Uchal, król Wyszkowa

Uchal, król Wyszkowa

Stworzył jeden z najgroźniejszych w Polsce gangów i terroryzował miasto Przez wiele lat nadbużański Wyszków bezkarnie i bezczelnie terroryzowała banda oprychów dowodzonych przez Sławomira O., ps. Uchal. Prokuratora, który próbował z nimi walczyć, zatłuczono niemal na śmierć, policjantów zblatowano, ludność zastraszano. Uchal – ksywka od dużych, odstających uszu – potężne chłopisko, mięś­nie mozolnie wyrzeźbione na siłowni. Do Wyszkowa przeprowadził się wraz z rodzicami przed laty, ze wsi. Matka dostała tu pracę. Ojciec chorował, prawie nie wychodził z domu, przeważnie leżał w łóżku. Ponoć do końca życia nie mógł się pogodzić z faktem, że Polska Ludowa odebrała jego rodzinie poważny majątek – kamienice w Łomży. Uchal w przypływie nostalgii opowiadał czasem kolegom o tych kamienicach. Nie wiedział, że z tego powodu kumple nazywali go między sobą Żydkiem. W oczy nikt by go tak nie nazwał, bo Uchal miał potężne pięści. Już na przełomie lat 70. i 80. stał się w Wyszkowie znaną postacią. Trochę złodziej, trochę bandzior, prowadził barwne jak na tamte czasy życie. Alkoholowe imprezy, panienki i bójki z kolesiami – tak zaczynał król wyszkowskiego półświatka. NA DOBRĄ SPRAWĘ nikt nie wie, jak to się stało, że Uchalowi pozwolono aż tak się wybić. Z drobnego rzezimieszka nagle przeistoczył się w bossa potężnego, liczącego ponad stu żołnierzy gangu. Podporządkował sobie bandy z całego północnego Mazowsza, z Kurpiowszczyzny, jego wpływy sięgały aż do Suwałk. Współpracował na równych prawach z mafią wołomińską. Uchal to był ktoś. Prokurator Robert Strzemiński, wówczas szef Prokuratury Rejonowej w Wyszkowie: – Trochę ich zlekceważono. – Nadkomisarz Andrzej Sz., komendant powiatowy policji w Wyszkowie, mówił nam w 2004 r.: – Drobni złodzieje, którzy wyrośli ponad miarę i stworzyli strukturę przestępczą. Nikt nie potrafi sprecyzować, jaka jest miara, ponad którą nie wolno wyrosnąć drobnym złodziejom. Nie wiadomo też, przynajmniej oficjalnie, dlaczego Uchala i jego ludzi zlekceważono. A może diagnoza powinna brzmieć inaczej – to nie lekceważenie, ale zblatowanie umożliwiło rozwój choroby. Banda wczepiła się w miasto niczym rak, który atakuje przerzutami, niszczy zdrowe tkanki i powoli zabija. PIERWSZY PRZERZUT – prokuratorski. Przez lata adwokatem Uchala był P., kiedyś prokurator z Wyszkowa. Gdy prokurator przemienił się w adwokata, Uchal zyskał cennego obrońcę z odpowiednimi znajomościami i wpływami w środowisku prawniczym. Adwokat Uchala sam odpowiadał przed sądem pod zarzutem przedstawienia zaświadczenia lekarskiego potwierdzającego nieprawdę. Zaświadczenie wystawił na prośbę mecenasa pewien znany ginekolog z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie, wcześniej zatrudniony w ZOZ w Wyszkowie (mecenas P. był tam radcą prawnym). Pismo potwierdzało, że na oddział szpitalny została przyjęta Marzena O., druga żona Uchala. To wystarczyło, aby sąd zwolnił go w 1997 r. z aresztu za kaucją zaledwie 5 tys. zł. Tymczasem kobieta Uchala wcale nie leżała wtedy w klinice, wszystko było blefem, dzięki któremu bandyta wyszedł zza krat i zniknął. Listem gończym poszukiwano go aż do lutego 2001 r. Drugi przerzut raka – policyjny. Na początku lat 90. oficer policji z wojewódzkiej Ostrołęki podczas pobytu służbowego w komendzie wyszkowskiej ze zdziwieniem zauważył (i odnotował w raporcie), że miejscowi policjanci są z Uchalem po imieniu, mówią do niego Sławeczku. W mieście obserwowano radiowozy, które grzecznie odjeżdżały, kiedy tylko pojawiały się auta bandytów. Podczas nagrania telewizyjnego programu „Pod napięciem” (TVN) z jednej strony stali policjanci, z drugiej bandyci. Niejaki Cipa przed kamerą chełpił się, że ma w policji wtyki, płaci im za informacje. Trzeci przerzut – sądowy. Niespotykana łagodność, z jaką wyszkowskie i warszawskie sądy przez lata traktowały wyczyny Uchala i jego ludzi. Wspomniane wyżej wyjście za drobną kaucją, list żelazny wystawiony pod koniec lat 90. przez warszawski Sąd Okręgowy, gwarantujący Uchalowi, że nie zostanie aresztowany (sąd uwierzył, że poszukiwany listem gończym przebywał wtedy za granicą, tymczasem była to nieprawda). W sprawie o brutalny gwałt dokonany przez Uchala i jego trzech kompanów SO w Warszawie uniewinnił oskarżonych i dopiero po wyroku Sądu Apelacyjnego (w którego uzasadnieniu znalazły się bardzo krytyczne oceny werdyktu pierwszej instancji) uznał ich za winnych i skazał na więzienie. Wyroki jednak okazały się wyjątkowo łaskawe – po 2,5 roku pozbawienia wolności. Sąd

Ten artykuł przeczytasz do końca tylko z aktywną subskrypcją cyfrową.
Aby uzyskać dostęp, należy zakupić jeden z dostępnych pakietów:
Dostęp na 1 miesiąc do archiwum Przeglądu lub Dostęp na 12 miesięcy do archiwum Przeglądu
Porównaj dostępne pakiety
Wydanie: 2013, 46/2013

Kategorie: Kraj