) wykładowcy wprawdzie z tytułami naukowymi, ale i demencją starczą: co trzeci miał 70, a nawet 80 lat. – Jakość nauczania systematycznie się pogarsza, ma to związek z pączkowaniem pozastacjonarnych form studiów – twierdzą wizytatorzy MEN. Ujawnili oni też w uczelniach prywatnych przypadki samowolnego wprowadzania uproszczonych form studiów np. skracania ich przez zaliczanie nauki w szkołach pomaturalnych. Tak działo się m.in. w Profesjonalnej Szkole Biznesu w Krakowie. Jeden ze studentów rozpoczął naukę w roku akademickim 1991/92, tj. trzy lata przed powstaniem uczelni, inna osoba otrzymała indeks tej uczelni 1 października 1994 r., a uzyskała dyplom 19 lipca 1995 r. Dowody wyjątkowo niskiego poziomu nauczania znalazła Rada Główna Szkolnictwa Wyższego w Wyższej Szkole Ochrony Środowiska w Bydgoszczy. Z opinii końcowej kontrolerów dla ministra: “To nie jest szkoła wyższa. (…) W trybie natychmiastowym powinna ulec przekształceniu w technikum lub najwyżej w szkołę pomaturalną (…) ”. O dysproporcjach między wzrastającą liczbą uczelni niepaństwowych a poziomem kształcenia świadczy fakt, iż tylko 31 z nich uzyskało uprawnienia do prowadzenia studiów magisterskich. Jakie pieniądze? W dziekanatach wielu uczelni inspektorzy MEN zastali totalny bałagan. Brakowało oryginałów świadectw dojrzałości studentów, decyzji o przyjęciu na studia, wpisów w księgach dyplomów. Dyplomy wydawane były na podstawie fałszywych danych. Podawano np. że absolwent ukończył specjalizację “zarządzanie i marketing”, podczas gdy faktycznie było to “zarządzanie i marketing w hotelarstwie, gastronomii, rekreacji lub turystyce”. Wadliwych dyplomów nie anulowano. MEN nie wie, jakim majątkiem, a ściślej funduszem założycielskim rozporządzają uczelnie prywatne. We wnioskach były to sumy od 10 tys. zł do 5000 tys. zł (ten ostatni przykład pochodzi ze Schola Posnaniensis – Wyższej Szkoły Sztuki Stosowanej z siedzibą w Poznaniu). W przypadku szkół działających na podstawie ustawy o wyższych szkołach zawodowych środki majątkowe i finansowe przekazywane przez założycieli były zróżnicowane i wynosiły od 25,8 tys. zł (Wyższa Szkoła Zarządzania i Finansów z siedzibą w Bydgoszczy) do kwoty 1618,9 tys. zł (Wyższa Szkoła Bankowa z siedzibą we Wrocławiu). Czasem te deklaracje pozostawały na papierze. W zezwoleniu MEN na utworzenie Niepaństwowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Białymstoku określono minimalną wielkość środków majątkowych na 120 tys. zł. Mimo wielokrotnych monitów założyciel nie przekazał zadeklarowanej kwoty. W końcu, decyzją z 1997 r., minister nakazał likwidację szkoły. Dopiero wtedy pieniądze się znalazły, uczelnia znów działa. Założyciel Wyższej Szkoły Zarządzania i Marketingu w Sosnowcu przedłożył ministerstwu umowę darowizny
Tagi:
Helena Ciemińska









