Tysiąc razy z „Klanem”

Tysiąc razy z „Klanem”

Perypetie rodziny Lubiczów stały się przedmiotem wielu dyskusji. Dlaczego ich wyidealizowany świat Polacy uznali za swój?

Pierwszy klaps na planie filmowym „Klanu” padł 15 sierpnia 1997 r. Minęło osiem lat, i pod koniec października w warszawskiej hali L2 na terenie TVP ekipa pracująca przy telenoweli spotkała się po raz tysięczny. Jubileuszowy odcinek „Klanu” widzowie Jedynki mogli zobaczyć w ubiegłym tygodniu. Jak to się stało, że zaplanowany na sto odcinków serial doczekał się takiej rocznicy? Na czym polega fenomen pierwszej w III RP polskiej opery mydlanej?

Klanomania

22 września 1997 r. Polacy po raz pierwszy poznali rodzinę Lubiczów. Zaczęło się nietypowo jak na „Klan”, bo od rodzinnych kłótni i … uśmiercenia noworodka. Na domiar złego seniorka rodu dokonuje podziału majątku i przekazuje dochodową aptekę córce Elżbiecie, krzywdząc tym samym pozostałe dzieci. Na tym dramatyzm odcinka się nie wyczerpał, bo pod koniec okazuje się, że szczęśliwa posiadaczka apteki przez pomyłkę wydała zły lek, przez co otruła – zamiast wyleczyć – małego pacjenta.
Krwawa intryga rodzinnej sagi wciągnęła. Polacy poczuli, że „Klan” to samo życie. W konkursie rozpisanym przez telewizję publiczną właśnie ta nowela zdobyła największą liczbę głosów i została obdarzona hojnym budżetem umożliwiającym realizację kolejnych odcinków.
„Propozycja autorów „Klanu” mogłaby wejść do kanonu artystycznej bezradności i, co gorsza, także dobrego smaku. Szokujące, że komisja kwalifikacyjna z ponad 120 zgłoszonych projektów pozytywnie zaopiniowała właśnie ten”, grzmiał w „Życiu Warszawy” jeden z krytyków.
Polacy wiedzieli jednak swoje i gremialnie zasiedli przed telewizorami, by z zapartym tchem śledzić perypetie klanu Lubiczów. Szybko z trzymilionowego grona widzów wyrosła 10-, 12-milionowa społeczność. Kraj ogarnęło szaleństwo – w porze emisji relacje towarzyskie, a nawet rodzinne zamierały (nietaktem było dzwonienie wówczas na pogaduszki czy dopominanie się o obiad), powstawały fankluby serialu, a miłośnicy niezrzeszeni chwycili za pióra, by na piśmie wyrazić swój zachwyt. Szczytem marzeń było zdobycie serwisu śniadaniowego Lubiczów czy biżuterii (tzw. klanówki) serialowej Krystyny. Bo gadżety dawały złudne, acz miłe poczucie przynależności do „Klanu”.
Przez pierwsze trzy lata „Klan” był nie tylko najchętniej oglądaną operą mydlaną w Polsce, ale w ogóle najpopularniejszym programem w telewizji. – Trafiliśmy we właściwy moment. Kiedy zaczynaliśmy kręcić „Klan”, widzowie byli spragnieni polskiego serialu, chcieli znajdować na ekranie własne problemy. W dodatku serial od początku propagował dobre wzorce, przez co był przyjaznym komunikatem dla ludzi – mówi Ilona Łepkowska współautorka scenariusza do 263 pierwszych odcinków Klanu.

