U nas takie rzeczy się nie zdarzają

U nas takie rzeczy się nie zdarzają

Potrzeba było dziennikarki z Warszawy, żeby o skardze uczennic na molestowanie przez księdza dowiedziała się władza Sielska gmina Głowaczów leży zaledwie 80 km od Warszawy. Ale ta sielskość-anielskość jest tylko naskórkiem. Pod powierzchnią kipi inne życie. Wydaje się, że człowiek nagle przeniósł się 460 lat wstecz i wtopił w obraz Pietera Bruegla „Walka karnawału z postem”. We wsi Brzóza trwa bezpardonowa batalia przeciw uczennicom, które odważyły się poskarżyć, że były molestowane przez katechetę. Nie miały chyba świadomości, jak wielkie siły poruszą. Dyrektor szkoły zabronił nauczycielom rozmawiać o incydencie. Sprawę zatajono nawet przed lokalną władzą, choć szkoła jest jednostką samorządową. I potrzeba było dziennikarki z Warszawy, żeby rządzący się dowiedzieli. Nazajutrz po mojej wizycie w gminie, kiedy wszystko wyszło na jaw, do szkoły w Brzózie przybył korowód miejscowych emerytek. Były wzburzone, wściekłe na nauczycieli, choć oni przecież trzymali język za zębami. – Co wy robicie, nie szkoda wam księdza? – pytały. Ale machina sprawiedliwości już ruszyła i nie da się jej zatrzymać. Rada rodziców nie rozmawia Czy rada rodziców wiedziała o sprawie, czy jeśli kryła incydent, to sama, czy może wspólnie z dyrekcją szkoły go zataiła? Dzwonię do przewodniczącej rady Elżbiety Dolot. – Przygotowuję reportaż o Brzózie, a ponieważ

Cały tekst artykułu można przeczytać w elektronicznej wersji "Przeglądu", która jest dostępna dla posiadaczy e-prenumeraty lub subskrypcji cyfrowej.
Wydanie: 2019, 24/2019

Kategorie: Kraj