Niby takie same, a jednak…

Rodzina Lubiczów początkowo miała być „Dynastią” po polsku. O sukcesie „Klanu” zdecydowało jednak, to, że widzowie uznali, iż wiernie pokazuje otaczające nas realia. To już nie była wenezuelska bajka. Twórcy serialu znakomicie wychwycili cienką granicę dzielącą poczucie rzeczywistości i marzenia widza. Skoro bohaterowie są podobni do nas, to i my możemy prowadzić takie życie jak oni.
Ale czy rzeczywiście realia „Klanu” są tak bliskie codzienności Polaków? Niby jest taki jak nasze życie, a jednak lepszy. Nie ma tu tego, co w Polsce najczęstsze – biedy. Szczęśliwie omija ona bohaterów. Wszyscy żyją na wysokiej stopie. Nie ma problemu emerytów, którym nie starcza na leki, nie ma głodnych dzieci. Wrażeń estetycznych „nie psują” nam bezdomni czy żebracy.
Dlaczego w takim razie nieco wyidealizowany świat Lubiczów uznaliśmy za swój? Zdaniem dr Jadwigi Kwiek, specjalistki w zakresie psychologii i socjologii mediów, fenomen „Klanu” odnosi się do wielu mechanizmów psychologii człowieka. Mówiąc najogólniej, weszliśmy w bliski kontakt personalny z bohaterami serialu i niczym dobrych znajomych wpuściliśmy do naszych domów. Zżyliśmy się z nimi i choć często nas drażnili, trudno było nam ich wyprosić. – „Klan” jest rodzajem narracji, która dostarcza nam wzorce do identyfikacji. Jest też formą zrestrukturyzowanego mitu. W związku z tym ma do czynienia nie tylko z recepcją i odbiorem, ale też z uczestnictwem. Telenowela jest też estetycznym kiczem. I choć kicz ma pejoratywne konotacje, w tym wypadku pełni funkcję pozytywną. Pozwala bowiem na podtrzymanie stereotypów, a więc także tych postaw, które społeczeństwo w dobie kryzysu wartości chce zachować. W „Klanie” taką wartością jest rodzina – tłumaczy dr Jadwiga Kwiek.
Jej zdaniem, fenomen „Klanu” polega też na wspólnocie zainteresowań. „Ich” i „nas” łączyły podobne problemy. Mieliśmy sezonowe grypy i ataki kleszczy oraz ponadczasowe bóle głowy i stawów, nowotwory, białaczkę, nadciśnienie, depresję, urazy kręgosłupa. Bohaterom nie były oszczędzone: niepożądane ciąże, aborcje, adopcje, wynajmowanie „brzucha”, późne macierzyństwo, śluby, zdrady, rozwody, pogrzeby, gwałty, molestowanie w pracy, ale też porwania, walka o prawa rodzicielskie, rozkręcanie interesów i ich bankructwa. Scenarzyści najwyraźniej postawili sobie za punkt honoru pokazania na przykładzie Lubiczów wszystkich problemów społecznych. Do tego widz dostaje jednocześnie wskazówki, jak wybrnąć z kłopotów. I chociaż „Klan” wlecze się niemiłosiernie, nie jest wolny od powtórzeń, a czasem trąci sztucznością, stał się rodzajem kroniki współczesnych czasów. W sposób niezamierzony stał się również fantastycznym polem debaty nad ważnymi problemami społecznymi. Po odcinku, w których Lubiczowa zachorowała na raka piersi, kobiety zaczęły się zgłaszać na mammografię. Z „Klanu” ludzie zaczęli się dowiadywać, że można walczyć z chorobą Alzheimera i żyć z AIDS. I że osoba z zespołem Downa jest w gruncie rzeczy taka sama jak my wszyscy. Piotrek Swend (czyli serialowy Maciek), ze swoim charakterystycznym „Cześć, chłopie!” więcej zrobił dla przełamania stereotypów w świadomości Polaków niż niejedna kampania społeczna.
Zresztą scenarzyści włączali bohaterów Klanu także w akcje społeczne. Nie bez przyczyny Jaś Rafalski zachorował na zapalenie nerek. W ten sposób autorzy serialu włączyli się w ósmy finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, która zbierała środki na zakup cyklerów – urządzeń do dializy otrzewnowej. Pojawia się więc pytanie, w jakim stopniu serial pokazuje rzeczywistość, a jak dalece kreuje wyobrażenia o niej?
– Tu nie ma prostej odpowiedzi. Te dwa światy się przenikają. Tak jak życie tworzy mity, tak mity tworzą życie – uważa dr Jadwiga Kwiek.

Konserwatywny model życia

Na rodzinę Lubiczów mogą spaść wszystkie plagi społeczne oprócz telewizji (nikt nie przyłapał jeszcze Lubiczów na wielogodzinnym gapieniu się w telewizor). Na indeksie jest także polityka. Nie pojawia się ona w żadnym kontekście. Chociażby nad krajem przetoczył się tajfun wyborczy, w „Klanie” jest to temat tabu. I słusznie, bo biorąc pod uwagę propagandową moc serialu, moglibyśmy być na pasku przekonań politycznych scenarzystów.
Mimo to widać, że „Klan” propaguje konserwatywny model życia. Człowiek ma prawo do szczęścia i miłości. Lepiej być razem niż osobno. Małżeństwo jest wartością ponad wszystko (stąd wybaczanie zdrad).
– „Klan” jest serialem prawicowym. Ale takie są oczekiwania telewizji, która chciałaby być centrową, a ponieważ jej się to nie udaje, skręca w prawo – tłumaczy prof. Tadeusz Miczka, kulturoznawca i medioznawca.
Jego zdaniem, „Klan” jest odzwierciedleniem polityki programowej TVP. Ilona Łepkowska oponuje, choć przyznaje, że serial proponuje określony system wartości. – To był oczywiście subiektywny wybór. Życie pokazało jednak, że trafny – tłumaczy.
Tematem tabu jest również miłość fizyczna. Chociaż bohaterki zachodzą w ciążę, seksu, ba, nawet erotyzmu, tyle co kot napłakał. A jeśli już bohaterowie mówią „o tych sprawach”, to tak, żeby za dużo nie powiedzieć. „No Czesia, ty to chyba lubisz?”, pyta pielęgniarka Grażynka młodą mężatkę i dostaje równie finezyjną odpowiedź: „No, ciocia, no”. Obowiązkowo śpi się zapiętym pod szyję, a skromne panie uchylają się przed całującym je mężem wymówką o dzieciach, bólu głowy lub czekających je obowiązkach.
Niechętnie umieszcza się w scenariuszu czarne charaktery. W przeciwieństwie do typowych oper mydlanych, gdzie szwarccharaktery są siłą napędową intrygi, w „Klanie” bywa się złym rzadko i na krótko. Scenarzyści szybko wyprostowali skrzywiony kręgosłup „polskiej Alexis” – Moniki Lubicz-Ross. Przełom moralny przeżył też psychoterapeuta i lowelas Rafalski.
Słynny orędownik wartości prorodzinnych, Kazimierz Kapera z AWS, uznał w rządowym raporcie, że „Klan” jest jedynym polskim serialem, który nie narusza poczucia przyzwoitości i ładu moralnego. Oczywiście, od czasów Kapery w telenoweli pękła niejedna cnota, a pokusy zwiodły na manowce niejednego pana, ale rodzina nadal jest najwyższą wartością. Morał z noweli: wspólnie można poradzić sobie z każdym problemem.
Niektórzy żartują, że „Klan” powinien być nadawany w ramach telewizji edukacyjnej. Nachalny dydaktyzm prowadzi do kiczowatych postaci i mało życiowych dialogów. Szczytem sztuki lukierniczej było stworzenie postaci Rysia (Piotr Cyrwus) i Grażynki Lubicz (Małgorzata Ostrowska-Królikowska).

Być jak Lubicz

Bycie (z) Lubiczem to przedmiot marzeń milionów telewidzów. Inne zdanie mają na ten temat aktorzy. Życie Michała obmierzło Janowi Wieczorkowskiemu. Serialową rodzinę pożegnał słowami: „Nie mogłem patrzeć na te same twarze. Bałem się, że puszczą mi nerwy i któregoś dnia dam w mordę komuś na planie…”.
Dla aktorów granie w serialu to dobrodziejstwo i zarazem przekleństwo. Z jednej strony, sława i pewność dochodów, z drugiej zaszufladkowanie, a nawet śmierć zawodowa. Aktorzy nie mogą występować w innych serialach bez zgody producenta. Dlatego Stockinger nie zagrał chirurga w „Na dobre i na złe”. Plotki mówią, że po zdjęciu „Klanu” napisze skandaliczną powieść o znienawidzonej przez niego Agnieszce Kotulance – serialowej małżonce.
Fascynacja życiem wyjętym z „Klanu” prowadzi do pomieszania rzeczywistości serialowej z tą za oknem. – Gdy ktoś pyta, czy jest na sali lekarz, udaję, że mnie nie ma – przyznaje Tomasz Stockinger. Zygmunta Kęstowicza policjanci z drogówki przywitali słowami: „Pan prowadzi? Z pana alzheimerem?”. Agnieszka Wosińska (zakonnica Dorota), gdy zatrzymano ją za przekroczenie prędkości, usłyszała: „No, nie… Siostry Pawła karać nie będziemy”.
Dla wielu aktorów praca w serialu stała się jednak trampoliną do kariery. Tak było w przypadku Kai Paschalskiej, która ostatnio profesję aktorki dzieli z występami na estradzie. I nie ukrywa, że to „Klan” ułatwił jej muzyczny start i nagranie płyty. Ludzie kupili piosenkarkę z „Klanu”, mimo że wielkim talentem wokalnym Paschalska nie grzeszy. Paulina Holtz (serialowa starsza siostra Oli Lubicz) z planu serialu wylądowała na okładce „Playboya”.

***

Dziś „Klan” dorobił się kilku groźnych konkurentów. Po latach dominacji oddał palmę pierwszeństwa serialowi „M jak miłość”. To jednak saga rodu Lubiczów jako pierwsza znajdzie się w annałach polskich produkcji telewizyjnych. I mimo wielu – nierzadko słusznych – głosów krytycznych, trzeba przyznać, że na to miejsce sobie zasłużyła.


1000 razy Klan, czyli serial w liczbach
– 1100 aktorów pojawiło się na planie
– 50 osób z ekipy technicznej pracuje przy realizacji każdego odcinka
– 50-60 obiadów jest wydawanych w każdym dniu zdjęciowym
– 2699 dni zdjęciowych
– 2 dni kręci się jeden odcinek
– 2 ekipy pracują równolegle nad realizacją serialu
– 1,5 godziny kręci się jedną scenę
– 6 scen kręci się jednego dnia
– 12 tys. scen nakręcono
– co 3 miesiące pojawiają się plotki o zdjęciu serialu z anteny

Średnia oglądalność Klanu
1997 r. (pierwszy rok emisji) – 4 mln
2000 r. – 7,3 mln
2005 r. – 4,5 mln

Kto ogląda Klan? (na podstawie roku 2005)
kobiety – 62,71%
mężczyźni – 37,29%
najczęściej osoby powyżej 60. roku życia
głównie na wsi – 33,68%
i w miastach do 50 tys. mieszkańców – 28,21%
oraz powyżej 200 tys. – 21,16%

wykształcenie
– wyższe: 10,97%
– średnie: 32,12%
– zawodowe: 49,29%
dane telemetryczne AGB

 

Wydanie: 2005, 45/2005

Kategorie: Media

Napisz komentarz

Odpowiedz na treść artykułu lub innych komentarzy